Wenecja, styczeń 1644
- Nie mogę oddychać. - Wyszeptała kładąc rękę na brzuchu.
- Nie musisz oddychać. - Roger stał obok niej i z lekkim uśmiechem obserwował jej zmagania z nową suknią. Potykała się o warstwy szerokiego, ciężkiego materiału, a gorset miażdżył jej żebra. Do tego swobodę ruchu ograniczały bufiaste rękawy. Nie wiedziała jak kobiety mogą chodzić w tym na co dzień. Ona preferowała proste stroje i spodnie do jazdy konnej. Teraz próbowała złapać swobodę poruszania się w tej maszynie tortur. - A po za tym pięknie wyglądasz, to dzisiaj najważniejsze.
- Dziękuję. - Obejrzała się w lustrze i poprawiła złoty naszyjnik z rubinem. Tego akurat nie pozwoliła mu zdjąć. Był to kamień wielkości kciuka umieszczony w złocie tak, że można go było oglądać ze wszystkich stron. Nie zakładała go prawie nigdy, nie chciała go zniszczyć, albo zgubić. Lecz na taką okazję mogła sobie pozwolić. Roger starał się jej wcisnąć kolię z szafirów i pereł, która bardziej by pasowała do jej sukienki, ale jej sprzeciw był ostateczny.
- Teraz tylko diadem i welon i możemy iść. - Wyjął ze skrzyni niewielkie pudełko z ciemnego drewna i wyjął z niej ażurową koronę. Szafiry skrzyły się niebieskim blaskiem w świetle świec, a Rosalie musiała przyznać, że wyglądało to cudownie. Roger poszedł do niej i przymocował diadem do jej misternie upiętych rudych włosów. Musiała przyznać, że bardziej pasował do sukni niż jej rubin. Błękitny aksamit obszyty był drobnymi perełkami i liliową lamówką. Gdyby nie to, że srebro paliło wampiry jak ognień dodano by srebrne ozdoby. W takiej otoczce jej oczy lśniły. Zawsze miała niecodzienny kolor oczu, ale po przemianie stał się wręcz magiczny. Błękitne tęczówki otaczało fioletowy okrąg. Musiała przyznać, że jej raczej przeciętna twarz w takiej oprawie prezentowała się nadzwyczajnie dobrze.
- Dziękuję, możemy iść? - Marzyła o wyjściu na zewnątrz. Od trzech dni siedziała zamknięta w pokoju w pałacu dożów. Nie mogła go opuścić, bo było to w złym guście. Z nikim się nie widywała, bo tradycją było oficjalne pokazanie nowej księżniczki w czasie balu. Na całym świecie, jak na razie, było tylko dziesięć wampirzyc. Każda z nich była częścią jednego z rodów książęcych i w przeciwieństwie do Rosalie wszystkie kobiety wywodziły się z arystokracji.
- Dopiero jak po nas poślą. - Roger wolałby już od dawna być na przyjęciu, ale tradycja wymagała żeby męski członek rodu wprowadził ją do sali balowej. Skoro Philipa nie było na niego spadała ta uciążliwa konieczność.
- Czekamy tu już wieczność. - Westchnęła i odwróciła się w stronę okna. Popatrzyła na oddaloną wysepkę i prawie wyskoczyła na zewnątrz. Poza własnym pokojem i kopułami kościoła na wyspie nie widziała nic.
- Nawet nie myśl żeby usiąść. Wymniesz materiał. - Przewróciła oczami i oparła łokcie na parapecie. Kilka minut później ktoś zapukał do drzwi. Rosalie powoli ruszyła w stronę Rogera, ale ten nie chciał czekać. Szybko nałożył jej welon z gęstej koronki na twarz i pociągnął w stronę drzwi.
- Nie denerwuj się tak.- Mruknęła ujmując jego wyciągnięte ramie.
- Denerwuje się, że zrobisz coś nie tak i nasz dom naje się przez ciebie wstydu.
- Nie przesadzaj. - Nie odpowiedział. Ruszyli w kierunku schodów. Rosalie odczuła ogromną ulgę. Od siedzenia w jednym pokoju mogła oszaleć. Teraz tylko musiała się zachowywać. Powolnym krokiem zeszli po schodach. Gwar, który na piętrze był tylko odległym szumem przybierał na sile z każdym krokiem. Mijali ludzkich służących, który na ich widok nisko skłaniali głowy i odwracali wzrok. Szli długim korytarzem udekorowanym licznymi obrazami, ale nie miała czasu na nie spojrzeć. Roger szedł tak szybko, że musiała podbiec żeby zrównać z nim krok. W końcu stanęli przed ogromnymi, rzeźbionymi drzwiami i czekali na kolejny sygnał. W jednym momencie hałas po drugiej stronie urwał się jak ucięty nożem. Wrota się otworzyły, a oni weszli do środka. Po raz pierwszy widziała tak wiele wampirów w jednym miejscu. Ustawiły się po obu stronach sali tworząc szeroki szpaler prowadzący do znajdujących się na podwyższeniu tronów. Na większym z nich siedział mężczyzna. Nie widziała wiele więcej ponieważ cholerny welon zasłaniał jej oczy. Po jego prawej stronie w wielką plamą czerwieni musiała być królową. Nie zważając na ciche szepty i ciekawskie spojrzenia w końcu doszła do końca sali. Wraz z Rogerem zatrzymali się pięć kroków przed podwyższeniem. Roger złożył ukłon, a ona głęboko dygnęła. Potem już sama postąpiła trzy kroki na przód. Wtedy jej brat zaczął mówić.
- Wasza wysokość. W zastępstwie mojego księcia mam zaszczyt przedstawić moją siostrę. Rosalie Attle... - Całkowicie nie skupiła się na tym co mówił Roger próbując zobaczyć twarz króla. Słyszała jego przemowę kilkanaście razy. Forma mowy zawsze była ta sama. Zmieniały się tylko drobne szczegóły. Wampir opisywał jej wygląd i zalety nieźle gimnastykując się przy tych drugich. Kiedy w końcu doszedł do prośby o przyjęcie jej do dworu wróciła do rzeczywistości. Sekundę później Roger odsłonił jej twarz, a ona uniosła oczy na władcę. Teraz dokładnie mu się przyjrzała. Przemieniono, kiedy dobiegał do czterdziestki. Na białej jak kreda skórze odznaczały się drobne zmarszczki. Włosy w kolorze lnu prawie zlewały się z karnacją. Na całej twarzy tylko niebieskie oczy i usta wyglądające jak świeża rana odznaczały się na twarzy. Jednak nawet najmodniejszy strój i emanująca od niego siła nie sprawiały, że był przystojny. Raczej przerażający. Usłyszała ciche syknięcie Rogera, które oznaczało że miała spuścić wzrok. Ale nie miała zamiaru teraz go słuchać.
- Philip mówił, że jesteś inna. Ale czy jesteś głupia Rosalie? - Mogła usłyszeć zbiorowe westchnięcie. W ogóle nie powinna utrzymywać kontaktu wzrokowego z królem.
- Zależy co uznamy za głupotę, mój panie. - Król spojrzał na nią spod zmarszczonych brwi, ale nie odwróciła wzroku. Wampir zszedł z podwyższenia i stanął na przeciwko niej.
- Prowokowanie mnie? Uznałabyś to za mądre?
- Czujesz się sprowokowany, mój panie? - Uniosła wzrok, bo mężczyzna był od niej o kilkanaście centymetrów wyższy. Zaczął kręcić głową, a po chwili srogi wyraz jego twarzy zamienił się w szeroki uśmiech.
- Nie. - Położyła dłoń na jego wyciągniętej ręce, a on ucałował jej knykcie. - Możesz prosić o co tylko zechcesz. - Czekała na ten moment. Wampirzyce zazwyczaj prosiły o biżuterie. Drogie kamienie, suknie. Ona nie była taka jak one. To była jej szansa.
- Pragnę zostać żołnierzem w wojnach, które nadejdą mój panie. - Nie zwracała uwagi na szepty, które wybuchnęły za jej plecami. Skupiła się tylko na królu. Jego twarz teraz wyrażała konsternacje.
- Wiesz o co prosisz?
- Wiem dokładnie, o co proszę. - Spojrzał na nią uważnie szukając w jej oczach choć śladu kłamstwa czy żartu. Zastanawiał się przez chwilę, a ona starała się nie utonąć w jego oczach. Działał na nią tak jak każdy wampir na ludzi.
- Możesz zginąć. Jesteś pewna?- Kiwnęła tylko głową nie mogąc wykrztusić słowa.
- Więc zgadzam się na twoją prośbę. - Odetchnęła z ulgą i poczuła ogarniającą ją ulgę i podniecenie. - Jeżeli pokonasz Longina.
CZYTASZ
Wybór
ParanormalRok 2017, ale nie taki jaki znamy. Ponad trzysta lat temu istoty paranormalne zawładnęły światem. Od tamtej pory ziemia podzielona została na królestwa wampirów i wilkołaków jako najsilniejszych ras. Przez cały ten czas granica stała się miejscem n...