1.

11.1K 449 22
                                    

Londyn, sierpień 1621

- Masz przynieść chleb. Nie interesuje mnie czy dasz dupy, czy ukradniesz. Twoja siostra nie ma co jeść!- Rosalie rozmasowała piekący policzek. Matka uderzyła ją w tym samym momencie, w którym skończyła mówić. Popatrzyła na bawiącą się przy wygasłym palenisku siostrę. Anna w jednej rączce trzymała niewielką lalkę z gałganków, a drugą właśnie poprawiła kręcące się rude loki. Miała dopiero trzy latka. Czując na sobie wzrok dziewczyny uniosła niebieskie oczy, a jej szczupłą twarzyczkę rozjaśnił szeroki uśmiech. Rosalie poczuła ucisk w żołądku. Nie jadły porządnego posiłku od trzech dni. W ruderze w najgorszej dzielnicy mieszkały od dwóch lat, odkąd zmarł ich ojciec. Wcześniej też nie prowadziły dostatniego życia, ale nie musiały przebywać w takich warunkach. Matka dorabiała jako krawcowa, ale ostatnio nie miała zbyt wielu zleceń. Dlatego teraz to ona musiała zarobić dla nich na jedzenie. 

- Dobrze mamo. - Tylko tyle zdołała z siebie wydusić. Sięgnęła po leżącą na jednym z krzeseł poplamioną chustkę, która kiedyś była biała. Zawiązała ją na głowie i podeszła do Anny. Pocałowała ją w czoło i wyszła z mieszkania zatrzaskując za sobą drzwi. Zbiegła ze spróchniałych schodów i stanęła przed drzwiami wejściowymi. Wyszła na ulicę i od razu uderzył ją zapach ekskrementów, śmieci i gnijącego mięsa. Kilka przecznic dalej mieściły się jatki. Zwierzęca krew spływała rynsztokami do dzielnicy najbiedniejszych, w której teraz mieszkała. Poprawiła chustkę tak, żeby jej długie, rude kędziory nie opadały jej na czoło i ruszyła przed siebie. Zbliżał się wieczór i następował pewien paradoks. Z jednej strony robiło się pusto, bo wszyscy którzy uczciwie pracowali wracali do domów. Z drugiej w ciemne zaułki zaczynały należeć do prostytutek, nieostrożni mogli paść łupem rabusiów, a w ściekach leżeli wyrzuceni z tawern pijacy. Rosalie skuliła się w sobie i przyspieszyła kroku. Nie miała zamiaru skończyć jak wiele ich sąsiadek. Prawie każda z nich była dziwką. Pomimo tego, że miała jedenaście lat wiedziała co to znaczy. Żyła w tym miejscu już tyle, że widziała wystarczająco. Skierowała się w stronę dzielnic dla bogatych. Tam miała szansę na większy zysk. Skoro nie chciała zarobić wystawiając swoje ciało na sprzedaż będzie musiała coś ukraść. Nie przeszkadzało jej to. Kradła już wcześniej, razem z dzieciakami z sąsiedztwa podkradali rzeczy ze straganów. Teraz chciała zrobić to czego nauczył ją Paul. Mieszkał dwa domu dalej i był jej mentorem i najbliższym przyjacielem. Od jakiegoś czasu trenowała z nim wyjmowanie sakiewek z kieszeni. Szło jej całkiem nieźle i kilka razy Paul wziął ją na targ. Potem przez bardzo długo nie martwiły się o czynsz czy jedzenie. Słońce zaszło już jakiś czas temu, a ona wytrwale przemierzała skomplikowany labirynt ulic Londynu ściskając w kościstej dłoni niewielki nożyk. Chciała dostać się w okolice The Globe. Teatr po odbudowie przyciągał wielu widzów z różnych stanów co dawało jej szansę na dobry zarobek. Kiedy doszła na miejsce schowała się za rogiem jednej z tawern i uważnie obserwowała wyjście. Wiedziała,że nie jest sama. Pewnie dziesiątki innych obdartusów takich jak ona czekają aż otworzą się ogromne drzwi i wysypie się z nich kolorowy tłum. Starała się być cicho, ale zaczynało jej robić się coraz bardziej chłodno. Po kilkunastu minutach wcześniej bezchmurne niebo zakryły gęste chmury. Rosalie potarła ramiona zużytej, brunatnej sukienki i z ulgą zobaczyła jak teatr otwiera swe podwoje. Kiedy tylko mrowie ludzi zaczęło opuszczać budynek przeczesała go wzrokiem w poszukiwaniu tych najbardziej wytwornie ubranych osób. Oczywiście mieli oni swoje osobne wejście, ale Rosalie wiedziała, że spora cześć z nich będzie musiała ją minąć. Nagle mignął jej ktoś ubrany w płaszcz obszyty purpurą. Przez sekundę wydawało jej się to niemożliwe. Złudzenie pod wpływem niezbyt dobrego światła padającego z pobliskiego szynku. Ale mężczyzna w bogatym stroju nagle znalazł się kilka kroków od niej. Najciszej jak umiała ruszyła za nim. Zachowywał się jakby wcale nie bał się spacerować nocą po Londynie w takim stroju. Rosali wywnioskowała, że jest głupi. Tak ubrany człowiek ściąga na siebie uwagę wszystkich złodziei w okolicy, ale ona musiała być pierwsza. Biegnąc bocznymi uliczkami zdążyła go wyprzedzić. Próbując opanować oddech ruszyła w jego kierunku. Udawała zagubioną i roztargnioną. Wpadła na niego z impetem, a nożyk rozciął materiał jego kieszeni. Poczuła ciężką, skórzaną sakiewkę.

- Przepraszam. -Chciała cofnąć rękę, ale mężczyzna złapał jej dłoń w mocnym uścisku. 

- Za to, że chciałaś mnie okraść? Hmm ?- Z jej ust wydobyło się ciche sapnięcie. Sakiewka upadła, a mnóstwo monet wysypało się na ziemię. Mężczyzna nie zwrócił na to uwagi. Brązowe oczy patrzyły na nią intensywnie spod szerokiego kapelusza. Reszta jego twarzy pozostała w cieniu. Rosalie chciała za wszelką cenę uciec, ale nie puszczał jej dłoni. - Wiesz jaka jest kara za kradzież, prawda?  - Z jej twarzy odpłynęły wszystkie kolory, a serce zaczęło łomotać. Nie mogła zawisnąć, nie mogła zostawić Anny samej. - Widzę, że wiesz. Chodź za mną. - Nawet nie schylił się po leżącą na ziemi pieniądze. Nie czekając na jej reakcję ruszył w dół ulicy. Próbowała się wyrwać, ale skwitował jej próby cichym śmiechem.- Nie masz szans, więc przestań. Tylko się zmęczysz. - Z oczu popłynęły jej łzy. Czyli tak miało się to skończyć. Miała zawisnąć za coś czego nawet nie udało jej się do końca zrobić. Przeszli tylko kilkanaście metrów po czym mężczyzna się zatrzymał. Rosalie stanęła jak wryta, kiedy odwrócił się w jej stronę. Spojrzał jej prosto w oczy, a ona nie mogła odwrócić od nich wzroku. Nie były już brązowe, tylko krwisto czerwone. Otworzyła usta, ale w tym samym momencie usłyszała głos wewnątrz swojej głowy.- Nie krzycz. - Nie wydobyła z siebie nawet dźwięku.- Jak masz na imię? 

- Rosalie. - Nie wiedziała, dlaczego mu to mówi. 

- Ile masz lat Rosalie? 

- Jedenaście. - Pomimo słabego światła i mroku jaki pokrywał jego twarz zdołała zauważyć, że zmarszczył brwi. 

- Dlaczego chciałaś mnie okraść? - Zawahała się przez moment, ale od razu poczuła ukłucie wewnątrz czaszki. Jakby ktoś dźgnął ją szpilką. 

- Nie mamy co jeść. 

- My? - Przekrzywił lekko głowę. 

- Ja, moja mama i siostra. - Mężczyzna jeszcze raz uważnie ją obejrzał. 

- Chodź ze mną. -Tym razem poszła bez żadnego protestu. 




Komentarze mile widziane :) 

WybórOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz