10.

3.8K 282 4
                                    

Będąc już poza salą chwyciła za ramię pierwszą nadchodzącą kelnerkę. W biało-czarnym uniformie trzymała w rękach tace z pustymi kieliszkami. Włosy w kolorze ciemnej czekolady związała w wysokiego koka. 

- Gdzie znajdę królewski gabinet? - Spojrzała kobiecie głęboko w oczy, ale nie wpłynęła na jej umysł. Nie musiała tego robić, w takiej sytuacji odpowie jej bez manipulacji.

-Na ostatnim piętrze. - Odpowiedziała szybko lekko drżącym głosem. W tym samym momencie Rosalie zauważyła jak wampir w czerwonym krawacie do niej podbiega. Odsunęła się od zdezorientowanej kelnerki. Pomiędzy nimi stanął mężczyzna ze wzburzeniem i przestrachem na twarzy. Rzucił pobieżne spojrzenie na ludzką kobietę i dopiero wtedy zwrócił się do Rosalie.- Pani musisz wrócić...

- Możesz już iść, dziękuję za pomoc.- Kobieta pokiwała głową i prawie biegiem ruszyła w stronę kuchni. Rosalie zignorowała wampira i zaczęła wchodzić po schodach. Mężczyzna szedł za nią jak cień cały czas, prosząc ją o zejście na dół. Zatrzymała się dopiero na ostatnim stopniu na piątym piętrze. 

- Kim jesteś i czego ode mnie chcesz? - Wampir, którego twarz wyrażała już tylko niezbyt dobrze skrywaną irytacje założył ręce na piersi. 

- Mam pani pilnować. - Roześmiała się głośno. Kiedy atak niepohamowanego śmiechu minął spojrzała mu prosto w oczy. 

- Kontynuuj. - Ten ton wypracowała przez wieki na swoich podwładnych. Nie miał szans zwłaszcza w połączeniu  z twardym wzrokiem i zaciśniętymi ustami. Mężczyzna odetchnął głęboko.

- Nazywam się Henry Stewart i mam pani pilnować. Więc jeżeli mogłaby pani wrócić na dół byłbym wdzięczny. - Rosalie pokręciła głową z lekkim uśmiechem. 

- Nie, ale ty jak najbardziej możesz. Nie grozi mi tu atak watahy wściekłych wilkołaków. Po za tym sama potrafię się obronić...- Nagle w jej umyśle zapaliła się lampka. Strzępek informacji, który przez lata do niczego się nie przydawał.- Chyba, że masz chronić ludzi przede mną. Jesteś liktorem, prawda? - Zaszczytna funkcja strzeżenia wrażliwych, nie przywykłych do obecności człowieka w pobliżu księżniczek. Ochroniarz, który w razie niepohamowania żądzy krwi przez wampirzyce miał ją opanować. Liktorzy mieli jej chronić przed odebraniem ludzkiego życia i picia prosto z żyły. Czy przed innymi niebezpieczeństwami, na które mogły się narazić. Wampirzyce prawie nie potrafiły kontrolować tego popędu. Nikt ich tego nie uczył, bo w założeniu nie miały opuszczać bezpiecznych murów, w których rządził ich stwórca. Żałosne życie. Jednak w ostatnich latach coś musiało się zmienić. Znowu cierpiała na braki wiadomości.

- Tak pani.-Po raz kolejny się zaśmiała. 

- Wiesz kim jestem prawda? - Skinął głową nie do końca rozumiejąc o co jej chodzi. - Czy na prawdę ktokolwiek z was uważa, że rzucę się na pierwszego lepszego  człowieka i rozszarpie go na strzępy jeśli nie będzie mnie ktoś pilnował? Longin cię trenował? 

- Tak pani. - Zamknęła na moment oczy wracając do dawnych wspomnień. 

- Mnie też, przez jakiś czas. Możesz iść. Na prawdę, będę się zachowywać. Dałam słowo mojemu ojcu. - Rozproszyła jego uwagę z rozmachem siadając na schodach. Oparła się plecami o ścianę i wyciągnęła nogi wzdłuż stopnia.

- Mam obowiązki.

- Tak jak ja. Więc możesz pozwolić mi czekać na króla. - Spojrzał na nią znad uniesionych brwi. 

- Przyjęcie dopiero się zaczęło. Może tu przyjść dopiero nad ranem. - Przechyliła głowę lekko w prawą stronę i wzruszyła ramionami. 

- Poczekam. Tu przynajmniej mam spokój. - Henry przez dwie godziny stał obok niej nie odzywając się. Poratował swoje zadanie nad wyraz poważnie, a ona miała nowy powód żeby jeszcze bardziej pogorszyć sobie humor. Pod koniec trzeciej godziny, kiedy miała wrażenie, że wrosła w strukturę klatki schodowej usłyszała kroki. Powolne, ich właściciel wcale nie spieszył się z wejściem. To dało Rosalie czas na wstanie i rozciągnięcie zastanych mięśni. Kiedy król pojawił się w zasięgu wzroku głęboko się skłoniła. 

- Mój panie.

- Mój panie. - Jak echo powtórzył Henry. Król nie odpowiedział, tylko wskazał ręką na pierwsze drzwi po lewej. Rosalie postąpiła za nim i weszła do środka. Zamknęła za sobą, ciężkie drzwi i rozejrzała się we wnętrzu. Ściany zasłonięte były ciemnymi, dębowymi regałami, które uginały się pod ciężarem opasłych tomów. Na środku, na pozłacanych nogach stało ciężkie biurko. 

- Nie zatańczyłaś. - Wampirzyca zagryzła wargi i spojrzała jak władca usiadł w wysokim fotelu. 

- Nie miałam ochoty mój królu. - Starała się panować nad goryczą w głosie, ale było jej ciężko. Zbyt wiele miała mu do zarzucenia. 

- Nawet na moim ostatnim przyjęciu? 

- Nie. - Położył łokcie na blacie i spojrzał na nią zmęczonym wzrokiem. 

- Jestem ci winien wyjaśnienia to prawda. - Na to czekała od trzech dni. Wyprostowała się i uniosła wysoko brodę. 

- Po pierwsze to, że nic ci nie powiedziałem jako jedynej... wynika z twojej szczególnej pozycji. - Rosalie zamknęła oczy i stłumiła przekleństwo. 

- To było tak samo upokarzające jak dawanie mi liktora jako niańki.- Król potarł swoje skronie.

- Wiem, że to dla ciebie trudne, ale rzeczy będą się teraz miały inaczej. Mój syn obejmie władzę. I wiem co myślisz. - Dodał szybko widząc jej wzrok. - Ale on jest naprawdę dobrze przygotowany. Musisz tylko dać mu szansę.

- Sterbern odwołał mojego potomka. - Król pokiwał głową. 

- Wiem Rosalie, ale aktualnie jesteś zawieszona i pozostałe decyzje podjęte w sztabie nie będą ci przekazywane. - Zacisnęła pięści i w myślał policzyła do dziesięciu. 

- Philip mówił, że jeszcze mnie czymś zaskoczysz? Czym? Co mnie jeszcze bardziej upokorzy? - Trajan pokręcił głową. 

- To nie jest upokorzenie, choć tak możesz to odbierać. To twój obowiązek.-Nie odpowiedziała. Brakło jej słów. - Nie wrócisz na front. Na pewno nie do końca roku. 

- Tam są moje obowiązki. - Rzuciła po chwili machając ręką w nieokreślonym kierunku. Król pokręcił głową. 

- Jako córka Philipa masz ich więcej niż zakładałaś. Twoje rzeczy zostały przeniesione do jednego z pokojów w pałacu. Od dziś będziesz tu mieszkać. 

- Mogę spytać, dlaczego? Dostaje od wszystkich mgliste odpowiedzi. A chcę prawdy. Mój panie. - Dodała szybko napędzana wzburzeniem.

- Tak. Mój syn musi wybrać sobie żonę spośród księżniczek krwi. - Z jej ust wydobył się krótki wybuch śmiechu pełnego niedowierzania. 

- To jakiś żart, prawda? Nie odwołałeś mnie z frontu panie żebym musiała brać udział w jakiejś szopce. Moi ludzie...

- Sobie poradzą. Nie zawiesiłbym cię gdyby było inaczej. Teraz zejdź na dół i się zabaw. Uczcij mój ostatni dzień na stanowisku. To rozkaz. 

WybórOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz