Rozdział 17

34 3 0
                                    

- Też za tobą tęskniłam. Nadal tęsknię. Przepraszam, że nie dałam znać czy dotarłam na miejsc.

- Jak się czujesz? Powiedziałaś już rodzicom? Mam ci tyle do opowiedzenia.

- Czyje się dobrze. Biorę nadal leki i jakoś żyję z dnia na dzień, a rodzice już też wiedzą. - mówię wychodząc z biura mamy i idąc do swojego pokoju.

- Jak zareagowali?

- Wiesz, byli źli, smutni i zrozpaczeni, ale jakoś dali radę. Starają się znaleźć pomoc wśród przyjaciół lekarzy i nie tylko. A właśnie, mam nadzieję, że Konrad kompletnie nic nie wie.

- No wiesz... - zaczyna.

- Ellieee. - mówię groźnie.

- Musiałam - tłumaczy się. - chciałam naprawić wasz związek. Potrzebujesz go, kochasz go, ja to wiem.

- Kocham, ale zranił mnie, a ja jego. Nie jesteśmy już razem i nigdy nie będziemy. Wiem, że umrę i dlatego już nikomu nie powierzę mojego serca.

- Po części cię rozumiem, ale jakiś chłopak mógłby cię wspierać w tych trudnych chwilach.

- A jak zareagował Konrad? - pytam, bo faktycznie jestem trochę ciekawa co powiedział.

- Gdy widziałyśmy się ostatni raz pojechałam do niego. Czekałam jakąś godzinę, a gdy wrócił do domu wyjaśniłam mu, dlaczego kłamałaś itd. Można powiedzieć, że cię goniliśmy, ale nie było cie w domu. Twój samolot odleciał zanim dotarliśmy na lotnisko. Chciał z tobą porozmawiać. Nadal cię kocha, był bardzo przejęty tym co ci jest i już dawno zapomniał o kłamstwach, ale gdy dzwoniłam do niego następnego dnia zachował się bardzo dziwnie...

Ellie powtórzyła mi całą ich rozmowę, co do jednego słowa. Było mi tak przykro. Skończyłam szybko rozmowę i odniosłam mamie telefon, potem wróciłam do pokoju. Usiadłam na łóżku i rozpłakałam się. Co ja zrobiłam?! Kochał mnie, troszczył się o mnie. Miałam wspaniałego chłopaka, ale była tak głupia i zostawiłam go. Teraz wiem, że nie ma już szans aby go odzyskać. Wszytko stracone.

Gdy pierwsza fala smutku minęła, przebrałam się w cieplejsze rzeczy i poszłam na spacer. Nie obchodziło mnie specjalnie w którą stronę iść, ani co mam dalej zrobić. Miałam tak ogromną ochotę pobiegać. Londyńska pogoda bywa kapryśna każdego dnia. Teraz zaczął padać drobniutki deszczyk. Moje włosy i ubrania szybko pokryły się kropelkami, ale nie miało to dla mnie większego znaczenia. Szłam przed siebie nie zważając na pogodę. Mam dość, wszystko wygląda inaczej niż się spodziewałam. Miałam na sobie wygodne dresy, koszulkę i bluzę. Zrobiło się już trochę chłodno, to chyba dobry pretekst, aby pobiegać prawda? Nie zniosę dłużej tego napięcia. Moje nogi same przyspieszył. Zaczęłam biec. Serce natychmiast przyspieszyło, aby nadążyć za morderczym biegiem. Czułam się jakby wewnątrz wybuchł pożar. Paliła mnie każda cząstka ciała, ale właśnie o to mi chodziło. Ból odrywa myśli od problemów. Teraz gdy biegnę z każdym krokiem czuję się lepiej. Jest to paradoks bo ciało reaguje i wysyła wiele ostrzegawczych sygnałów. Nie reaguję na żaden z nich. Mam to gdzieś, nie obchodzi mnie co się stanie i jak tragiczne mogą być skutki takiego wybryku. Jestem ich świadoma. Może podświadomie tego właśnie chce?

Zatrzymuje się nagle. Prawie wywracam się potykając się o własne nogi. Umysł blokuje każdą część mojego ciała. Przytrzymuję się pobliskiej lampy żeby nie upaść. Kręci mi się w głowie, ale wiem, że zaraz wszystko minie. Co ja wyprawiam? Koniec z tym. Koniec ze wszelkimi myślami o śmierci. Przypomina mi się dzień w którym Konrad zabrał mnie od kina. Do tej pory nie mam pojęcia o co chodziło w tym filmie. Przez cały ten czas zastanawiałam się co zrobić ze swoim życiem. Obiecałam sobie wtedy, że będę się cieszyć ze wszystkiego co mam. Nie wyszło mi to tak jakbym chciała. Smutek ponownie wkracza, ale szybko go odganiam. Nie mogę się poddać. Jestem silna, powtarzam sobie na okrągło. Nie zmarnuje ostatnich tygodni życia! Nie mogę!

Biorę się w garść i spokojnym krokiem, zmarznięta i przemoczona wracam do domu. Zmieniam wszystko, tu i teraz. Nie mam zamiaru czekać do nowego roku, albo innych okazyjnych dni w których robi się postanowienia i planuję zacząć od nowa. Nie mam tyle czasu. Zaczynam już teraz. Podejmę się tej walki. To będzie ostatni pojedynek który stoczę . Tylko ja i choroba. Wiem, że jestem na tyle silna żeby wygrać. Choroba zżera mnie od środka, ale ja jestem silna może nie do końca fizycznie bo straciła ostatnio jakieś 10 kilogramów. Widać to chociażby po moich ubraniach. Chyba wybiorę się na małe zakupy bo wszystkie spodnie są o 3 rozmiary za duże, dopasowane swetry i bluzki stały się luźne. W ostatnim miesiącu mojego życia chcę wyglądać jak człowiek. Tak, że gdy ktoś spotka mnie na ulicy nie będzie wstanie poznać, że coś mi dolega.

Z dużym uśmiechem na twarz wracam do domu. Mama właśnie przygotowuje coś do jedzenia. Jest lekko zdziwiona moim zachowaniem. Nie chce jej nic tłumaczyć niech myśli, że po prostu wszystko jest dobrze. Idę do swojego pokoju i pobieram na telefon kilka piosenek. Zakładam moje ukochane słuchawki i włączam muzykę jak najgłośniej się da. Nie chce przeszkadzać rodzicom w pracy. Nie jestem tu po to, aby im utrudniać zadanie tylko po to aby pobyć z nimi. Sądziłam, że oni będą tego chcieli, ale jeśli nie to nie.

Odłączam się od całego świata i patrząc na ludzi za oknem krzątających się w tej nieprzyjemnej pogodzie, która w ogóle im nie przeszkadza, zastawiam się czy może nie wyjść i nie zabawić się w jakimś klubie. Stwierdzam jednak po dłuższych przemyśleniach, że nie dam rady po dzisiejszym biegu. Może jutro się uda. Jestem dobrej myśli. Nie mogę zamknąć się w sobie, wręcz przeciwnie, mam zamiar być jeszcze bardziej towarzyską osobą niż od tej pory. Czas coś zmienić. Czas zacząć żyć. Mam tak pozytywne nastawienie jak nigdy dotąd. Mogę przenosić góry. Chyba nawet gdy byłam zdrowa miałam mniej energii niż teraz. Co ta choroba robi z człowiekiem?

W ostatniej chwiliOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz