Rozdział 19

1.8K 134 16
                                    

Szłam korytarzem z każdym krokiem jakby coraz bardziej opadając z sił. Większość uważa za najgorsze uczucie nienawiść, rozpacz czy tęsknotę. Jednak ja miałam inne zdanie. Największym przekleństwem ludzkości była, jest i zawsze będzie miłość. To ona potrafi odbierać zmysły, uskrzydlać i ranić, dawać i odbierać nadzieję, ożywić i zabić. Będąc pod jej wpływem traci się zdrowy rozsądek. Czym jest miłość? Jest jak róża - choć piękna i każdy jej pragnie, ma kolce, które okaleczają kiedy po nią sięgasz. Miłość składa się głównie z poświęceń i całkowitego oddania. Trzeba umieć przegonić burzowe chmury aby nadeszły słoneczne dni. Kiedy widzisz ukochaną osobę nie zawsze czujesz radość. Czasem masz ochotę odejść i nigdy nie wrócić. Jednak mimo to jesteś gotowa oddać za nią życie, poświęcić wszystko co masz, aby jej nic się nie stało. Miłość to dar i utrapienie, przyjemność i obowiązek, przeznaczenie i przypadek. Tak jak nie ma róży bez kolców, tak nie ma miłości bez bólu. Te ciernie uszkodziły moją duszę. Pragnęłam jedynie zaznać ukojenia w jego ramionach. Czy to tak wiele?

Pogrążona w smutnych rozmyśleniach nie zauważyłam nadchodzącego mężczyzny, na którego wpadłam.

- Przepraszam... - powiedziałam speszona niepewnie podnosząc wzrok.

- Same przez ciebie problemy - westchnął z irytacją Rustem pasza. - Radzę ci więcej nie wtykać nosa w nie swoje sprawy, bo może się to dla ciebie źle skończyć - dodał i minął mnie.

Jego słowa nie zrobiły na mnie wrażenia. Mógł mnie zabić, już i tak umarłam. Nie potrafiąc dalej iść oparłam się o ścianę.

- Destur! Sehzade Mustafa hazretleri! - Nagle do moich uszu dotarł głos strażnika.

Pośpiesznie otarłam mokre policzki i starając się zasłonić twarz włosami dygnęłam. Po chwili dostrzegłam księcia, którego miałam okazję poznać jakiś czas temu. Miał na sobie ciemnoniebieski kaftan ozdobiony srebrną nitką oraz brązowy turban z dekoracją w kolorze stroju. Ku mojemu zaskoczeniu zatrzymał się przy mnie.

- Sehzade - powiedziałam cicho nie wiedząc co mam robić.

- Katarzyna, co się stało? - zapytał unosząc mój podbródek i zmuszając mnie tym samym do spojrzenia w jego ciemne tęczówki, w których widziałam szczere współczucie i troskę.

Bayezid ma identyczne oczy pomyślałam ponuro. Czy wszystko musiało mi go przypominać? Każda rzecz świadcząca o jego obecności sprawiała, że miałam ochotę krzyczeć. Jak miałam dalej mieszkać w pałacu, gdzie wszędzie było go pełno? Chciałam uciec jak najdalej i już nie wrócić. Nigdy wcześniej nie czułam się tak podle.

- Wszystko w porządku - Starałam się uśmiechnąć, ale wyszedł z tego jakiś grymas.

- Jeśli czegoś ci brakuje zawsze możesz się z tym zwrócić do mnie lub mojego rodzeństwa. Uratowałaś Bayezida i będę ci za to wdzięczny do końca mych dni. Pamiętaj o tym - odparł, po czym poszedł w swoją stronę.

Kiedy wypowiedział jego imię znów miałam ochotę wybuchnąć płaczem. Muszę wziąć się w garść pomyślałam. Gdybym się załamała, to mogłoby okazać się moją zgubą. Musiałam być silna, walczyć o swoje i nigdy się nie poddawać. Koniec złudnych marzeń, które nie miały prawa się spełnić. Ostatni raz płaczę z jego powodu postanowiłam. Czemu wciąż byłam smutna? Przecież nikt wcześniej nie zajmował takiego szczególnego miejsca jak ja. Był przy mnie, wspierał mnie i zawsze potrafił wysłuchać. To musiało mi wystarczyć, na nic więcej nie mogłam liczyć. Byłam jego przyjaciółką. Może tylko, a może aż. Powierzał mi swoje sekrety, troski, zmartwienia. Miał do mnie zaufanie, a ja nie mogłam go zawieść. Nie ja.

Tysiąc Łez ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz