VI

7.5K 425 21
                                    


Obudziły mnie głuche krzyki. Leżałam na czymś, twardym i zimnym. Otwarłam leniwie oczy ale nie dostrzegłam nic oprócz ciemności. Strach powoli pożerał mój umysł. Głowa pękała mi jak nigdy dotąd, mróz szczypał nieprzyjemnie stopy, ręce, ramiona, szyje i uszy. Wciąż miałam na sobie wilgotne ciuchy tyle, że bardziej ubrudzone i potargane. Próbowałam się podnieść ale zablokowały mnie metalowe pręty. Gdzie ja jestem!? Co się do cholery ze mną stało!? Podniosłam rękę dotykając zimnej rurki. Byłam zamknięta w klatce!? Ale jakim cudem? Nagle doszły mnie odgłosy zbliżających się kroków i po chwili ciemność ustąpiła zimnemu światłu latarki.

- A co mamy zrobić z nią? - Spytał niski, chrapliwy głos. Oślepłam gdy światło latarki uderzyło mnie wprost w oczy. Zasłoniłam się ręką i spojrzałam na porywaczy przymrużonymi oczyma.

- Opętani wdarli się do niej do domu myśląc, że tam będę zniszczyli cały jej dobytek i zamodrowali jakąś dziewczynę, szczerze wątpię że ma gdzie wracać. - Usłyszałam głos czarnego ale zamiast dodać mi otuchy sprawił, że poczułam się jeszcze bardziej zraniona. Obojętny, mroczny głos pełen wstrętu nie był skierowany bezpośrednio do mnie. Poczułam się jak zabawka; wykorzystana, skrzywdzona i odrzucona. Przeklnęłam go w myślach od najgorszych gnid. Nie mogłam wydusić z siebie żadnego dźwięku ponieważ moje gardło było nie dość, że zdarte to ciągle czułam w nim tą ogromną kulę.

- Ludzka kobieta nie jest nam do niczego potrzebna....pozbędziemy się jej, tyle. - Wyjaśnił mężczyzna stojąc obok czarnego. Podszedł bliżej kładąc latarkę na klatce. Nie widziałam twarzy obleśnego typa który majstrował przy kłódce ale czułam odrażający odór i paskudnie obleśną aurę jaką emanował. Spojrzałam z powrotem na gnoja, który posłużył się mną jak dziwką. Stał w przejściu, latarka oświetlała go całego. Miał na sobie prawie te same czarne dżinsy i czarną grubą bluzę z długimi rękawami, bez kaptura, która zaciskała się lekko na jego biodrach. Ręce trzymał w tylnych kieszeniach spodni, lekko przygarbiony, wpatrywał się we mnie leniwymi i obojętnymi, czarnymi oczami. Pokazałam mu środkowy palec gdy drzwiczki od klatki uchyliły się przede mną. Ohydny facet wziął mnie za rękę i wyszarpał z klatki by za moment popchnąć na ziemie obok. Wstałam nie wiedząc czy uciekać czy może spróbować się bronić. Nagle światło latarki poraz kolejny mnie oślepiło zasłoniłam oczy i widziałam jak napastnik wyciąga nóż i bierze zamach. Cholera! Moje oczy zbyt cierpią przez te silne światło, nic nie widzę więc nie mam jak się obronić. Robię szybki krok w tył i czuję jak końcówka noża drasnęła mi ramię, którym osłoniłam resztę ciała. Gruby rzucił latarke i niebezpiecznie szybko się do mnie przybliżył. Nie dowierzając jego niesamowicie szybkim ruchom próbuję cofnąć się o krok dalej ale moje plecy napotkały zimną ściane.

- Giń dziwko. - Wstrzymałam oddech i spanikowałam do reszty gdy ostrze zalśniło w świetle latarki. Znikąd na nadgarstku napastnika znalazła się dłoń kogoś innego. Następnie druga dłoń zacisnęła się mu na żuchwie i po chwili słyszałam jedynie gruchot kości i widziałam jak martwe ciało grubego ląduje przy moich stopach. Przerażona spojrzałam na wprost.

- Zaraz się na mnie wydrzesz ale pierw musimy się stąd ulotnić. - Powiedział pospiesznie chłopak chwytając mój łokieć i ciągnąć za sobą. Zdezorientowana zrównałam z nim szybki krok. Niespodziewanie dostrzegłam przelatujące koło mojego ucha ostrze, wbijające się w drzwi przed nami. Przeraziłam się i zerknęłam przez ramię za siebie. Serce mi stanęło gdy zobaczyłam jak mężczyzna, który przed chwilą miał skręcony kark wstaje bez najmniejszego szwanku. Zaczął do nas podchodzić podwijając rekawy do łokci. Czarny popchnął mnie lekko za siebie. - Naprawdę, rękawki będziesz sobie teraz podwijał? - Spytał rozbawionym głosem. Otyły facet rzucił się na niego z przerażającym wrzaskiem, który zmroził mi krew w żyłach.

Syn Lucyfera *Stara wersja*Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz