Rozdział 1

112 2 0
                                    


Siedząc w ostatniej ławce na ostatniej lekcji w ostatni dzień szkolnego tygodnia zawsze marzę żeby uciec stąd jak najdalej. Pociesza mnie fakt, że pod szkołą czeka już na mnie mój chłopak. Jak zwykle przyjechał trochę wcześniej. Wyglądam przez okno i uśmiecham się do niego. On macha do mnie, wyciąga telefon i pisze do kogoś wiadomość. Spuszczam wzrok i staram się skupić na ostatnich minutach lekcji, niestety nauczyciel opowiadam nam kolejny temat z cyklu "co by było gdyby..." Przenoszę wzrok na wyświetlacz telefonu i widzę dwie wiadomości.
"Czekam już na ciebie kochanie" i "Zabieram cie dzisiaj w świetne miejsce."

Na mojej twarzy automatycznie pojawił się uśmiech. Kocham Konrada, był moim pierwszy chłopakiem, przy którym nie musiałam nikogo udawać. Nie przeszkadzało mu, gdy nie miałam makijażu, gdy chodziłam w dresach po domu. Lubił, gdy się dla niego stroiłam, ale nie było to najważniejsze. Kochaliśmy się nad życie, ja jego a on mnie. Wertowałam w pamięci nasze wspólne wspomnienia, gdy z zamyślenia wyrwał mnie dzwonek. Spakowałam książki do torby i ruszyłam schodami przed szkołę. Na dole czekał rozpromieniony Konrad. 

- Pięknie dziś wyglądasz- powiedział całując mnie na powitanie. 

- Dziękuję - powiedziałam. Konrad ominął mnie i otworzył drzwi samochodu.

- Zapraszam, moja księżniczko - powiedział szarmancko.

- Dziękuję książę. - zaśmiałam się i wsiadłam do samochodu. - To, dokąd mnie dziś zabierasz?

- Dokładnie trzy lata temu się poznaliśmy, pamiętasz? - zapytał tajemniczo.

- Jak mogłabym tego nie pamiętać. - przywołałam ten dzień w pamięci.

Wiał delikatny wietrzyk, wracałam z imprezy u koleżanki na ostatni autobus żeby wrócić do domu. Powietrze było znacznie chłodniejsze, niż gdy wychodziłam z domu. Miałam na sobie tylko lekko rozkloszowaną czarną sukienkę na ramiączkach i sweterek, który mama wcisnęła mi przed wyjściem. Teraz szczerze jej za to dziękowałam. Co chwilę sprawdzałam godzinę na wyświetlaczu telefonu. Czas uciekał a moje nogi odmawiały posłuszeństwa od kilku godzinnej zabawy na wysokich butach. Z każdym krokiem przeklinałam moją starszą przyjaciółkę, która wypiła o kilka drinków za dużo. Obiecała, że mnie odwiedzie! 

Gdy przechodziłam przez most dzielący ulicę z małym parkiem w ciemności zobaczyłam siedzącą postać. Opierał się plecami o poręcz, kolana miał ugięte, jedną ręką podpierał głowę. Podeszłam bliżej ukucnęłam przy nim i poczułam mocną woń perfum. To wystarczyło mi żeby rozpoznać postać. Znałam dokładnie jego zapach, tyle razy wtapiałam twarz w jego szalik, który znalazłam przypadkiem na korytarzu szkolnym. Potem przez kilka dni przy pomocy szala szukałam perfum, których używa. Gdy znalazłam odpowiedni zapach kupiła trzy opakowania i bez przerwy perfumuje szalik, który leży teraz w moim pokoju i czeka na mnie. Nie można pomylić tego zapachu z niczym innym. To musi być on. Gdy to do mnie dotarło serce automatycznie przyspieszyło. Miałam ochotę uciekać, ale znalazłam na tyle odwagi i dotknęłam jego ramienia. "Wszystko w porządku?" -zapytałam. Podniósł na mnie wzrok i w bladym świetle księżyca ujrzałam jego piękne kasztanowa oczy. Patrzył na mnie jak na idiotkę, może, dlatego że ciągle się na niego gapiłam i nadal trzymałam go za ramię. Cofnęłam szybko rękę i usłyszałam jego piękny, głęboki, niski głos: "Znamy się?" powiedział lekko pretensjonalnym głosem. Zbił mnie z tropu tym pytaniem. "No... chyba, nie" jąkałam się. "No właśnie, więc odczep się" odburknął.

Wstałam szybko i ruszyłam zmieszana na przystanek. Było mi strasznie wstyd. Ośmieszyłam się przez chłopakiem, który już od tak dawna był moim marzenie. Całkowicie inaczej wyobrażam sobie nasze pierwsze spotkanie. Zastanawiałam się, co on tam robił jeszcze jakąś godzinę temu widziałam go z jego dziewczyną na imprezie przytulających się, całujących i łamiących moje biedne skryte serce. Ten chłopak od zawsze należał do sfery nie osiągalnej dla takich osób jak ja. Byliśmy z innych światów, nie pasowałam do niego. Mimo to nie dawałam sobie spokoju, choć moja przyjaciółka wciąż powtarzała mi, że mam odpuścić. Ja jednak nie potrafiłam, jego imię wirowało w mojej głowie. W tym momencie miałam ochotę zapaść się pod ziemię. Było mi tak wstyd, co mnie skłoniło żeby do niego podejść?! Mogłam się nie zatrzymywać i jak by nigdy nic iść dalej...

Miałam właśnie wychodzić z małego parku, przez który przechodziłam, gdy ktoś złapał mnie za ramię. Wzdrygnęłam się lekko. Stał przede mną i patrzył tymi zabójczymi oczami.
- Przepraszam, ja -zawiesił głos- zachowałem się jak palant. Jestem Konrad -wyciągnął do mnie rękę na powitanie. 

- A ja Amy - powiedziałam niepewnie. 

- Co taka dama robi nocą sama w parku? Gdzie twój książę? - żartował. Miałam ochotę odpowiedzieć mu, że mój książę stoi przede mną.

-Idę na autobus, muszę jakoś wrócić do domu, jeśli się spóźnię czeka bardzo długi spacer.

- Odprowadzę cię. - zaproponował ochoczo. - Też byłaś na imprezie u Sary?

- Tak. I teraz moje nogi muszą cierpieć. - spojrzał na moje buty i westchnął.

- Nie dziwnie się. Zastanawiam się, dlaczego cię wcześniej nie widziałem. - zamyślił się.

- Mało kto zwraca na mnie uwagę. - powiedziałam cicho.

- Wielka szkoda, taka piękna dziewczyna jak ty nie powinna się chować przed światem. - posłał mi jeden ze swoich cudownych uśmiechów. Spuściłam wzrok żeby nie widział mojego rumieńca rozlewającego się po twarzy. Ruszyliśmy w stronę przystanku. 

Tamtej nocy spacerowaliśmy przez kilka godzin i spóźniłam się na autobus, oczywiście przez Konrada, które jak mi potem wyznał specjalnie mnie zagadał żeby mógł mnie odwiedź potem do domu. Tego wieczoru jeszcze wiele razy robiłam się czerwona, gdy prawił mi komplementy. Opowiedział mi też o tym jak dowiedział się, że jego dziewczyna go zdradza i dlatego z nią zerwał. Gdy odwiózł mnie do domu powiedział na pożegnanie "śpij dobrze księżniczko".
Następnego dnia, gdy wychodziłam ze szkoły dogonił mnie na korytarzu i zaproponował wspólny obiad. Od tego czasu pisaliśmy ze sobą godzinami, tematy do rozmów nie kończyły się i zostało tak aż do teraz. 

Nadal jesteśmy razem, przez pierwsze pół roku, jako przyjaciele potem, jako para. Choć od samego początku coś do siebie czuliśmy woleliśmy trochę poczekać. Ja jeszcze przez kilka dni próbowałam się otrząsnąć z wielkiego szoku, jakim był dla mnie Konrad. Zaskakiwał mnie każdego dnia.

- Amy wróć do mnie - powiedział. Staliśmy już przez moim domem. - Idź się przebrać poczekam tu na ciebie potem pojedziemy do mnie a wieczorem do Sary.

- Do Sary? Po co?

- Czy ty mnie słuchałaś? Organizuje imprezę taką jak wtedy 3 lata temu. Stwierdziłem, że to dobra okazja żeby tym razem iść tam z tobą, jako moją dziewczyną. - uśmiechnął się.

- Wspaniale! - wsiadłam z samochodu i pobiegłam w stronę domu. To miał być dla mnie bardzo ważny wieczór. Musiałam wyglądać olśniewająco. W połowie drogi wróciłam się do samochodu i poprosiłam Konrada żeby na mnie nie czekał tylko przyjechał przed imprezą. Już z góry założyłam, że przygotowanie się może trochę potrwać.


W ostatniej chwiliOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz