12.

3.8K 246 7
                                    

Obudziła się równo z zachodem słońca. Początkowo była lekko zdezorientowana i dopiero po chwili doszło do niej gdzie jest. Zmyliło ją miękkie łóżko i ogromny rozmiar pomieszczenia. Zawsze uważała pościel za zbyteczną fanaberię. W ciągu dnia wampiry były w tak głębokiej katatonii, że to czy spały na gołej ziemi czy w puchowej pierzynie nie robiło różnicy. Rosalie rozejrzała się po komnacie. Do dyspozycji wampirzyc oddano całe pierwsze piętro. Zabroniono im wchodzić do części przeznaczonej dla króla i oczywiście do pomieszczeń gospodarskich. Po za teren zamku również nie mogły wychodzić, tak samo jak i do ogrodu. Więcej miano im powiedzieć godzinę po zachodzie słońca. Rosalie słuchała, tego co mówiła królowa na zakończenie balu, jednym uchem. Sztywne zasady dotyczące jej pobytu w tym miejscu niezbyt ją obchodziły. Gdy tylko pozwolono im odejść wbiegła na piętro i znalazła swój pokój. Myślała, że po odpoczynku spodoba się jej bardziej, ale się myliła. Brak okien starano się zakryć bogatą, złotą dekoracją, która kuła ją w oczy. Źródłem światła był masywny kryształowy żyrandol. Na przeciwko łóżka znajdował się kominek, którego rama była rzeźbiona w kwiatowe wzory. Wszystko w komnacie było denerwująco mdłe. Tapicerka foteli i kanapy błękitna w drobne wzorki, nadmorskie pejzaże na ścianach,  do tego ściany w pastelowym kolorze. Ale najgorsza była garderoba. Philip obiecał, że przeniesie jej rzeczy. A to co miała w środku wołało o pomstę do nieba. Kiedy zrzuciła sukienkę i otworzyła drzwi z namiarem znalezienia czegoś do spania czekała ją kolejna niemiła niespodzianka. Praktycznie żadnych jeansów czy w ogóle spodni. Same spódnice, sukienki i to jeszcze w radosnych kolorach. Szpilki i baleriny. I to wszystko w takiej ilości, że gdyby chciała to mogłaby chodzić przez rok, codziennie w innych ubraniach. Jednak nic jej nie zadowalało. Zrezygnowana sięgnęła po białą koszulę i ciemnozieloną, luźną spódnicę sięgającą za kolano. Miała trochę wolnego czasu i najchętniej zadzwoniłaby do Christophera, ale musiała oddać komórkę. Obowiązywał ją całkowity zakaz kontaktu ze światem zewnętrznym. Pozostałym wampirzycom to nie przeszkadzało, nigdy nie miały takiej możliwości. Najgorsza był brak wiadomości. Nikt nie spieszył się z informowaniem jej o czymkolwiek. Nie miała zamiaru spędzać czasu w tej przesłodzonej przestrzeni, więc wyszła na korytarz. Spotkanie z królową, a raczej z byłą królowo miało się odbyć w salonie na końcu korytarza. Postanowiła coś zjeść. Co prawda nie musiała pożywiać się codziennie, ale nie była w humorze na poszczenie. Otworzyła drzwi i zobaczyła Henrego opartego o ścianę na przeciwko. Na jej widok stanął na baczność. 

- Dobry wieczór. - Nie odpowiedział od razu. Przeczesał palcami włosy w kolorze mokrego piasku i lekko skłonił głowę. 

- Dobry wieczór wasza książęca mość. - Wychyliła głowę na korytarz i odkryła, że prawie przy każdych drzwiach stoi wampir.  Trochę zdziwiona takim obrotem rzeczy popatrzyła na mężczyznę. 

- Dlaczego tu jesteś? 

- Mam pani pilnować.  - Zobaczyła, że pozostali odwrócili się w ich kierunku. Jednak ich twarze wyrażały tylko znudzenie. Rosalie cofnęła się o krok.  

- Wejdź do środka. -  Kiedy nie ruszył się z miejsca ponaglająco machnęła ręką. Henry odchrząknął cicho i nerwowo spojrzał na innych mężczyzn.

- To wbrew zasadom. - Wyszeptał chodź i tak wszyscy doskonale go słyszeli. Wampirzyca zmarszczyła brwi. Nie pamiętała tylu rzeczy, których Philp kazał jej się nauczyć. 

- Jakim zasadom? 

- Dobrze wychowane damy nie spoufalają się z służbą, i nie przebywają w pokoju same z obcymi mężczyznami. Zwłaszcza w sypialni.  -Spojrzała na korytarz i zobaczyła, że z drzwi znajdujących się prawie na przeciwko wychodzi jedna z wampirzyc. Kruczoczarne włosy zebrała w wysokiego koka,a luźne kosmyki okalały jej twarz w kształcie serca. Kiedy była człowiekiem musiała mieć bardzo ciemną karnację, bo nawet teraz zamiast trupiej bladości wyglądała jakby miała lekką opaleniznę. Kobieta zobaczyła, że Rosalie nie odwzajemniła jej uśmiechu, więc zignorowała ją i ruszyła do sali, w której miały się spotkać z królową.  Za nią jak cień podążył wysoki mężczyzna. Musiał być jej liktorem. 

- Porozmawiam z tobą jak wrócę. W międzyczasie możesz zająć się czym chcesz. - Zamknęła za sobą drzwi i ze złością zauważyła, że nie ma zamka. Przygryzła policzek od wewnętrznej strony i zaczęła iść w dół korytarza. Ruszył za nią, gdy tylko oddaliła się na odległość mniej więcej trzech kroków.

- Nie mogę. - Odwróciła się na pięcie i przewróciła oczami.

- Nie musisz też za mną iść. To niecałe dziesięć metrów. Jak coś mi się stanie, będę krzyczeć. - Nie czekała na odpowiedź tylko z wampirzą szybkością podbiegła do drzwi mijając przy tym pozostałych liktorów. Kiedy otworzyła drzwi do saloniku zobaczyła, że na fotelach i kanapach siedziały już prawie wszystkie wampirzyce, łącznie z królową. Rosalie podeszła do siedzącej na obitym aksamicie fotelu kobiety i głęboko się ukłoniła. 

- Wasza wysokość. - Wywołało to ciche parsknięcie z jej prawej strony, ale to zignorowała. 

- Możesz usiąść Rosalie. -Wyprostowała się jak struna i rzuciła okiem po pomieszczeniu. Utrzymane w tej samej mdłej stylistyce. Na kanapie po lewej zostało jeszcze jedno wolne miejsce pomiędzy dwoma wampirzycami.

- To miejsce jest zajęte. - Szepnęła jej do ucha księżniczka z jej lewej strony. Rosalie spojrzała w kryształowo niebieskie oczy i wiedziała, że ma do czynienia z Klarą Isenburg. W domu Philipa uważnie przestudiowała wszystkie wampirzyce. Tylko ona miała tak wyraziste oczy. Teraz wyrażały zniecierpliwienie. Rosalie była świadoma, że nie ma pojęcia jak wszytko działa w ich niewielkiej grupie. Teraz była intruzem w ich idealnym świecie. Parsknęła cicho i wstała. Nie zamierzała sobie robić problemów z niczego. Zobaczyła wolne krzesło po drugiej stronie stolika.Spojrzała  na stojący w kącie zegar. Według niego miały jeszcze dziesięć minut czasu. Oczywiście Rosalie ceniła sobie punktualność, ale przychodzenie o tyle za wcześnie było dla niej bez sensu. Wtedy znów otworzyły się drzwi. Stojąca w nich wampirzyca wzbudziła w Rosalie chwilową tęsknotę nad długimi włosami. Piękne, rude włosy w kolorze płomieni opadały jej prawie do pasa. Lekko dygnęła przed królową i usiadła na wcześniejszym miejscu Rosalie. 

- Henriette, dobrze że jesteś. Możemy zaczynać. - Królowa miała silny głos. Zupełnie nie podobny do jej filigranowej sylwetki. Teraz wyprostowała się i zaplotła palce. - Miło was widzieć. To po co tu dzisiaj jesteśmy jest dla was pewnie nie do końca jasne. Otóż król musi wybrać sobie żonę. Jednak najpierw musi poznać was jak najlepiej. To nie może być impulsywna decyzja. Obowiązki królowej to poważne brzemię, ale jestem pewna że udowodnicie swoją wartość. Aby zaprezentować umiejętności lub żeby je zdobyć będziecie musiały uczęszczać na pewne...zajęcia. Oczywiście będziecie mogły spędzać czas z królem, jednak z powodu natłoku obowiązków spotkania będą ściśle ustalone w grafiku. Zaczniemy od dzisiaj. Podstawy funkcjonowania dworu i etykieta. Wiem, że jesteście w tym świetne, ale niektóre z was potrzebują małej powtórki. - Rosalie miała ochotę się zaśmiać, ale stłumiła w sobie to uczucie. Obiecała Philipowi, że będzie się zachowywać. Przez prawie cztery godziny słuchała monotonnego wykładu o dobrym zachowaniu. Po dwudziestu minutach straciła resztki zainteresowania. Nie lubiła marnowania czasu. Królowa chyba zauważyła, bo co jakiś czas posyłała jej znaczące spojrzenia. Rosalie po prostu nie mogła się skupić na takich banałach jak podawanie rąk i dyganie. Kiedy w końcu męki dobiegły końca poderwała się z krzesła jako pierwsza.

- Rosalie zostań na moment. 

WybórOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz