XII

6K 333 12
                                    


  - Wpadłaś. - powiedział rozbawiony Czarny.

Wstałam szybko z fotela wymierzając w niego cios. Chwycił mój nadgarstek i zablokował go za moimi plecami, drugą ręką przyciskając mnie do tyłu auta. Syknęłam, gdy uderzyłam głową o blachę samochodu. Zaczęłam się wiercić, jednak jego uścisk wzmocnił się i jeszcze bardziej przygniótł mnie do auta.

- Ty zasrany Skurwysynie! - krzyknęłam, wbijając w niego jadowite oczy. Wściekłość​ rosła we mnie w zastraszająco szybkim tempie, sprawiając, że palce u ręki zaczęły mnie swędzieć i mrowić. -Zjebany kutasiarzu, puść mnie! - uśmieszek z jego twarzy zniknął wraz z kolejnym wyzwiskiem jakie rzuciłam w jego stronę. Nachylił się nade mną dmuchając lekko w ucho. Chciałam mu przyłożyć z główki, ale nie potrafiłam się ruszyć. Coś przytrzymywało całe moje ciało i nie była to tylko jego silna ręka.

- Po pierwsze, radziłbym ci uważać na słowa..- wyszeptał cicho tuż przy moim uchu. Poluźnił trochę uścisk na moim nadgarstku i uwolnił w połowie z sieci, która uniemożliwiała mi ruchy.-Po drugie, kiedy cie puszcze, będziesz stać tutaj i nie waż się ruszać swojego kuszącego dupska, dopóki sam nie wezmę cie w obroty. - warknął. - Rozumiesz Corson. - dodał ostrym głosem, który rozbrzmiał w moich uszach jak grzmot. To był czysty rozkaz, przepełniony pewnością siebie i władzą. Sprawiający, że gdy mnie puścił przeszedł przeze mnie prąd wściekłości uniemożliwiający ruchy. Lukas odwrócił się do mnie plecami i klasnął dwa razy w dłonie. Poczułam się jak ofiara pranków w telewizji. To, co właśnie się działo było tak absurdalnie debilne!

- Popierdoliło cie!? Bierz ją! - krzyknął murzyn przed nami. Zmarszczyłam brwi słysząc jego nienaturalnie zachrypnięty głos. Przypominał mi bardziej głos tych wszystkich strachów w horrorach niż głos człowieka. Czarnooki zaczął rozciągać mięśnie ramion, chwaląc się przy tym swoimi doskonale umięśnionymi plecami.

- Właśnie to robiłem kilka minut temu.- zakpił. - A teraz, szykujcie się na kare za przerwanie i zrujnowanie mojego idealnego poranku. - jego głos stawał się coraz cichszy i groźniejszy ze słowa na słowo.Wręcz zobaczyłam tą niebezpieczną aurę, krążącą wokół jego osoby. Zacisnęłam dłonie i wstrzymałam oddech, rozszerzając powieki do granic możliwości, gdy nagle straciłam Lukasa z pola widzenia. Teraz już nie byłam jedyną osobą, która nerwowo zaczęła rozglądać się po wszystkich stronach, gdyż to samo zaczął robić murzyn. Znikąd czarny pojawił się za nim i wbił mocno zaciśniętą pięść w jego szczękę. Zasłoniłam oczy rękoma, by ochronić sie przed gruzami, gdy ten wbił się z impetem w ziemie kilka metrów dalej. Lukas obrócił się na palcach, podnosząc nogę kopnął następnego mężczyznę. Zwinnie i szybko przestąpił  na drugą nogę i zanim się spostrzegłam trzech kolejnych leżało na ziemi, wijąc się przy tym i krzycząc z bólu. Obalił ich szybko, jego ruchy były szybkie, bez grama zawahania. Były przepełnione zwinnością, której dotychczas nie widziałam u nikogo, pewnością siebie i siłą, przez którą dostawałam gęsiej skórki. Przez to, że miał na sobie jedynie spodnie, wyglądał jak zawodowiec. Każdy swój ruch wykonywał perfekcyjnie. Nagle ktoś chwycił mnie za ramię i pchnął mocno za samochód. Instynktownie chwyciłam rękę nieznajomego odwracając się do niego tyłem, by następnie z całej siły przerzucić go nad sobą. Uderzył o ziemię i zawył z bólu, gdy wykręciłam mu rękę. Słysząc kroki za sobą, szybko odwróciłam się przodem do następnego mężczyzny. Zamachnął się, ale przykucnęłam w odpowiedniej chwili, mocno zacisnęłam pięść i z całej siły przyłożyłam mu w żebro, by po chwili chwycić go za ramiona by wbić mu kolano w brzuch. Uniosłam łokieć trafiając w czuły punkt z tyłu głowy. Gdy już padł na ziemie podbiegłam do zdezorientowanego kolesia trzymającego pistolet. Stanęłam obok i szybko uniosłam kolano w górę, żeby wykopać pistolet z jego dłoni. Stałam twardo, obracając się by następnie uderzyć go stopą w żebra. Po chwili zgiął się w pół, klękając na ziemi. Jestem pozytywnie zaskoczona, że moje ciało nie zapomniało wszystkich lekcji samoobrony i kickboxingu. Nie zwlekając podbiegłam do srebrnej broni i podniosłam ją z rozgrzanego asfaltu. Obejrzałam się za siebie i osłupiałam. Lukas machał lekko reką, rozluźniając swój nadgarstek. Tuż pod jego stopami leżeli nieprzytomni mężczyźni. Ziemia koło nich była popękana. Wyglądała tak, jakby zleciała na nią ogromna, twarda, kilkutonowa kula. Czarny zerknął na mnie przez ramię i tak samo zaskoczony jak ja połączył nasze spojrzenia. Przyznam, trochę się boję. Ja, sama pokonałam 3 facetów, ale ponad 15 to już ogromna przesada! Mimowolnie podniosłam spluwę w jego kierunku. Naprawdę nie wiem co we mnie wstąpiło. Strach? Lukas obrócił się do mnie przodem z leniwym spojrzeniem, uniósł brwi i kącik ust. Poczułam jak coraz bardziej trzęsą mi się ręce. Nie chce go postrzelić, ale coś mnie do tego zmusza. Nie kontroluje samej siebie. Boję się tego, co zaraz zrobię. Zamykam oczy, czując jak mój palec spoczywa na spuście. Trzęsę glową, ponieważ nie dowierzam swoim czynom. Nie potrafię zmusić się do kontrolowania swojego postępowania. Tak, jakbym była zamknięta we własnym ciele i nie miała nad nim żadnej kontroli! Nogi stają sie lekkie, wręcz niewyczuwalne. Ręce coraz bardziej się trzęsą, a palce mocniej przyciskają spust. Usłyszałam huk i odczułam lekkie pchnięcie spowodowane wystrzałem.

Co ja zrobiłam!? ...

Co ja zrobiłam!?

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
Syn Lucyfera *Stara wersja*Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz