Rozdział 52

16 3 0
                                    

Tyle obaw, tyle niepewności, tyle strachu.

Każda minuta jest napięta. Boję się, czuje jak w powietrze aż drży a ja nie wiem czy dam radę.

Plan opiera się głównie na szantażu i kluczową rolę pewni Evan. To on jest odpowiedzialny za to wszystko. To on rozpętał tą wojnę i to on musi ją zakończyć. Martwię się tylko, że nie zdążymy na czas. Liczy się każda sekundą, każda chwila, w której Amy czuję ból, każdy moment, w którym może tego już nie wytrzymać.

Wierzę, że mam silną przyjaciółkę i da sobie radę. Chce jej powiedzieć, że jeszcze troszkę już tak mało brakuje, tak niewiele dzieli nas od wygranej.

Czas zakończyć coś, co nigdy nie powinno się w ogóle zacząć.

***

Rankiem jesteśmy już gotowi. Spałam zaledwie dwie godziny, ale, przez jakim kolejek zmrużeniu oka dopadają mnie koszmary. Budzę się, co 5 minut cała mokra dysząc ciężko i zastanawiając się gdzie jestem i co tu robię. Gdy wydaje mi się, że koszmar już minął uświadamiam sobie, co mnie spotkało i że tak na prawdę to jeszcze nie koniec. Jeszcze nie dziś.

Przez całą noc Dylan pomagał nam udzielając wszelkich informacji. Ufam mu w przeciwieństwie do chłopaków. Oni są w pewni wrogo nastawieni do naszego nowego pomocnika, ale ja wiem, że robimy dobrze. Widzę po tym biednym chłopaku, że jego intencje są szczere. Chce pomóc, chce naprawić to, co zespół a Evan nie musi zgrywać jedynego bohatera.

Zastanawiam się, kogo wina jest cięższa. Evan okłamywał ją przez wiele lat, ale Dylan był jej chłopakiem a mimo to był zdolny do takich rzeczy. Nie wiem, co o nich myśleć, ale jedno jest pewne. Są skończonymi głąbami i popełnili w życiu zbyt wiele błędów. Dla mnie nie wybaczalnych, ale znając życie z czasem Amy nie będzie potrafiła wyobrazić sobie bez nich życia i wybaczy im. Ona taka jest a oni wykorzystują jej zaufanie i dobroć. Chce ją przed tym chronić, ale nie jestem w stanie. Jest już dorosła i ma swój rozum. Chyba wie, co robi.

Moja rola w całej "misji" nie jest skomplikowana. Mam robić za osłonę i sztuczny tłum. Mimo wszystko chłopacy dbają szczególnie o moje bezpieczeństwo. Nie wiem jak wygląda sytuacja w szpitalu, ale to teren wroga i powinniśmy się czuć na nim zagrożeni. Jeśli Dylan twierdzi, że może być niebezpiecznie to pewnie tak będzie. On z nas wszystkich wie najwięcej. Kiedyś Evan znał to miejsce doskonale, ale przez kilka lat zdążyli wszystko zmienić. Jego odejście było początkiem zmian. Ostatni potomek założycieli zrezygnował i odszedł, dlatego nowi dyrektorzy mieli pole od popisu.

Zebraliśmy potrzebny sprzęt. Nasz plan opiera się głównie na efekcie zaskoczenia i iluzji. Mamy wpaść tam i narobić popłochu. Mam nadzieję, że będzie dobrze i wszystko przebiegnie zgodnie z planem.

Gdy się budzę nie ma już chłopaków. Przebieram się w wygodne ubrania i schodzę na śniadanie. Wybieram grzanki z dżemem i sok pomarańczowy. Wpatruje znajomych twarzy i już po chwili siedzę koło Evana i przysłuchuje się jego rozmowie.

Już po raz setny omawiają szczegóły planu. Widać, że się stresują w zasadzie ja też, więc nie ma, co się dziwić. Nie umiem po prostu przyzwyczaić się do jego obecności. Jestem ciekawa, co powie na to wszystko Amy. Jej najlepszy przyjaciel zmartwychwstał, ale chyba to nie utrudni nam tak sytuacji jak fakt, że on ją kocha i mimo obietnic wrócił. Znowu pojawia się w jej życiu tylko, że teraz nie ma już, czego psuć. Muszę mu później przypomnieć żeby pozwolił mi zadzwonić do Konrada. Zdecydowanie zasługuje na wyjaśnienia.

- ... nie wiem, a co jeśli okaże się, że oszustem i podaje nam fałszywe informacje? - wyrywa mnie z zamyślenia głos Evana. - Ellie a ty, co sądzisz? - pyta mnie.

- Chodzi o Dylana? - pytam a on kiwa głową. - No sama nie wiem. Wydaje się szczery i nie sądzę żeby miał zamiar wprowadzić nas w błąd. Moja kobieca intuicja mówi mi żeby mu zaufać.

- Uhm. - mruczy pod nosem brat Evana.

- A tak właściwie to gdzie on się podziewa? - pytam kończąc swoje śniadanie.

- Jest chyba w ogrodzie tam na tyłach. - odpowiada przyjaciel wskazując palcem tylnie wyjście na taras.

Zostawiam ich samych i idę we wskazanym kierunku. Prawie przez cały czas poruszałam sie tylko między pokojem a głównym wejściem. Nie miałam czasu zapuszczać się w głąb hotelu. Jakoś nie miałam ochoty na zwiedzanie.

Odnajduje Dylana na ławce przed ogromną fontanną. Jest wielkości mojego pokoju gościnnego!

Chłopak siedzi odwrócony do mnie plecami. Ręce opiera na kolanach a głowę ma spuszczoną. Wygląda jak przybity, udręczony człowiek. Przyglądam mu się przez chwilę a potem siadam obok niego i zastanawiam się, co powiedzieć.

- Jak przygotowania? - pyta nie podnosząc nawet wzroku. Ma smutny niski głos, lekko zachrypnięty.

- Dobrze. Wydaje mi się, że jesteśmy gotowi. - odpowiadam. - Dylan, wszystko Dobrze? Nie wyglądasz najlepiej. - mówię po krótkiej chwili ciszy.

Nie odpowiada. Nadal bardzo uważnie wpatruje się w swoje trampki jakby chciał zapamiętać każdy ich szczegół, każde zadrapanie, każde przybrudzenie.

- Wiesz - mówi w końcu. - Nigdy nie sądziłem, że dojdzie do czegoś takiego. Od samego początku czułem, że to zły pomysł. Gdy po raz pierwszy ją zobaczyłem byłem już pewien, że nie będę w stanie wypełnić swojego zadania. Zakochałem się w niej. Czułem, że to coś więcej, coś magicznego i innego. Nigdy nie miałem takiej dziewczyny. Była, to znaczy jest wspaniała pod każdym względem. Jej cudowny akcent, tak inny i wyjątkowy, sprawia, że przechodzi mnie dreszcz. Mogę słuchać jej głosu godzinami i nigdy mi się nie znudzi. Nigdy. - Teraz wreszcie na mnie patrzy. Jego ciemne jak węgiel oczy wpatrują się we mnie i przekazują cały ból i smutek.

- Nie tylko dla ciebie jest ważna. Każdy z nas coś do niej czuję i uwierz, kiedy to wszystko się skończy nie zdziwię się, jeśli Amy ucieknie daleko od nas wszystkich i zaszyje się w bezpiecznym miejscu. Nie ty jeden ją kochasz a ona nie kocha tylko ciebie.

Odchodzę zostawiając go bez słowa. Widać, że się nad sobą użala. Mam tylko nadzieję, że nie zmieni przez to zdania i nie zrezygnuje z pomocy. Powinien być jednak świadomy tego, że konkurencja jest spora a o dziwo jedynym chłopakiem bez większej winy jest Konrad. Cała reszta to banda oszustów.

***

Po śniadaniu zabieramy potrzebne rzeczy i szykujemy się do wyjścia.

- Gotowi? - pyta Evan trzymając już rękę na klamce.

- Będzie dobrze. Zobaczysz za kilka godzin usiądziemy tu spokojnie i odetchniemy zadowoleni. - mówię kładąc dłoń na jego ramieniu.

- No to do roboty. - mówi i otwiera drzwi.

W ostatniej chwiliOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz