Rozdział 46

26 3 0
                                    

Ellie

Czas płynął bardzo wolno. Z każdą godziną coraz bardziej zamykałam się w sobie. Wszelkie uczucia wyparowały. Rodzice Dylana wrócili i musiała przenieść się do dawnego pokoju Amy. Mam szczęście, że jeszcze mnie nie wyrzucili, ale stan w jakim się znajduję raczej na to nie pozwala. Spałabym pewnie pod ich drzwiami nie widząc co ze sobą zrobić.

Moje serce rozpadło się na milion kawałków. Nie mam pojęcia co ze sobą zrobić. Nie mam sił płakać, jeść pić, spać. Nie mam siły żyć. Chcę się znaleźć na jej miejscu. Chcę ją zastąpić. Chcę żeby nadal żyła, żeby była teraz tu gdzie jestem ja. Nie potrafię uporządkować myśli, nie jestem w stanie zabrać się za najprostsze czynności. Przyglądam się tępym wzrokiem otaczającym mnie ludziom.

Rodzice Dylana nie płaczą, są nadwyraz spokojni. Próbują mnie pocieszyć i doprowadzić do normalnego stanu. Mam wrażenie, że śmierć mojej "siostry" nic ich nie obchodzi. Pewnie po stracie córki nauczyli się już radzić sobie z tym bólem.

Wieczorem do pokoju przychodzi mama Dylana. Informuje mnie mechanicznym głosem, że jutro odbędzie się pogrzeb i powinnam doprowadzić się do normalnego stanu. Rodzice Amy przylecą za kilka godzin a uroczystość odbędzie się tutaj w Wellington.

Amy byłaby pewnie zadowolona. Kocha to miejsce choć twierdziła, że to wciąż nie to. Od zawsze pragnęła znaleźć się gdzieś, gdzie poczuje się dobrze. Ja też starałam się odnaleźć mój zakątek, ale nie udało mi się to. Byłyśmy do siebie tak podobne, że wychodziłyśmy z założenia, że to nasze ukochane miejsce będzie takie samo.

Czułam się dobrze wszędzie tam gdzie była ona. Nie miałam potrzeby zmieniać niczego w moim życiu. Fakt, nie mam chłopaka, ale wiem, że gdzieś tam na mnie czeka. Chcę być z osoba która faktycznie jest mi pisana. Najzwyczajniej w świecie wierzę w przeznaczenie. Przyjaciółką przeznaczoną dla mnie była Amy. Tego byłam zawsze pewna. Teraz mój świat stracił sens. Jedyna rzecz która wydawała się w moim życiu prawdziwa i nie przypadkowa to właśnie ona.

Chcę cofnąć czas. Chcę spędzić z nią jeszcze trochę czasu. Wciąż jest mi mało. Czuje niedosyt, to wszystko stało się za wcześnie.

Biorę gorący prysznic i wślizguję się pod grubą pościel. Pachnie nią. Wszytko tu wskazuje na jej obecność. Wszystkie wspomnienia są wciąż żywe i wydaje mi się, że gdy zamykam oczy przenoszę się kilka miesięcy wstecz. Wspominam każde nasze wygłupy, wycieczki, przygody, wspólne wieczory. To wszystko przepadło na zawsze. Już nigdy do tego nie wrócę. Zastanawiam się tylko czy ona teraz przy mnie jest. Czy trafiła do nieba i czy ma się dobrze. Wciąż chcę tylko jej dobra. Jej szczęści.

***

Mama bardzo dziwne sny. Ze wzmożoną siłą wracają do mnie wszystkie wspomnienia. Całe życie opierało się na jedynej nieprzemijalnej więzi jaką była przyjaźń. To było coś co miało trwać wiecznie, coś co miało nigdy nie zniknąć. To ona miała być tą która pierwsza dowie się o moim nowym chłopaku, tą której powiem o moim pierwszym dziecku, tą do której najpierw zadzwonię gdy stanie się coś złego, tą przed która nie będę w stanie niczego ukryć. Straciłam tą jedyną najprawdziwszą przyjaciółkę.

Rano budzę się a moje oczy są opuchnięte. Obiecuję sobie, że aż do pogrzebu nie będę płakać i pierwszy raz od kilku dni stanę na nogi. Dlatego też jem porządne śniadanie nadrabiając zaległości. Od długiego czasu nie miałam nic w żołądku. Niestety nic nie smakuje już tak samo. Od teraz już nic nie będzie miała takiego samego znaczenia. Nic nie będzie już miało sensu.

Po śniadaniu robię delikatny makijaż ukrywając ślady zmęczenia i nieustannego płaczu. Potem wygrzebuję z walizki czarną sukienkę. Trzymam się od tamtego pokoju jak najdalej. Zaglądam tam w ciągu dnia tylko wtedy gdy naprawdę muszę. Nie chcę wywoływać niepotrzebne emocje. Ona nie chce moich łez. Nie chce żebym płakała. Nie chce żebym cierpiała. Nie chciałaby tego.

Decyduje się na spakowanie własnych walizek. Chyba jeszcze dzisiaj przeniosę się do hotelu. Nie chcę siedzieć na głowie rodzinie Dylana. Nawet mnie nie znają a ja siedzę sobie w ich domu marnuję ich jedzenie, wodę i prąd. Przypuszczam, że jest im to obojętne, ale i tak czuje się z tym źle. Ich dom nie jest przecież przytułkiem dla bezdomnych a ja mam pieniądze na hotel. Dzisiaj jest już wystarczająco zamieszania związanego z pogrzebem więc przeniosę się dopiero gdy wszystko się skończy. Poproszę Dylana żeby zawiózł mnie do najbliższego pensjonatu albo hotelu i wtedy pożegnam się z nim na zawsze. Zrobił dla mojej przyjaciółki bardzo dużo.

Siedzę na tarasie i wdycham świeże chłodne powietrze. Jest mi zimno, ale nie trudzę się, aby iść po kurtkę. Dobrze mi w tym w czym jestem. Nagle ze środka domu a dokładniej z kuchni dobiegają mnie krzyki. Emma wrzeszczy na Dylana a on na nią. Widzę, że chłopakowi też nie jest łatwo. Tak jak ja, cały czas siedział w swoim pokoju i tonął w smutku.

Teraz całą swoją zgromadzoną złość przelewa na matkę. Nie mam ochoty przysłuchiwać bzdurnej kłótni dwojga dorosłych ludzi. Kątek oka dostrzegam w środku jeszcze jedną osobę a za jego ramieniem kolejną. Na przodzie stoi wysoki chłopak, brunet z cudownymi oczami i przenikliwym spojrzeniem. Patrzy na mnie i chwyta moje spojrzenie. Przyglądam mu się przez ułamek sekundy a potem patrzę na stojącą za nim dziewczynę. Jest śliczna. Piękne długie włosy luźno opadają na ramiona. Ma delikatną urodę, nienaganny strój i figurę. Widzę jak Dyla zwraca się najpierw do matki a potem do dziewczyny. Krzyczy na nich, ale nie rozumiem co mówi. Wysoki chłopak staje w obronie damulki i przytrzymuje zdenerwowanego Dylana. Ten chce się chyba na nich rzucić, ale nie udaje mu się to. Dziewczyna zaczyna płakać i rozpaczliwie wymachiwać rękami, jego mama robi się strasznie blada. Nie chcę dłużej przyglądać się tej przedziwnej scenie i idę w kierunku furtki. Muszę się przejść i przemyśleć całą sprawę.

Ze środka dobiega mnie dźwięk tłuczonego szkła i kolejne wrzaski które ciągle się nasilają. Mam dość, chcę się jak najszybciej oddalić. Chcę zapomnieć. Chce zniknąć.

Po 15 minutach wolnego marszu mija mnie rozpędzony samochód. Jestem lekko wystraszona bo hamuje w ostatniej chwili. Byłabym świadkiem okropnego wypadku. Ma czerwone światło, ale mimo to przejeżdża przez skrzyżowanie.

To Dylan! Uświadamiam sobie w końcu. Nie mam pojęcia co mogło go aż tak bardzo wyprowadzić z równowagi, ale awantura w domu chyba bardzo na niego wpłynęła. Nie myśli teraz racjonalnie, wiem to. Wiem też, że może zrobić teraz coś głupiego, ale nie robię nic, aby go zatrzymać. Nie fatyguje się nawet żeby do niego zadzwonić. Po raz kolejny nic nie robię.

W ostatniej chwiliOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz