2.

7.2K 372 4
                                    

Otępiała została wciągnięta przez mężczyznę do powozu. Chciała uciec, ale jej ciało jej nie słuchało. I to jeszcze bardziej ją przerażało. Mężczyzna posadził ją na jednym z siedzisk i zamknął drzwi. Następnie trzy razy zastukał w sufit karety. Rosalie poczuła szarpnięcie i ruszyli. 

- Nie bój się. Nie skrzywdzę cię. - Natychmiast się rozluźniła. Teraz jej mózg zaczął pracować na najwyższych obrotach. Mężczyzna zapalił świecę i wnętrze powozu rozbłysło ciepłym światłem. Zaraz po tym zdjął kapelusz, a Rosalie w końcu mogła zobaczyć jego twarz. Miał kredowobiałą cerę, która kontrastowała z czarnymi włosami. Nie nosił peruki jak inni bogacze, jednak miał na sobie modny strój. Na jego twarz była przystojna, tylko brązowe oczy, które przy gwałtownych skrętach powozu i zmianie światła zdawały się być bardziej czerwone. Sprawiały, że chciała uciec jak najdalej. Wyglądał pięknie, jak dzikie zwierze, które zaraz może cię ugryźć. 

- Chcę wrócić do domu. - Wyszeptała patrząc na swoje dłonie. Mężczyzna roześmiał się głośno. 

- Naprawdę? Chyba ci nie wierzę. - Przez przypadek spojrzała w te przerażające oczy. Uchwycił jej spojrzenie. - Powiedz mi prawdę. Chcesz wrócić do domu?

- Nie. - Zaskoczona swoją odpowiedzią. Przecież nie miała nic poza matką i Anną. 

- Ciesze się, że jesteś ze mną szczera. - Uśmiechnął się do niej i oparł się wygodniej. 

- Nie, to nie prawda. Ja muszę wrócić do siostry. 

- Rosalie. Gdybyś mogła zamieszkać w luksusie. Nie martwiąc się o to, że będziesz głodna. O to, że ktoś cię zgwałci, zabije. Czy zdecydowałabyś się zostawić rodzinę? - Zawahała się słysząc to pytanie. Powinna powiedzieć, że nie. Na prawdę chciała to powiedzieć. 

- Tak. - Mężczyzna wyciągnął rękę w jej kierunku i wsunął ją pod jej podbródek. Uniósł jej głowę. 

- Niech tak będzie.- Nie odezwał się do niej przez resztę drogi, a ona zbytnio bała się zadać jakiekolwiek pytanie. Ciszę w powozie rozpraszało tylko głośne bicie jej serca. Kiedy w końcu się zatrzymali poczuła ucisk w żołądku. Jednak ujęła jego dłoń w aksamitnej rękawiczce, gdy pomógł jej wysiąść z powozu. Nie wiedziała gdzie się znajduje. Nawet nie była pewna czy to nadal Londyn. Stała przed wielkim budynkiem i jedyne co mogła o nim powiedzieć, to że jest stary. Mężczyzna lekko ją pociągnął i zmusił do wyjścia po schodach. Potem zapukał do wielkich, dębowych drzwi i jeszcze raz spojrzał na Rosalie. Jego twarz rozjaśnił uśmiech i dziewczyna poczuła coś dziwnego. Sama też miała ochotę się uśmiechnąć. Wtedy otworzyły się wrota i stanęła w nich kobieta trzymająca w rękach świecznik. Wyglądała jak zjawa w długiej, białej sukni, na którą narzuciła taką samą chustę. Na widok mężczyzny szybko się cofnęła pozwalając mu wejść do środka. 

- Czekałam na ciebie Philip. Jak było w teatrze? - Gdy jej wzrok padł na dziewczynę zmarszczyła brwi i szybko przeniosła go na niego. 

- Jak zawsze cudownie Sofio, powinnaś kiedyś ze mną pójść. Ach to jest Rosalie. Rosalie to moja przyjaciółka Sofia Verney. 

- Co ona tu robi? - Philip odłożył kapelusz na stolik i dopiero wtedy spojrzał na kobietę. 

- Będzie tutaj mieszkać. Więc teraz ją nakarm, wykąp, daj nowe ubrania. Każ pościelić w sypialni na piętrze. Będzie to jej pokój. Resztą zajmiemy się jutro. - Obie wydawały się tak samo zaskoczone. Dziewczyna otworzyła szeroko usta nie mogąc wykrztusić z siebie słowa. Wydawało jej się, że śni. 

- Ona nie zastąpi Catherine. - Mężczyzna zatrzymał się w połowie drogi na piętro i zanim Rosalie zdążyła mrugnąć stanął przed Sofią. Z ust dziewczyny wyrwał się cichy krzyk, ale oboje go zignorowali. Oczy Philipa znów stały się krwistoczerwone.

- Nikt jej nie zastąpi. Rosalie nie jest tu po to żeby ją zastąpić. Po prostu rób co mówię. - Warknął i w takim samym tempie wbiegł na górę. Dziewczyna stała jak skamieniała. Próbowała się ruszyć, ale jej nogi przyrosły do posadzki. Kobieta głośno westchnęła i odwróciła się w  jej stronę. 

- Gdzie mieszkasz? - Zapytała chwytając ją za ramie i ciągnąc wgłąb domu. 

- Przy jatkach. 

- To czuje, cała śmierdzisz. Masz jakąś rodzinę? - Otworzyła drzwi i popchnęła ją do kuchni. Rosalie zaburczało w brzuchu. Nawet petryfikujący strach nie pozwalał jej zapomnieć o tym, że nie jadła od trzech dni. Kobieta usadziła ją na ławie przy palenisku i sięgnęła po miskę. Zdjęła pokrywę z wielkiego kotła i ogromną chochlą nalała cudownie pachnącą zupę. Później odkroiła dużą pajdę chleba i kawał mięsa. To wszytko podała Rosalie. Ta rzuciła się na jedzenie zachłannie. Jadła szybko nie przejmując się okruchami sypiącymi się na podłogę czy zupą, która spływała jej po brodzie. Kiedy skończyła poczuła się cudownie syta i rozgrzana. Dawno nie była tak najedzona. Wtedy ukłuło ją poczucie winy, Anna nie jadła tak samo długo. 

- Jak zwierze. Masz rodzinę dziewczyno? - Rosalie wytarła usta rękawem i pokiwała głową. 

- Matkę i siostrę...proszę pani. - Sofia wzniosła ręce ku niebu. 

- Ile siostra ma lat? 

-Trzy. - Po tej odpowiedzi do uniesionych rąk dołączyło ciche przekleństwo, którego Rosalie nie spodziewała się w ustach takiej kobiety. 

- Świetnie, po prostu świetnie. Chodź, pójdę ci przygotować kąpiel. - Rosalie niechętnie wstała za stołu i została poprowadzona do pomieszczenia obok. Całe było wyłożone ciemnym kamieniem. Przy jednej ze ścian stał niewielki stolik, a na środku wielka, metalowa wanna. Sofia zostawiła ją samą, a chwilę później przyniosła wiadro wody i wlała je do wanny. 

- To była zimna. Zaraz przyniosę ciepłej. Teraz tu posiedź, a ja poszukam dla ciebie jakiś ubrań. - Godzinę później Rosalie czyściejsza niż kiedykolwiek leżała w ogromnym łóżku. Cały pokój był wielki, na ścianach wisiały gobeliny, a na podłodze nie było słomy, tylko zwierzęce skóry. W rzeźbionym kominku strzelał wesoło ogień, a ona rozkoszowała się miękkim posłaniem. Nigdy takiego nie miała. Poduszka musiała mieć w sobie najprawdziwszy puch. Czuła się jak królowa. Do tego miała na sobie białą koszulę nocną. Nawet kiedy ojciec żył nie stać ich było na takie luksusy. Nigdy nie spała też sama. Wcześniej spała z Carlem, jej młodszym bratem. Ale on zmarł kilka lat temu na ospę. Później urodziła się Anna. W domu razem z matką spały na jednym posłaniu. Przez chwilę dręczyło ją sumienie, ale później zasnęła modląc się aby to nie był sen. 

WybórOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz