Rozdział 50

16 3 0
                                    

Siadam wygodnie na krześle a Evan zaraz obok. Bierze mnie za ręce i zaczyna mówić wolno i spokojnie lekko przyciszonym głosem.

Wszystko zaczęło się już dawno temu. Nic w waszym życiu, a zwłaszcza jej, nie było przypadkiem. - wzdycha - Moim zadaniem było odnalezienie jej i wykształcenie jej umiejętności. Najpierw musiałem jednak zdobyć jej zaufanie. Z czasem okazało się, że poznaliśmy też Konrada i ciebie. Przeżyłem z wami wiele naprawdę wspaniałych momentów i teraz żałuję tego, co zrobiłem. Przez większość życia myślałem, że działam dla dobra nauki i świata tak jak moim rodzice, ale po zmianie dyrektora organizacji ich cele nie były już takie szczytne jak za pierwotnych założycieli. Gdy już się z nią zaprzyjaźniłem i w pełni mi zaufała mogłem przystąpić do działania. Tak jak już powiedziałem, w tamtym czasie sądziłem, że robię dobrze i to nic złego. Z czasem okazało się, że jej dar jest znacznie silniejszy i musi się z kimś łączyć. Była moją przyjaciółką i opowiadała mi o wszystkich swoich snach. To były jedne z tych pierwszych. Wtedy po konsultacjach z ludźmi z organizacji, o których zaraz ci opowiem, namalowałem te zdjęcia na suficie, jak kolwiek to brzmi. Posłużyły mi do tego specjalnie farby, które odpowiednio wpływały na jej mózg i w ten sposób mogła kształtować swój dar. Po jakimś czasie okazały się zbędne i mogliśmy z nich zrezygnować, ale dla Amy to malowidło było czymś więcej.

- Było jedyną pamiątką po tobie. - mówię cicho a on wzdycha na moje słowa.

- Kształciłem ją i jej moc przez kilka lat oczywiście bez jej wiedzy. Wszystko to nie był przypadek. Nawet to, że poznała i była z Konradem. Został, że tak to ujmę: "wybrany".

- On też jest w to zamieszany?! - wykrzykuje zaskoczona, a po plecach przebiega mi dreszcz.

- Tak, ale nic nie wie, przynajmniej do czasu. Zakochał się w Amy, co było przypadkiem, ale i tak to planowałem. Zrobili to jednak bez mojej ingerencji. Byli dla siebie stworzeni a teraz to wszystko się rozpadło. Nie chciałem dla nich źle i gdy się o tym dowiedziałem byłem już pewien, że ludzie, z którymi kiedyś współpracowałem są źli.

- Czyli nigdy nie byłeś moim prawdziwym przyjacielem? - mówię łamiącym głosem.

- To nie tak. Byliście dla mnie przyjaciółmi i oparciem przez cały ten czas. Miała być to formalna przyjaźń, ale polubiłem was naprawdę i nie było mi łatwo odchodzić. Ufałem wam i wszystko, co robiłem było dla dobra nauki, świata i was. Niestety sprawy potoczyły się trochę inaczej.

Pociera skronie i myśli przez chwilę.

- Potem wszystko się skomplikowało. Projekt wyrwał się spod kontroli i dla wszelkiego bezpieczeństwa musiałem odejść. Byłem w trudnej sytuacji. Nie wiedziałem, co robić i upozorowanie śmieci wydawało się wtedy najrozsądniejszym rozwiązaniem. Bałem się o Amy, ale wiedziałem, że beze mnie nie są w stanie jej w żaden sposób wykorzystać. Tylko ja wiedziałem tak dużo o niej i byłem dla nich kopalnią informacji. Niestety nie minęło dużo czasu i wpadli na pomysł choroby. Przebywałem wtedy w krajach Afrykańskich i nie miałem o niczym pojęcia. Oni w tym czasie systematycznie podawali jej specjalne leki wywołujące objawy choroby.

- Czekaj, czekaj. Jacy oni? - pytam starając się zrozumieć, choć część z tego, co do mnie mówi. - Ci z tej całej organizacji?

-O tym za chwilę. No, więc przekupili lekarzy pracujących w waszym szpitalu. Gdy Amy pojechała do rodziców zaczęli poważnie działać. Kojarzysz niejakiego Arona? On zajmował tymczasowo moje miejsce. Już nieraz pojawiał się w życiu Amy a ta nawet o tym nie wiedziała.

- Wiedziała. - mówię zamyślona wpatrując się w jeden punkt.

- Co? - pyta zaskoczony - Mówiła ci coś o nim?

- Tak. Wspominała, że gdy leciała do rodziców siedział obok niej. Potem spotkali się chyba właśnie w Anglii przy jakieś kawiarni. To znaczy Amy mówiła, że go widziała, ale on ponoć nie. No i tutaj oczywiście. Na przystanku autobusowym czy jakoś tak.

- No to świetnie. - mówi a jego oczy przybierają ciemny odcień - Cała rodzina Dylana była w to zamieszana. Wszystko było ustawione. Amy poleciała do Wellington i tu "zaczęła leczenie". Tak naprawdę to prowadzili badanie i ekspertyzę jej przypadku. Zajmowali się snami i tym całym przenoszeniem. Gdy Amy przez przypadek spotkała mojego brata w kawiarni ten od razu do mnie zadzwonił. Zbadałem całą sprawę i przyleciałem tu. Na miejscu okazało się jednak, że nie żyje. Nic mi nie pasowało, bo przecież ona nie była chora. Dlatego postanowiłem drążyć temat.

- I co? - pytam nie potrafiąc znieść napięcia, jakie nastało.

- To też były kłamstwa. Jest teraz zamknięta i prawdopodobnie cały czas nieprzytomna. Robią jej badanie, które z tego, co mi wiadomo są straszne. Musimy ją uwolnić. Nikt oprócz nas i mojego brata o tym nie wie.

- A Dylan? Co z nim?

- Nie wiem. Wydaje mi się, że był w to zamieszany, ale pewnie nie do końca. Wyglądał na pogrzebie jakby myślał, że ona nie żyje, więc może faktycznie nic nie wie.

- Co teraz?

- Musimy ją uwolnić. Jej życie jest zagrożone a organizm osłabiony. Czas zdemontować tą przykrywkę. Oni mogą nie rozpoznać granicy i przesadzić.

- Skąd wiesz, że ci zaufam? A co jeśli kłamiesz tak jak przez całe życie. Chyba, że to, co powiedziałeś też nie jest prawdą. Jak mam to do cholery jasnej rozpoznać?!

- Proszę cię. Uwierz mi. Nie współpracuje już z nimi. Gdy dowiedziałem się, do czego są zdolni wyjechałem żeby was chronić. Ty też możesz być w niebezpieczeństwie, ale głowie dotyczy to Amy.

- Masz jakiś plan? – pytam niszcząc częściowo barykadę, która nad oddziela.

- Można tak powiedzieć, ale najpierw musimy skontaktować się z moim bratem a potem z Dylanem. Nie mam pojęcia czy można mu ufać, dlatego wykorzystamy go dopiero wtedy, kiedy będziemy pewni, że nie damy sobie bez niego rady. Jeśli współpracuje z nimi to będzie wtyczką u nas a jeśli nam pomoże to zdobędzie potrzebne informacje i dowiemy się, co dalej.

- To jest sen prawda. Nie wierzę to jest tak bardzo nierealne.

- To nie sen i wiem, że to trudne do zrozumienia, ale postaraj się. Będzie dobrze i wyciągniemy ją z tego.

Zapada długa krępująca cisza.

- Ona ci tego nie wybaczy. - mówię w końcu.

- Wiem , ale robię to dla jej dobra. Muszę ją uratować, bo ją ...

-Kochasz. - dokańczam za niego. - Kochasz ją nad życie.

- Tak. - mówi spuszczając wzrok jakby się tego wstydził. - Kocham ją.

W ostatniej chwiliOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz