41

901 71 4
                                    

Pov Harry

Chodziłem w kółko po szpitalnym korytarzu, przez cały czas sprawdzając czy przypadkiem Vicky się do mnie nie odezwała. Bardzo chciałem wierzyć, że nic jej się nie stało i poszła do koleżanki i po prostu się u niej zasiedziała. Ta opcja wydawała się prawie niemożliwa biorąc pod uwagę to w jakim stanie znaleźliśmy Louisa, wystarczyło by, żebyśmy wrócili kilka minut później, a ten by się wykrwawił na śmierć. A poza tym to po jej kilkudniowym zniknięciu

- Przestań rzesz tak chodzić, bo już mi się w głowie kręcić - warknął na mnie Zayn, niestety ja nie potrafiłem usiąść i tak bezczynnie czekać na rozwiązanie.

- Muszę jakoś rozładować swoje emocje, bo inaczej coś we mnie wybuchnie.

- To do cholery jasnej i sobie na zewnątrz i tam pochodź - posłuchałem jego rady i jak najszybciej opuściłem mury tego okropnego budynku. Ostatnio wszystko w naszym życiu się pierdoli. Najpierw postrzał Nialla, potem Victoria zniknęła na kilka dni, ten jej wujek ją uprowadził, a teraz jeszcze Louis walczy o życie, nie mamy pojecia co się dzieję z Vicky i na dodatek Nialler też nie daję znaku życia. Mam tylko nadzieję, że jemu nic się nie stało.

***

Po czterech godzinach czekania przyszedł do nas jakaś lekarka i oznajmiła nam, że Louis przeżył i jego stan na razie jest ciężki, ale za to stabilny. Wszyscy mogliśmy odetchnąć z ulgą.

- A kiedy on się obudzi? - spytał Liam. Miałem nadzieję, że to nastąpi jak najszybciej, tylko wtedy będziemy mogli ustalić kto mu to zrobił.

- Powinien niedługo, ale może do niego wtedy wejść jedna no najwyżej dwie osoby - powiedziała i gdzieś poszła.

- To co, który z nas do niego pójdzie? - spytałem. 

- Ty idź - powiedział Liam. Cieszyła mnie jego propozycja, bo doskonale wiem, że żaden z nich nie wypytałby go tak dokładnie o Victorię tak jak ja to zrobię. Przez te trzy lata zdążyłem się już do niej przywiązać, a teraz to ona jest dla mnie jak młodsza siostra.

Wszedł do sali numer pięćdziesiąt siedem, to właśnie tam znajdował się Louis. Jeszcze spał, a ja nie miałem zamiaru narazie go budzić, więc usiadłem na sofie i zdecydowałem się zaczekać. Po około trzydziestu minutach powoli zaczął się budzić.

Podszedłem do niego.

- Musisz ratować Victorię - wyszeptał mając w połowie przymknięte oczy - on jej zrobi krzywdę.

- Jasne, że to zrobię tylko musisz mi powiedzieć kto ci to zrobił - chciałem jak najszybciej wyciągnąć z niego tożsamość tej osoby, bo wyglądał jakby zaraz znowu miał stracić przytomność, a trzeba jak najszybciej zacząć działać.

- To Horan, on chyba oszalał. Postrzelił mnie, a potem zabrał mi Vicky - nie mogłem uwierzyć w to co słyszę. No przyznaję Nialler ostatnio bardzo dziwnie się zachowywał, ale bardzo trudno mi uwierzyć w to, że bez żadnego konkretnego powodu postrzelił Louisa i zabrał Victorię.

- Jesteś pewny, że to on.

- Oczywiście przecież do cholery zwidów nie mam - wysyczał przez zęby i spróbował się podnieść do pozycji siedzącej, jednak było widać, że ból mu na to nie pozwala.

- Okej wierzę ci i obiecuję, że niedługo odzyskasz Vicky.

Zaufaj mi (pierwsza wersja) Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz