Rozdział 13

27 2 0
                                    

Ellie

Gdy dojechaliśmy na miejsce wbiegłam na lotnisko. Był środek nocy więc panowały pustki. Szybkim krokiem ruszyłam w stronę punkty informacyjnego i zapytałam o ten konkretny lot.

Spóźniliśmy się. Odleciała. Byłam bardzo smutna, Konrad również. Zastanawialiśmy się co mamy teraz zrobić. Telefonu nie odbierze, wszystkie konta usunęła. Nie ma jak się z nią skontaktować. Jedyną opcją jest telefon do jej rodziców, ale co to da? Gdy dowiedzą się prawdy nie puszczą jej już do domu. Byliśmy w martwym punkcie. Co mamy zrobić?

- Ellie, chodź. Jest środek nocy, musimy odpocząć. Nie da się już nic zrobić. Chyba jedyne co nam pozostało to pozwolić jej odejść.

Bez słowa odwiózł mnie do domu. Pożegnałam go i od razu poszłam się położyć. Byłam wykończona, zapowiadał się miły wieczór przed telewizorem z moją najlepszą przyjaciółką a skończył się pogonią za nią i wielką stratą. Nie pożegnałam się nawet!

Gdy leżałam już w łóżku mimo ogromnego zmęczenie nie potrafiłam zasnąć. To strasznie nie sprawiedliwe, że życie odebrało mi najważniejszą osobę na świecie.
Wszystko się posypało, jej życie, moje życie, szkoła, nasza przyjaźń. Z jednej strony rozumiem jej wybór, ale z drugiej nie wiem czy miałabym tak silną wolę żeby zostawić całe swoje życie i tak po prostu wyjechać i nigdy nie wrócić.
Już za nią bardzo tęsknię i cholernie boli mnie to, że już mogę jej nigdy nie zobaczyć. Muszę odzyskać z nią kontakt i namówić do powrotu, to jedyna szansa, aby odzyskała Konrada.

Amy

Gdy nadszedł czas lądowania, ponownie ogarnęła mnie panika. Tym razem Aron, mój kompan w podróży, pozwolił mi trzymać się za rękę. Gdy zamknęłam oczy czułam się jak by był Konradem. Moim ukochanym za którym już tak bardzo tęskniłam. Bolało mnie jednak każde jego słowo. Zasługuje na to. Wiem, ale mimo wszystko nie powinien w taki sposób obrażać żadnej kobiety. Okłamałam go, to prawda, ale zranił mnie tak bardzo, że już nigdy nie wrócę do kraju. Nadal go kocham, ale z każdym ponownym odtworzeniem jego słów w głowie to uczucie wygasa. Jest zdolny mieszać mnie z błotem a ja mam w sobie jeszcze trochę godności i nie pozwolę na takie traktowanie. To był już największy czas, aby to zakończy. Został mi jakiś miesiąc i ten właśnie czas wykorzystam przy mojej rodzinie. Szkoda mi tylko Ellie, która za błędy Konrada musi płacić. Nasza przyjaźń znacznie ucierpi, ale pewnie w jakieś wiadomości albo liście wytłumaczę jej to wszystko.

Gdy jest już po wszystkim w towarzystwie Arona opuszczam pokład samolotu. Jest mi ciężko rozstawać się z tym chłopakiem bo wiem, że już nigdy go nie zobaczę.

- No to chyba czas się pożegnać. - mówi odprowadzając mnie do wyjścia.

- Za ile masz kolejny samolot? - pytam.

- Za jakąś godzinę.

- Miło się rozmawiało. - mówię. - Trzymam za was kciuki. To znaczy za ciebie i twoją dziewczynę. Mam nadzieję, że zawsze będzie wam się tak dobrze układało.

- Dzięki. Tobie też wszystkiego dobrego. I pamiętaj, nie trać nadziei, jeśli w coś bardzo mocno wierzysz to znajdzie się sposób, aby to spełnić.

Na koniec przytuliłam go jeszcze, aby nie widział moich łez. Był to przyjacielski uścisk, ale dodał mi siły. Tan chłopak sprawił, że odzyskałam nadzieję.

Gdy wyszłam z lotniska przywitało mnie chłodne angielskie powietrze. Było bardzo wilgotno, pewnie jeszcze kilka minut temu padał deszcz, teraz jednak zza chmur przebija się księżyc. Była 4 rano, zaraz pewnie wzejdzie słońce a ja przez całą noc nie zmrużyłam oka. Obawiałam się jedynie, że rodzice po przyjeździe do domu zaleją mnie falą pytań. Po tak intensywnym dniu nie miałam ochoty odpowiadać na żadne z nich. Przyszedł mi do głowy pewien pomysł. Znalazłam wolną taksówkę i poprosiłam kierowcę, aby zawiózł mnie do najbliższego hotelu.

Gdy znalazłam się w recepcji poprosiłam o jaki kolejek wolny pokój. Pani była bardzo miła i chyba dostrzegła, że mam za sobą ciężki dzień więc bez zbędnych pytań dała mi kartę. Wyjechałam windą na odpowiednie piętro i odnalazłam swój pokój. Byłam tak bardzo szczęśliwa gdy znalazłam się w środku i bez zbędnych czynności położyłam się spać. Było mi obojętne czy mam na sobie buty piżamę czy normalne ubrania. Nic mnie nie obchodziło, tylko upragniony sen.

Gdy budzę się rankiem, przynajmniej tak mi się wydaje, że to ranek, potwornie boli mnie głowa. Zerkam na telefon który mówi mi, że jest już 14:00. Chyba spałam znacznie dłużej niż mi się wydawało.

Leżę jeszcze chwilkę w cieplutkim łóżku po czy wstaje i kieruje się w stronę łazienki. Biorę szybki prysznic, który jak zawsze pomaga mi pozbyć się wszelkich zmartwień i zmywa ze mnie całe napięcie. Potem wyszukuje w walizce jakiekolwiek ubrania i moją kosmetyczkę. Teraz żałuję, że w taki dużym pośpiechu się pakowałam. Zabrałam kompletnie nie potrzebne przedmioty i nie pasujące do siebie ubrania. Na szczęście moja cera jest ostatnio w dobrej kondycji, pomimo zażywanych leków więc nie potrzebuje aż tak wiele, aby wyglądać znośnie. Podkład trochę pudru i różu na policzki, tusz do rzęs i delikatna pomadka. Gdy już kończę przeglądam się w lustrze i oceniam całokształt moich starań. Wyglądam całkiem nieźle jak na mój stan fizyczny i psychicznie. Całość zajęła mi zaledwie pół godziny. Postanawiam przed opuszczeniem hotelu coś jeszcze zjeść.

Zabieram kartę do pokoju i ruszam w stronę bufetu. Świetnie Amy, nie ma to jak zaczynać dzień od obiadu. Wybieram skromny posiłek, trochę makaronu z sosem grzybowym i wodę. Mam straszną ochotę na grzanki ale pora śniadaniowa już dawno się skończyła.

Jem powoli układając w głowie co powiedzieć rodzicom. Nie mam pojęcia od czego mam zacząć. Będą wściekli gdy powiem im ile to już trwa, ale nie mam zamiaru znowu kogoś okłamywać. Są jedynymi osobami które mi pozostały i które muszą to zaakceptować, jeśli tego nie zrobią zostanę sama. Nie wiem czy jestem w stanie znieść kolejne odrzucenie.

Posiłek znika z talerza szybciej niż się spodziewałam. Dopijam wodę z cytryną i wracam do pokoju. Sprawdzam czy nie zostały w nim żadne moje rzeczy następnie idę do recepcji wymeldować się w między czasie zamawiam taksówkę.

Dotarcie do domu rodziców zajmuje mi jakieś półtorej godziny. Gdy jestem już na miejscu strasznie boję się wejść do środka. Co powiedzą? Co ja mam im powiedzieć? Nie mam pojęcia, liczę, że to wszystko samo jakoś pójdzie.

Wchodzę na podwórko i przez moment stoję przed drzwiami i waham się czy nacisnąć ten przeklęty dzwonek. Przypominam sobie, że nie mam innego wyjścia, po to tu przyleciałam. Nie wiem czego się tak boję, to moi rodzice, są tu po to aby mnie wspierać. Naciskam dzwonek, rozlega się głuchy dźwięk. Słyszę kroki po drugiej stronie. Drzwi otwiera mi nieznajoma kobieta. Ma ciepłe spojrzenie, wygląda jak by na mnie czekała, tylko, że ja nie mam pojęcia kim ona jest?! Pierwszy raz widzę tą osobę na oczy. Co ona tu robi?

- Witaj Amy. - mówi smutno. Ma delikatny głos podobny do mojej babci. Ona mówiła tak samo, spokojnie i z czułością. Ale tej kobiety nie znam, o dziwo ona mnie tak. Wie jak mam na imię! Próbuje coś z tego zrozumieć ale nie mam żadnego pomysłu.

W ostatniej chwiliOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz