Rozdział 34

19 3 0
                                    

Dylan

Byłem na siebie potwornie zły. Znowu ją zawiodłem, co ze mnie za debil? Nie potrafię należycie zadbać o swoją dziewczynę. Nie ma mnie przy niej gdy najbardziej mnie potrzebuje. Tak bardzo się wystraszyłem gdy nie zastałem jej w domu. Jest całym moim światem, moim wybawiciele i nie chce jej stracić.

Gdy zobaczyłem ją całą we łzach, serce mi pękło. Nie mogę patrzeć jak po tej pięknej twarzyczce spływają słone krople. Moje przeczucie się sprawdziło. Nie wiem co mam zrobić,chce ją uratować, ale nie wiem jak, chce jej pomóc, ale co mogę zrobić? Jestem rozdarty. Pierwszy raz widziałem ją w momencie w którym naprawdę się poddała. Nie ma już siły walczyć, dusi wszystko w sobie. Jej mina mówiła, że nie chce być sama i jednocześnie bardzo potrzebuje wsparcia, to, że nie chce nikogo obarczać swoimi problemami, ale chce żeby ktoś zdjął z niej ten ciężar.

Zdecydowałem się ją pocałować bo widziałem, że tego potrzebuje. Gdy nasze usta się zetknęły czułem jak schodzi z niej całe napięcie. Dzieliła się swoim problemem ze mną. Kocham ją i chcę jej udowadniać, że  każdego dnia tak właśnie jest. Chce żeby wiedziała, że nie jest sama i że zawsze jej pomogę, zrobię wszytsko żeby jej pomóc, żeby ją u r a t o w a ć.

Rano długo leżałem i nie miałem siły się podnieść. Mam ochotę spędzać z nią każdą wolną chwilę, być przy niej i może nawet pilnować. Nie wiem co zrobię gdy wkrótce wrócę do szkoły. Nie może przecież zostać sama a to już za tydzień. Moje studia się bardzo ważne bo wiem, że mogą dać mi przepustkę do kariery i świetlnej przyszłości. Chce robić coś co kocham a muzyka jest właśnie jedna z tych rzeczy. Na dodatek chłopacy wspominali coś o możliwości kontraktu z popularną wytwórnią. Za dużo tego wszystkiego.

W końcu muszę wstać i wrócić do świata choć najchętniej zamknąłbym się w pokoju i już nigdy z niego nie wyszedł.

Moja księżnicza szykuje sobie śniadanie gdy wchodzę do kuchni. Ma na sobie tylko piżamkę, słodką, niebieską z gładkiego jedwabistego materiału. Wygląda uroczo gdy kroi warzywa i podśpiewuje pod nosem jakąś piosenkę. Przysłuchuje się bardziej i zaskoczony stwierdzam, że jest to najnowszy utwór naszego zespołu.

- A mówiłaś, że nie umiesz śpiewać. - mówię podchodząc do nie niej i opierając głowę na jej ramieniu.

- Bo nie umiem. - mówię pewnie.

- Teraz to już mnie nie oszukasz. Co to za piosenka? - pytam choć dobrze wiem co śpiewała.

- Nie poznajesz? - pyta przerywając krojenie. - To chyba wystarczający znak, że nie umiem śpiewać.

- Żartuje tlyko. - śmieje się. - Mogę ci pomóc?

- Możesz umyć tamte owoce. - mówi wskazując nożem miskę.

Kończymy jej sałatkę owocową i jemy  razem. Gdyby ktoś nie znał nas i naszej sytuacji mógłby pomyśleć, że jesteśmy szczęśliwą normalną kochającą się parą. Nasze dzisiejsze zachowanie ma się nijak do tego co tak naprawdę się dzieje w naszym życiu. Choć na moment pozwalamy sobie zapomnieć o smutnej rzeczywistości i spędzić poranek jak ludzie których największy problem to w co ubrać się do szkoły albo co zjeść na lunch.

Zastanawiamy się wspólnie co będziemy dzisiaj robić. Mamy początek tygodnia więc muszę jechać na grób siostry i wymienić kwiaty oraz znicze. Mówię więc Amy, że mam kilka spraw do załatwienia, ale ona dopytuje jakie. Ma do tego prawo, nie powinniśmy mieć przed sobą sekretów więc mówię jej wszystko. Oświadcza, że pojedzie ze mną i dotrzyma mi towarzystwa. Nie wiem czy to dobry pomysł iść na randkę na cmentarz, ale może potraktuje to jako "zapoznanie" jej z inną częścią miasta. Sama to zaproponowała więc nie ma raczej nic przeciwko.

Sprzątamy po śniadaniu i bez zbędnego przedłużania jedziemy na miejsce. Wiem, że może przyjść tu każdy i o każdej porze, ale jestem tak związany z tym miejscem, że wydaje mi się bardzo prywatne. Bywam tu niezwykle często co nie jest chyba najlepsze bo jeszcze trudniej jest mi uporać się z utratą siostry.

Prowadzę Amy na miejsce trzymając ją cały czas za rękę. Rozgląda się i czyta chyba nazwiska na nagrobkach. To miejsce daje często do myślenia, ludzie odchodzą i niemal nikt o nich nie pamięta, nie zostawiają po sobie żadnego śladu. O ich istnieniu świadczy tylko głupi nagrobek na cmentarzu.

Idziemy zamyśleni gdy nagle Amy gwałtownie się zatrzymuje. Staje przed jednym z krzyży i ze zmarszczonymi brwiami czyta podpis. Chyba rozpoznaje tą parę co sprawia,  że jestem conajmniej zaskoczony.

- Znasz ich? - pytam nie puszczają jej ręki.

- Chyba tak. Poznałam pewnego chłopaka, ma na imię Aron. Leciał ze mną samolotem do Londynu. To chyba jego rodzice, wspominał mi , że nie żyją już kilka lat.

- W naszym wieku ten Aron? - pytam.

- W twoi dokładnie. Znasz go? - mówi z nadzieją w głosie.

- Nie, pewnie chodził do innej szkoły. Znam kilku Aronów ale żadnego o takim nazwisku.

- Chodźmy dalej. - mówi zamyślona.

Prowadzę ja przez szlak identycznych nagrobków, wszytko wygląda tu tak samo i ciężko nie znając tego miejsca znaleźć właściwy grób. Ja jednak wiem dokładnie gdzie jest pochowana moja siostra.

Przed jej grobem stoi wazon z bukietem bordowych kwiatów i dwa znicze. Wymieniam w nich wkłady tak aby znów mogły się palić i siadam na wilgotnej trawie. Amy idzie w moje ślady i ramię w ramię patrzymy jak nowy płomień żarzy się w zniczu.

- Często zastanawiam się jak wyglądałoby życie gdyby nie ten felerny dzień. Jak ona by wyglądała. Była śliczną grzeczną dziewczynką. Lacey miała czarne włosy do ramion. Kocham kolorowe opaski i balowe suknie. Mówiła mi zawsze, że jestem jej księciem i mam ją chronić przed złem. Widziała we mnie ideał którym nie byłem. Kochałem ją całym sercem jak prawdziwy straszy brat, ale nie byłem idelany. Gdy ktoś ją pytał czy się nie boi, ona zawsze odpowiadała, że "nie" bo jej starszy brat obroni ją przed wszelkim złem.

- Dylan, nie obwiniaj sie za to co zdarzyło się tyle lat temu. Czas wrócić do normalnego życia i zapomnieć o niektórych wydarzeniach z przeszłości. Ona zawsze zostanie w twoim sercu i to jest najważniejsze. Nie możesz się zadręczać tym co się stało.

- Każdego dnia budzę się spocony i przerażony. Widzę jej błagalny wzrok gdy spada, a ja stoję tlyko i nie potrafię się nawet ruszyć z miejsca. Słyszę jej krzyk, dziecieńcy wysoki głosik w którym jest błaganie i rozpacz. A ja nadal nic nie robię. 

- Dylan, proszę cię. Musisz sobie to w końcu wybaczyć. - mówi przytulać mnie i biorąc moją twarz w dłonie. - Ona by ci wybaczyła, jestem tego pewna. Nadal możesz być bohaterem, uratuj siebie samego, swoje życie. Nie pozwól żeby przeszłość cie zniszczyła. Czas pogodzić się z jej utratą. Jestem pewna, że Lacey nie chciałaby żebyś cierpiał z jej powodu przez tyle lat.

Kiwam tylko głową aby wiedziała, że rozumiem co do mnie powiedziała. Może ma rację? Może już czas stanąć na nogi i zapomnieć. Pogodzić się z tym na co nie miałem wpływu.

Jeszcze przez długi czas siedzimy oparci o siebie. Jeśli nie potrafiłem jej uratować to muszę zrobić to z kimś innym. Mam przy sobie w pełni żywą, prawdziwą istotę która potrzebuje teraz mojej pomocy. Wiem, że jeśli ją uratuję, jeśli sprawie, że przyżyje to ona uratuję mnie. Jej słowa działają na mnie w niezwykły sposób, sprawiają, że czuję się silny. Mówi momentami tak jak Lacey, przybiera ten sam ton głosu, spokojny opanowany i troskliwy. Wiem, że muszę się trzymać blisko niej.

W ostatniej chwiliOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz