Rozdział 48

19 2 0
                                    

Docieramy do hotelu. Przez Dylana czuję się jeszcze gorzej. Żegnam się z nim i dziękuję za podwiezienie. Nic nie mówi, więc proszę go jeszcze, aby zawiózł przy okazji rzeczy Amy do jej rodziców. Kiwa tylko głową nadal nic nie mówiąc. Ręce ma na kierownicy i ściska ją tak mocno, że robią się białe. Nie mam pojęcia, dlaczego jest taki zły, ale wolę już iść.

Zamykając za sobą drzwi mam wrażenie, że żegnam się z nim na zawsze. Pewnie właśnie tak jest. Jestem ciekawa, co o tym wszystkim powiedziałaby Amy. Na wspomnienie jej imienia łzy cisną mi się do oczu. Sama robię sobie krzywdę i coraz bardziej wbijam nóż w serce, ale nie potrafię inaczej. Nie umiem zapomnieć o niej. Nie chcę. Nigdy.

Jestem wykończona. Pogrzeby to jednak nie najlepsze spotkania towarzyskie. To pożegnania, a jak wiadomo one nigdy nie są dobre. Jeśli żegnamy się z kimś to znaczy, że już prawdopodobnie nigdy go nie zobaczymy.

Biorę gorący prysznic i kładę się do łóżka. W ręce trzymam szalik, który przez przypadek znalazł się w mojej torbie. Nie należy do mnie, to oczywiste. Otulam się nim i wdycham przyjemny zapach perfum. Używała własnoręcznie skomponowanych zapachów. Starannie dobierała ich skład. Wszystko robiła starannie. Moja kochana perfekcjonistka.

***

Znajduję się w moim pokoju. Za oknem świeci słońce i okazuje się, że spałam bardzo długo. Ciężko jest mi zrozumieć, dlaczego tu jestem, ale sny bywają różne. Przeciągam się kilka razy a do pokoju ktoś wchodzi. Odsłania rolety sprawiając, że jest tu teraz znacznie jaśniej. Słońce, które wydawało się ostre i gorące teraz daje o sobie znać w pełnej okazałości. Mrugam kilka razy i w końcu wiem, kto tu jest. To Amy. Czyli to sen.

- A jednak. - mówię cicho cały czas się jej przyglądając. Oby dwie wiemy, że to jeden z tych niezwykłych snów. - zastanawiałam się czy po tym wszystkim będziesz ze mną, chociaż tutaj.

- Zawsze przy tobie będę. - mówi posyłając mi promienny uśmiech.

Przez chwilę nie wiemy, co powiedzieć. Wpatrujemy się w siebie jak w zwierciadło i w końcu wstaję i ją przytulam. Wydaje się bardzo niematerialna. Mogę jej dotknąć, ma skórę i kości, ale coś się zmieniło. Widzę, że jest osłabiona i ledwo trzyma się na nogach.

- Czytałam list. - mówię powoli. Nie chcę rozdrapywać nieistotnej już sprawy, ale nie potrafię się powstrzymać. - Tak mi...

- Ellie. - przerywa mi - Nic nie mów. Nie mam czasu. Musisz uciekać. Komuś bardzo zależy na twoim życiu. Musisz się stąd wynieść i wyjechać. Nie wracaj do domu. Tam tez cię znajdą. Poszukaj sobie bezpiecznego miejsca na ziemi i wyprowadź się. Zmień wszystko, zmień sobie, życie, przyjaciół. Wszystko. Odnajdę cię. Nikomu nie ufaj a o mnie się nie martw. Wrócę, obiecuję.

Nie wiem, co mam jej odpowiedzieć. Stoję wmurowana w Ziemię i nie wiem, co dalej. Nadal mocno ją ściskam, ale czuję jak wyślizguje mi się z rąk. Nie mogę jej wypuścić, nie może teraz odejść. Nie chcę zostać sama, chcę mieć ją cały czas przy sobie, na zawsze.

Robi się przezroczysta aż w końcu całkiem znika. Co tu się do cholery jasnej dzieje.

Nie mogę już powiedzieć czy to zwykły sen czy nie. Zawsze zostawiałyśmy sobie wskazówki, które ułatwiały po przebudzeniu stwierdzenie, jaki rodzaj snu to był. Tym razem nie mam pojęcia. Nie wiem, co robić. Gryzmole szlaczki na swojej ręce na znak tego, że tu byłam. Jeśli się z nimi obudzę to będzie to znaczyło, że miałam rację a Amy faktycznie się ze mną widziała.

Co ma oznaczać, że wróci? Nie mam pojęcia. Przecież nie ma zdolności regeneracji duszy ani ciała. Nie sprawi, że jej serce na nowo zacznie bić. Przez bardzo krótką chwilę przez głowę przebiega mi szalona myśl. Co jeśli ona żyje? - jak najszybciej ją przeganiam. To nie możliwe. Może i nie widziałam ciała, ale skoro lekarze tak powiedzieli to tak musi być.

***

Gdy się budzę ślady nadal są tam gdzie były. Nie myliłam się. To był ten niezwykły stan. Była tam, widziałam ją i nie interesują mnie teraz jej słowa. Jedyne, co się dla mnie liczy to to, że jedyna droga komunikacji z moją przyjaciółką nadal działa. To może być przełom.

Od zawsze wiedziałyśmy, że to, co się dzieje nie jest normalne, ale co miałyśmy z tym zrobić. Wiadomo wiele razy na myśli przychodził różne rzeczy np. dlaczego my? Jak to się dzieje? itd. Teraz nie chcę znać na nie odpowiedzi. Wystarczy mi fakt, że to nadal działa.

Jestem cała spocona, zestresowana a w głowie huczy mi jak po porządnej imprezie. Nic nie pomaga, moje serce ma już tak wiele dziur, że nie potrafi utrzymać się na swoim miejscu. Wzrasta we mnie złość. Jak można tak szybko zapomnieć, starałam się zrozumieć Dylana, ale nie potrafię. Nie wyobrażam sobie, co musiałaby poczuć Amy gdyby się o tym dowiedziała. Zakładam, że jeszcze nie raz się o niego zapyta. Dziś miałyśmy mało czasu a ona musiała mi szybko przekazać informację. Co ja jej wtedy odpowiem?

***

Reszta nocy mija spokojnie. Nic mi się już nie śni. Nic nie czuję nic nie wiem.

Rankiem odzyskuję siły i powoli stopniowo zaczynam myśleć optymistycznie. Powoli układam plan działania na najbliższe dni. Zamierzam dziś odwiedzić cmentarz i posiedzieć tam trochę póki mam taką możliwość. Potem skoczę na małe zakupy i za dwa dni wrócę do domu. Czeka tam na mnie kilka osób. Pewnie nie ominie mnie również rozmowa z Konradem. Chcę się z nim zobaczyć i porozmawiać. Jest równie uparty jak Amy. Obydwoje wmawiali mi i samym sobie, że nic do siebie nie czują. Wiem, że było inaczej. Ta miłość była wieczna i nie tak łatwo ją zepsuć. Trochę namieszali, ale byli moimi przyjaciółmi i od zawsze umiałam ich rozgryźć. Nie powinni się nawzajem okłamywać. Każdy z nich czuł coś do drugiego, ale nie chcieli tego powiedzieć na głos. Sądzili, że to z czasem wygaśnie.

Na śniadaniu, które jem dość późno jak na siebie, nie ma zbyt wielu ludzi. Ogólnie cały hotel nie cieszy się wielkim zainteresowaniem. Może to, dlatego, że skończył się sezon wakacyjny i nieczęsto tu pojawiają się turyści. W całym swoim życiu poznałam tylko trzy osoby, które chciały zwiedzić tą część świata. Zazwyczaj pojawiała się Europa, Paryż, Londyn, Włochy, Chiny, Japonia no i oczywiście piękne Malediwy. To najczęściej wymieniane kierunki, w które chcieliby polecieć moi znajomi. Ja nigdy nie marzyłam o podróżach. To znaczy, tak jak każdy chciałam zwiedzić świata, ale dobrze było mi wszędzie tam gdzie moi bliscy. To ludzie sprawiają, że jestem szczęśliwa i to dla nich mogę zostać lub zmienić swoje miejsce zamieszkania.

A teraz Amy każe mi wyprowadzić się na drugi koniec świata i zacząć wszystko od początku. Nie jestem w stanie się na to zgodzić. To nie możliwe. Zbyt wiele bym straciła.

Straciła już ją i to wystarczy. Moje życie jak na razie wypełnia smutek, więc powrót do spokojnego domu dobrze mi zrobi i z czasem uleczy zranione serce.

***
Do końca zostało tylko 10 rozdziałów. Mam już wszystkie napisane i gotowe do dodania, więc piszcie czy lepiej czyta was się po jednym czy po dwa dziennie?

W ostatniej chwiliOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz