Rozdział 42

29 4 2
                                    

Dylan

Zajęcia dzisiejszego dnia okazują się bardzo nudne. Siedzę właśnie na wykładzie z historii muzyki. Sala jest pełna ludzi, prawie każdy zajęty jest wszystkim poza słuchaniem wykładowcy.

Z nudów wysłałem do Amy już ze sto wiadomości. Niestety na żadną z nich nie odpowiedziała. Nie wiem co o tym myśleć, normalnie mnie nie unika, ale tłumaczę to tym, że jest zajęta. Pytanie tylko czym?

Po moje prawej stronie siedzi Mike. W przeciwieństwie do wielkości osób, próbuje skupić się na wykładzie. Robi skrupulatne notatki i zadaje od czasu do czasu pytania. Widać, że bardzo się angażuje.

Przeglądam Facebooka a mój telefon zaczyna wibrować. To Amy. Nie wiem czy odebrać, pewnie myśli, że mam teraz przerwę i chcę po prostu pogadać. Odrzucam połączenie i pisze do niej o co chodzi, ale ona dzwoni ponownie. Mike patrzy na mnie zaskoczony a ja trzymam telefon w ręce i zastanawiam się co zrobić. Coś musi być nie tak. Zabieram szybko swoje rzeczy i wychodzę z sali.

- Halo? - mówię ledwo zamykając drzwi do sali wykładowej.

- Dylan... - mówi przerażonym głosem. - Proszę przyjedź tu.

- Co się dzieje? - mówię idąc już w stronę wyjścia. W odpowiedzi słyszę tylko dźwięk tłoczonego szkła. A potem tylko cisza. - Amy? Jesteś? Amy?! - nie odpowiada.

Przyspieszam kroku aż w końcu zaczynam biec. Szybko wsiadam do samochodu którego odnalezienie na ogromnym studenckim parkingu trochę mi zajmuje.

Nie mam pojęcia co się dzieje, ale wiem jedno. Moja dziewczyna jest w niebezpieczeństwie. Boję się co mogę zastać na miejscu. Nie mam nawet pewności czy jest w domu. Powiedziała przyjedź "tu". Ale co miła na myśli?

Do operacji zostało tylko kilka dni. Ona nie może jeszcze umrzeć. Nie teraz, gdy brakuje już tak niewiele. Staram się opanować myśli i skupić się na tym co tu i teraz. Wiem jedno, muszę jej pomóc. Liczą się sekundy, które potwornie szybko uciekają. Nie wiem ile czasu mi jeszcze pozostało i czy w ogóle pozostał.

Czuję się jak w dniu kiedy zginęła Lacey. To to samo uczucie, gdy nie wiem co się dzieje, co mamy zrobić. Chce oddać kontrolę nad sobą komuś innemu. Chce pozbyć się odpowiedzialności za samego siebie, ale jednocześnie wiem, że wszystko w moich rękach i teraz tylko ja mogę jej pomóc.

Po drodze do domu dzwonię jeszcze kilka razy, ale nie odbiera. W uszach nadal słyszę dźwięk tłoczonego szkła. To mogło być wszystko.

Zastanawiam się nad najróżniejszymi scenariuszami. Co do cholery się dzieje.

Gdy jestem już na miejscu, z piskiem wjeżdżam na podjazd. Wyskakuje szybko z samochodu i biegnę do domu. O mały nie urywam drzwi. Rozglądam się po salonie i korytarzu. Zaczynam się pocić, stres narasta, serce przyspiesza.

Znajduje ją w kuchni. Leży nieprzytomna wśród odłamków szkła. Jest też trochę wody które wsiąka w materiał jej ubrań. Doskakuje do niej i w pierwszej kolejności sprawdzam oddech. Jest bardzo słaby, ledwo wyczuwalny, ale jest. Biorę ją ostrożnie na ręce tak, aby drobinki szkła na których leży nie powbijały się jeszcze bardziej w jej skórę.

Zanoszę ją ostrożnie do samochodu i wiozę jak najszybciej do szpitala. Cały czas na nią zerkam, ale ona leży nieprzytomna i oddycha coraz łapczywiej. Wiem, że zaraz przestanie a wtedy mogę ją nieodwracalnie stracić.

Zatrzymuje się pod głównym wejście, nie zawracam sobie głowy parkowaniem. Biorę ją ponownie na ręce i niosą do środka. Już na progu ktoś ją przejmuje a ja stoję i zastanawiam się co mam ze sobą zrobić. Jakaś cząstka mnie idzie razem z nią a bezwładne ciało zostaje na progu.

W ostatniej chwiliOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz