Po czterech dniach drogi wiedziała już, że tydzień na dotarcie do celu nie wystarczy. Wozy grzęzły w śniegu i co chwilę musieli się zatrzymywać żeby wygrzebać je z zasp, albo aby naprawić koła. Przez to nie mogli utrzymać narzucanego przez nią tempa. Po za tym dwójka mężczyzn, których eskortowali nabawiła się odmrożeń. Rosalie, spojrzała na niebo i mocno się skrzywiła. Do najbliższej wioski mieli prawie dwadzieścia kilometrów, a świt miał nadejść za godzinę. W tempie w jakim się poruszali nie mieli najmniejszej szansy na schronienie się wśród zabudowań nawet za kilka dni. Rosalie w tym momencie zadowoliłaby się bardziej gęstymi drzewami i nieprzystępnym terenem.
- Damy radę przejść jeszcze dwa kilometry? - Bruno popatrzył na nią spod wielkiej, futrzanej czapki. Nie obawiał się mrozu, ale mocno padający śnieg i porywisty wiatr utrudniały poruszanie się.
- Jeżeli się pospieszymy. - Ukrywała przed ludźmi fakt, że jej zwiadowcy znaleźli wilcze ślady na drodze przed nimi. Mieli pecha, nawet jeżeli ślady były sprzed dwóch dni. Rosalie była pewna, że konfrontacja z wilkołakami jest tylko kwestą czasu, więc próbowała dotrzeć do miejsca bardziej nadającego się do obrony. Narzuciła mordercze tempo, jednak po trzydziestu minutach znów musieli się zatrzymać.
- Co się stało? - Warknęła, podbiegając do tyłu kolumny. Ku jej zdenerwowaniu musieli rozciągnąć się w długi pochód. Inaczej nie byli w stanie zmieścić się na wąskiej ścieżce. Pierwsze wozy wjechały już na niewielką polanę, ale spora część jej ludzi i zaopatrzenia nadal znajdowała się na na tyłach.
- Koń złamał nogę. - Wampirzyca spojrzała na leżące na śniegu zwierzę i pokręciła głową. Sierżant pozwolił im wziąć najlepsze zwierzęta. Potężny, gniady ogier uniósł łeb i spróbował wstać. Rosalie spojrzała w jego ciemne oczy i zagryzła wargi. Zawsze miała słabość do tych stworzeń.
- Dobijcie go, a ładunki będziemy nieść. - Jeden z jej ludzi skinął głową, a ona podeszła do wozu. Nie dość, że jej żołnierze będą musieli dźwigać dodatkowe obciążenie, ale zdenerwowało ją to, że padło akurat na skrzynie z amunicją. Zdołali opróżnić miej więcej jedną trzecią wozu, kiedy usłyszała wycie. Na sekundę zastygła bez ruchu. Nigdy nie zdradzali swojej obecności. Zawsze rzucali się na nich z zaskoczenia. A teraz do wysokiego głosu wilka zaczęły dołączać kolejne. Nie zdążyła zareagować, kiedy pierwszy z wilkołaków wyskoczył zza drzew. Pomimo wyostrzonego wzroku dostrzegali tylko rozmazane plamy. Do jej uszu dobiegły krzyki i odgłosy wystrzałów. Śnieg padał tak mocno, że nie mieli szans na trafienie napastników ze sztucerów. Rosalie rzuciła się w przód, praktycznie na oślep. Biegła w kierunku czoła kolumny, głośno wykrzykując rozkazy. Kazała swoim ludziom walczyć, chociaż i tak dzisiaj zginą. Jeżeli nie zabiją ich wilkołaki, to zrobi to wschód słońca. Część wampirów zbiła się w niewielkie grupy, aby osłaniać swoje plecy. Wilkołaki atakowały ze wszystkich stron. Było ich więcej niż podporucznik kiedykolwiek wiedziała. Przynajmniej sześćdziesiąt, może i więcej. Jej ludzie najpierw zaczęli strzelać, ale sztucery nie nadawały się do walki z krótkiego dystansu. Dlatego prędko przerzucili się na noże i bagnety. Jednak to wilkołaki miały nad nimi przewagę, zwłaszcza że do świtu zostały minuty. Rosalie ze zgrozą patrzyła na rozszarpane ciała jej żołnierzy. Krew wsiąkała w biały śnieg, tworząc ciemne plamy. zatrzymała się i stanęła w oko w oko z płowym wilkiem. Ten obnażył kły i rzucił się do jej szyi. Wampirzyca wyciągnęła sztylet i wbiła go w miękki brzuch stworzenia. Wilkołak zaskowyczał, ale siła z jaką na nią skoczył obaliła ich oboje na ziemię. Rosalie wylądowała na miękkim śniegu i poczuła, że opuszczają ją wszelkie siły. Czekała aż zmienny ją dobije. Rana, którą mu zadała nie była śmiertelna. Jednak wilk tego nie zrobił.
***
Kiedy otworzyła oczy była tym tak zdziwiona, że dopiero po chwili zauważyła, że była przykuta srebrnym łańcuchem do ściany. Metal palił ją w kostki, nadgarstki i szyję. Rosalie szarpnęła z całej siły, ale nie zdołała nawet poruszyć umiejscowionym pomiędzy cegłami kółkiem. Wilkołak zaśmiał się cicho.
- Powiedzcie królowi, że się obudziła!- Krzyknął w kierunku zamkniętych drzwi. Na te słowa otworzyły się one z rozmachem.
- Wampir, który budzi się o wschodzie słońca. Coś niesamowitego, Joseph. - Rosalie próbowała unieść głowę, ale srebrna obręcz skutecznie ją unieruchamiała. Zobaczyła tylko czubki skórzanych butów.
- Tak, panie.
- Możesz zdjąć obrożę. Ufam, że będzie potrafiła się zachować. W końcu to księżniczka. - Wilkołak, który był z nią w celi podszedł i zaczął rozpinać ciasną obręcz. Gdyby się postarała mogłaby go ugryźć. Jednak w jej pozycji byłoby to bez sensu. Metal z brzękiem opadł na kamienną podłogę, a ona opanowała syknięcie. Skóra paliła ją tam żywym ogniem, a leczyła się bardzo powoli. Pomimo bólu uniosła głowę. Po raz pierwszy mogła zobaczyć Byrona Boucharda na własne oczy. Górowałby nad nią nawet gdyby nie klęczała na ziemi. Jak każdy wilkołak był umięśniony, ale Bouchard był o wiele bardziej wysmukły od reszty jego ludzi. Jasnobrązowe włosy miał obcięte prawie tak krótko jak ona. Jak prawie każdy alfa emanował siłą, ale w przypadku Byrona, ta aura była onieśmielająca nawet dla niej. Mężczyzna wywodził się rodziny królewskiej. Jego przodkowie rządzili zmiennymi w całej Europie. Pamiętała, że Philip brał udział w straceniu ostatniego króla po odbiciu Paryża. Musiał to być pradziadek Byrona, albo prapradziadek. To miał być koniec ich dynastii. Jednak jeden z książąt zdołał im uciec i przedostał się do Ameryki. Tam szybko zaczął jednoczyć rozproszone watahy i Bouchardowie znów obwołali się władcami. Na jej nieszczęście Byron był o wiele bardziej zdolnym wojskowym niż jego przodkowie.
- Gdzie są moi ludzie? - Zapytała, patrząc prosto w jego niebieskie oczy. Wilkołak skrzywił się i wydął wargi.
- A więc to jest ta wampirzyca, która napsuła nam krwi w ostatnim czasie. - Bouchard uważnie się w nią wpatrywał. Rosalie nie spuszczała wzroku. Nie miała zamiaru mu ustąpić. Jednak Byron nie miał zamiaru pojedynkować się z nią na spojrzenia. - Spodziewałem się czegoś więcej, zwłaszcza w kwestii twoich manier. W końcu twój ojciec jest księciem, prawda? Ale jak widać, koszary to nie jest odpowiednie miejsce dla kobiety.
- Trudno jest być uprzejmym, kiedy jest się przykutym do ściany. - Wilkołak uniósł brew i lekko się uśmiechnął.
- Oczywiście, mógłbym odpiąć te łańcuchy, ale nie jestem głupi. Może i nie wyglądasz groźnie, lecz słyszałem o tobie wystarczająco i widziałem jak walczysz. Zraniłaś mojego przyjaciela, masz szczęście że przeżył.
- A dlaczego ja przeżyłam? - Usta Byrona rozciągnęły się w prawdziwie wilczym uśmiechu.
- Czy to nie oczywiste? Jesteś co prawda tylko podoficerem, ale wiem że posiadasz mnóstwo informacji. Podzielisz się nimi mniej lub bardziej dobrowolnie. Jeżeli uznamy, że to co nam powiedziałaś było pomocne może odeślemy cię do domu. - Rosalie przekrzywiła głowę nie dowierzając jego słowom. - Twój ojciec to książę krwi, jeden z najbliższych przyjaciół Trajana. Na pewno twój powrót byłby mile widziany. Oczywiście, po tym jak twoje dowództwo uwolni moich ludzi, a klika miast leżących blisko linii frontu trafi w nasze ręce. Na przykład Salt Lake City. - Tym razem nie zdołała opanować sarknięcia. Salt Lake City leżało co najmniej tysiąc pięćset kilometrów na południe. Nikt nie był na tyle wartościowy żeby za jego życie oddać zmiennym połowę kontynentu. Byron nie wyglądał na zaskoczonego jej reakcją. - Jeżeli nie, to zabijemy cię zaraz po tym jak już wszystko nam powiesz. Ale najpierw. - Wyciągnął zza pasa sztylet i z całej siły wbił go jej w brzuch. Poznała broń, która właśnie przebiła jej wnętrzności. Należał do niej. Byron przekręcił ostrze kilka razy, a Rosalie zagryzła wargi i z całej siły starała się nie wydać żadnego dźwięku. W końcu wbrew sobie z jej ust wyleciał cichy jęk. Wilkołak, zadowolony z efektu wyciągnął ostrze. Wampirzyca głośno odetchnęła. Sztylet był srebrny, więc rana będzie bolała i goiła się przez długi czas. Zwłaszcza, że nie miała zbyt wielkich szans na posiłek. - To za mojego przyjaciela. Jeszcze się nie wyleczył. Przyjdę tu jutro, mam nadzieję że przemyślisz moją propozycję. A na razie, Joseph dotrzyma ci towarzystwa.

CZYTASZ
Wybór
FantastiqueRok 2017, ale nie taki jaki znamy. Ponad trzysta lat temu istoty paranormalne zawładnęły światem. Od tamtej pory ziemia podzielona została na królestwa wampirów i wilkołaków jako najsilniejszych ras. Przez cały ten czas granica stała się miejscem n...