Rozdział 23

1.9K 124 27
                                    

Katarzyna

Pierwszy dzień listopada przywitał nas intensywnymi opadami śniegu, które zwiastowały wyjątkowo szybkie nadejście zimy. Z rozmarzeniem wpatrywałam się w niebo zasnute chmurami, śledząc wzrokiem kolejne białe płatki spadające na ziemię. Choć już przeszło godzinę temu wstało słońce, nadal nie wyjrzało zza szarych obłoków, dlatego pochodnia umieszczona po mojej lewej stronie wciąż płonęła dając nikłe światło. Myślałam o tym, co wczoraj powiedziała mi Mihrimah. Była tak radosna, że zaczęłam zazdrościć jej tego szczęścia. Która kobieta nie chciałaby być na jej miejscu? Wreszcie dostała to, czego chciała. Miała piękną córkę, ukochanego mężczyznę i wspaniałą przyszłość przed sobą. A ja? W jednej chwili z księżniczki stałam się niewolnicą, straciłam rodzinę i szacunek. Musiałam przywyknąć do obcej kultury, trudnego języka, odmiennych obyczajów. Zakochałam się bez wzajemności, beznadziejna sytuacja... Dość skarciłam się w myślach. Miałam nie narzekać pomyślałam wzdychając cicho. Nagle zawiał chłodny, przeszywający wiatr powodując, że zatrzęsłam się z zimna. Miałam na sobie jedynie bladoniebieską suknię z długimi rękawami, która nie nadawała się na taką pogodę.

- Dotyk samotności parzy moją skórę, idę na przód, choć to tak bardzo boli. Jak mam się uwolnić z objęć tej tęsknoty..? Każdej nocy szukam ciepła twoich dłoni, gubię się w tym labiryncie. I choć ogarnia mnie bezsilność nie usłyszysz mojego wołania, bo ja nie krzyczę. Sam musisz mnie odnaleźć i ocalić od obezwładniającej ciemności... - wyszeptałam będąc sama na balkonie.

Rozcierając skostniałe dłonie wpatrywałam się w krajobraz Konstantynopola, który powoli pokrywała gruba warstwa puchu. Mimo, że było mi chłodno nie chciałam wrócić do środka. Świeże powietrze zdecydowanie dobrze na mnie działało, a poza tym nie miałam zamiaru zakłócać snu Bayezida. Zjawiłam się u niego o świcie, co okazało się niezbyt dobrym pomysłem, bo nie zdążył jeszcze wstać. Nie przeszkadzało mi to jakoś szczególnie, zwłaszcza, że uwielbiałam widok z jego tarasu. To było idealne miejsce aby pogrążyć się w rozmyśleniach. Zwykle dobrze widziałam stąd pobliski targ, jednak panujące warunki atmosferyczne skutecznie utrudniały widoczność.

- Przeziębisz się. - Niespodziewanie poczułam jak gruba peleryna okrywa moje ramiona, niemal od razu mnie rozgrzewając.

To nie płaszcz mnie ogrzał, a osoba, która mi go przyniosła... moja podświadomość oczywiście musiała się odezwać w najmniej odpowiednim momencie. Choć może i miała trochę racji...

- Dziękuję - odparłam cicho otulając się granatowym materiałem, który okazał się przyjemnie miękki.

- Długo tu stoisz? - zapytał książę znajdując się przede mną, co zmusiło mnie do spojrzenia w jego czekoladowe tęczówki, w których jak zawsze dostrzegłam wesołe iskierki.

- Nie wiem, czekałam aż się obudzisz - przyznałam czując nieprzyjemne drapanie w gardle.

- Chodź, bo rzeczywiście będziesz chora - powiedział idąc przodem, na co szybko podążyłam za nim po chwili znajdując się w jego sypialni, którą rozświetlały świecie oraz rozżarzony kominek. - Siadaj, zjemy razem śniadanie - dodał wskazując jedną z dużych poduch położonych przy drewnianym stole.

Skinęłam głową zdejmując narzutkę i zajmując wyznaczone miejsce. Obserwowałam bruneta, który usiadł naprzeciwko mnie wołając strażników, którym nakazał przynieść nam posiłek.

- Martwi mnie sprawa z Nuriye - wyznałam kiedy ponownie zostaliśmy sami.

- Katarzyna, uwierz mi, nie masz się czym przejmować. Jestem pewien, że wszystko wymyśliła żeby zrobić na nas wrażenie. - Starał się mnie uspokoić, ale ja nadal miałam wątpliwości.

Tysiąc Łez ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz