27. Zaćmienie

348 24 27
                                    

Nuriye dawno nie odwiedzała tych rejonów pałacu. Od dłuższego czasu omijała je szerokim łukiem, bo znajome mury niosły wspomnienia. I teraz, gdy bosymi stopami wolno kroczyła po kamiennej posadce, powracały do niej niczym obrazy, na zawsze wyryte w jej pamięci. Przechodząc obok pralni niemal słyszała śmiech i wesoły głos Yahyi, wołający chodź, Sumbul aga idzie, musimy się schować; później, w dusznym, pachnącym mydłem i spowitym w mroku pomieszczeniu chichotali jak dwójka zakochanych nastolatków, skradając sobie niewinne pocałunki. Nieco dalej, wodząc dłonią po ścianie, odnalazła ruchomą cegłę, skrywającą więcej wyznań miłosnych niż kiedykolwiek wyrzekły wargi jasnowłosej; w tej skrytce wielokrotnie odnajdowała wiersze pisane przez jedynego poetę, którego mogłaby słuchać godzinami. Docierając do drzwi prowadzących do ogrodu pchnęła je bez wahania, od razu czując na twarzy powiew chłodnej bryzy; przymknęła powieki, oczami wyobraźni przywołując momenty, gdy nie musiała przekraczać tych wrót samotnie. Wszystko w porządku, musisz zacząć żyć beze mnie usłyszała słowa, które Yahya wciąż powtarzał, gdy co noc nawiedzał ją w snach. A ona bardzo chciała w nie uwierzyć.

Delikatny uśmiech zagościł na twarzy niewiasty, kiedy jej stopy dotknęły chłodnej trawy i mogła podążyć w głąb ogrodu, nieograniczona żadnymi regułami czy strażą, wiecznie śledzącą każdy krok, jaki zamierzała podjąć. Upragniona wolność wlała w serce Nuriye odrobinę spokoju, pozwalającego na chwilę zapomnieć o towarzyszącym nieustannie bólu. Czuła także duchową obecność ukochanego i swego rodzaju błogosławieństwo; wiedziała, że on chciał, aby była dokładnie tak szczęśliwa jak w tamtym momencie, gdy beztrosko kroczyła otoczoną kwiatami alejką, opuszkami palców muskając delikatne, różnokolorowe płatki i wdychając ich słodki zapach. Pogrążona w swoim świecie, niemal zatraciła cel, w jakim rzeczywiście opuściła komnatę. Bladolicą sułtankę do rzeczywistości przywróciło dopiero głośne chrząknięcie, oznaczające, iż wcale nie była sama, jak wydawało się jej od samego początku. Wytrącona z równowagi, gwałtownie przystanęła, poszukując źródła tego niespodziewanego dźwięku. Odnalazła je prędko, dostrzegając stojącego nieopodal mężczyznę; nieprzeniknione, stalowe tęczówki zderzyły się z tymi o barwie gorzkiej czekolady, wytwarzając pomiędzy sobą osobliwe napięcie.

- Nie za późno na spacery? - Niski, głęboki głos dotarł do uszu niewiasty, powodując niekontrolowane drżenie ciała; natychmiast skarciła się za ten odruch, przyjmując swą charakterystyczną, wyniosłą pozę, stanowiącą swoistą obronę przed światem zewnętrznym.

- Nie twoja sprawa - warknęła ostro, nieco przytomniejąc i przypominając sobie o notatniku, który przecież miała odnaleźć.

- Hatun, trochę szacunku - rzekł surowo nieznajomy, powodując u Nuriye reakcję, której sama by się nie spodziewała.

Perlisty śmiech sułtanki wypełnił ciszę między nimi, budząc konsternację na twarzy mężczyzny. Długą chwilę obserwował, jak jasnowłosa niewiasta jawnie go wyśmiewa, nie potrafiąc jakkolwiek zareagować, może powstrzymywany faktem, że wokoło nie było żadnych świadków. Dziewczyna, wciąż rozbawiona, wreszcie wolno pokonała dzielący ich dystans, spoglądając prosto w te enigmatyczne oczy, niewątpliwie mające w sobie coś hipnotyzującego.

- Wybacz, panie, lecz nie wyglądasz na mego drogiego brata, a jedynie przed jego obliczem jestem w stanie bić pokłony - rzuciła ironicznie i nieco zgryźliwie, z dziwną satysfakcją obserwując niezrozumienie, jakim błyszczały tęczówki mężczyzny. - Może Bayezid wyjaśni mi kim właściwie jesteś, by pouczać jego najdroższą siostrę.

- Sułtanka Nuriye? - zapytał z dozą niepewności, marszcząc brwi, jakby nie dowierzał, że ta drobna, niepozorna niewiasta o pięknym, łagodnym licu może być tą, o której wszyscy plotkowali, nazywając zimną i okrutną.

Tysiąc Łez ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz