Będąc już poza salą chwyciła za ramię pierwszą nadchodzącą kelnerkę. W biało-czarnym uniformie trzymała w rękach tace z pustymi kieliszkami. Włosy w kolorze ciemnej czekolady związała w wysokiego koka.
- Gdzie znajdę królewski gabinet? - Spojrzała kobiecie głęboko w oczy, ale nie wpłynęła na jej umysł. Nie musiała tego robić, w takiej sytuacji odpowie jej bez manipulacji.
-Na ostatnim piętrze. - Odpowiedziała szybko lekko drżącym głosem. W tym samym momencie Rosalie zauważyła jak wampir w czerwonym krawacie do niej podbiega. Odsunęła się od zdezorientowanej kelnerki. Pomiędzy nimi stanął mężczyzna ze wzburzeniem i przestrachem na twarzy. Rzucił pobieżne spojrzenie na ludzką kobietę i dopiero wtedy zwrócił się do Rosalie.- Pani musisz wrócić...
- Możesz już iść, dziękuję za pomoc.- Kobieta pokiwała głową i prawie biegiem ruszyła w stronę kuchni. Rosalie zignorowała wampira i zaczęła wchodzić po schodach. Mężczyzna szedł za nią jak cień cały czas, prosząc ją o zejście na dół. Zatrzymała się dopiero na ostatnim stopniu na piątym piętrze.
- Kim jesteś i czego ode mnie chcesz? - Wampir, którego twarz wyrażała już tylko niezbyt dobrze skrywaną irytacje założył ręce na piersi.
- Mam pani pilnować. - Roześmiała się głośno. Kiedy atak niepohamowanego śmiechu minął spojrzała mu prosto w oczy.
- Kontynuuj. - Ten ton wypracowała przez wieki na swoich podwładnych. Nie miał szans zwłaszcza w połączeniu z twardym wzrokiem i zaciśniętymi ustami. Mężczyzna odetchnął głęboko.
- Nazywam się Henry Stewart i mam pani pilnować. Więc jeżeli mogłaby pani wrócić na dół byłbym wdzięczny. - Rosalie pokręciła głową z lekkim uśmiechem.
- Nie, ale ty jak najbardziej możesz. Nie grozi mi tu atak watahy wściekłych wilkołaków. Po za tym sama potrafię się obronić...- Nagle w jej umyśle zapaliła się lampka. Strzępek informacji, który przez lata do niczego się nie przydawał.- Chyba, że masz chronić ludzi przede mną. Jesteś liktorem, prawda? - Zaszczytna funkcja strzeżenia wrażliwych, nie przywykłych do obecności człowieka w pobliżu księżniczek. Ochroniarz, który w razie niepohamowania żądzy krwi przez wampirzyce miał ją opanować. Liktorzy mieli jej chronić przed odebraniem ludzkiego życia i picia prosto z żyły. Czy przed innymi niebezpieczeństwami, na które mogły się narazić. Wampirzyce prawie nie potrafiły kontrolować tego popędu. Nikt ich tego nie uczył, bo w założeniu nie miały opuszczać bezpiecznych murów, w których rządził ich stwórca. Żałosne życie. Jednak w ostatnich latach coś musiało się zmienić. Znowu cierpiała na braki wiadomości.
- Tak pani.-Po raz kolejny się zaśmiała.
- Wiesz kim jestem prawda? - Skinął głową nie do końca rozumiejąc o co jej chodzi. - Czy na prawdę ktokolwiek z was uważa, że rzucę się na pierwszego lepszego człowieka i rozszarpie go na strzępy jeśli nie będzie mnie ktoś pilnował? Longin cię trenował?
- Tak pani. - Zamknęła na moment oczy wracając do dawnych wspomnień.
- Mnie też, przez jakiś czas. Możesz iść. Na prawdę, będę się zachowywać. Dałam słowo mojemu ojcu. - Rozproszyła jego uwagę z rozmachem siadając na schodach. Oparła się plecami o ścianę i wyciągnęła nogi wzdłuż stopnia.
- Mam obowiązki.
- Tak jak ja. Więc możesz pozwolić mi czekać na króla. - Spojrzał na nią znad uniesionych brwi.
- Przyjęcie dopiero się zaczęło. Może tu przyjść dopiero nad ranem. - Przechyliła głowę lekko w prawą stronę i wzruszyła ramionami.
- Poczekam. Tu przynajmniej mam spokój. - Henry przez dwie godziny stał obok niej nie odzywając się. Poratował swoje zadanie nad wyraz poważnie, a ona miała nowy powód żeby jeszcze bardziej pogorszyć sobie humor. Pod koniec trzeciej godziny, kiedy miała wrażenie, że wrosła w strukturę klatki schodowej usłyszała kroki. Powolne, ich właściciel wcale nie spieszył się z wejściem. To dało Rosalie czas na wstanie i rozciągnięcie zastanych mięśni. Kiedy król pojawił się w zasięgu wzroku głęboko się skłoniła.
- Mój panie.
- Mój panie. - Jak echo powtórzył Henry. Król nie odpowiedział, tylko wskazał ręką na pierwsze drzwi po lewej. Rosalie postąpiła za nim i weszła do środka. Zamknęła za sobą, ciężkie drzwi i rozejrzała się we wnętrzu. Ściany zasłonięte były ciemnymi, dębowymi regałami, które uginały się pod ciężarem opasłych tomów. Na środku, na pozłacanych nogach stało ciężkie biurko.
- Nie zatańczyłaś. - Wampirzyca zagryzła wargi i spojrzała jak władca usiadł w wysokim fotelu.
- Nie miałam ochoty mój królu. - Starała się panować nad goryczą w głosie, ale było jej ciężko. Zbyt wiele miała mu do zarzucenia.
- Nawet na moim ostatnim przyjęciu?
- Nie. - Położył łokcie na blacie i spojrzał na nią zmęczonym wzrokiem.
- Jestem ci winien wyjaśnienia to prawda. - Na to czekała od trzech dni. Wyprostowała się i uniosła wysoko brodę.
- Po pierwsze to, że nic ci nie powiedziałem jako jedynej... wynika z twojej szczególnej pozycji. - Rosalie zamknęła oczy i stłumiła przekleństwo.
- To było tak samo upokarzające jak dawanie mi liktora jako niańki.- Król potarł swoje skronie.
- Wiem, że to dla ciebie trudne, ale rzeczy będą się teraz miały inaczej. Mój syn obejmie władzę. I wiem co myślisz. - Dodał szybko widząc jej wzrok. - Ale on jest naprawdę dobrze przygotowany. Musisz tylko dać mu szansę.
- Sterbern odwołał mojego potomka. - Król pokiwał głową.
- Wiem Rosalie, ale aktualnie jesteś zawieszona i pozostałe decyzje podjęte w sztabie nie będą ci przekazywane. - Zacisnęła pięści i w myślał policzyła do dziesięciu.
- Philip mówił, że jeszcze mnie czymś zaskoczysz? Czym? Co mnie jeszcze bardziej upokorzy? - Trajan pokręcił głową.
- To nie jest upokorzenie, choć tak możesz to odbierać. To twój obowiązek.-Nie odpowiedziała. Brakło jej słów. - Nie wrócisz na front. Na pewno nie do końca roku.
- Tam są moje obowiązki. - Rzuciła po chwili machając ręką w nieokreślonym kierunku. Król pokręcił głową.
- Jako córka Philipa masz ich więcej niż zakładałaś. Twoje rzeczy zostały przeniesione do jednego z pokojów w pałacu. Od dziś będziesz tu mieszkać.
- Mogę spytać, dlaczego? Dostaje od wszystkich mgliste odpowiedzi. A chcę prawdy. Mój panie. - Dodała szybko napędzana wzburzeniem.
- Tak. Mój syn musi wybrać sobie żonę spośród księżniczek krwi. - Z jej ust wydobył się krótki wybuch śmiechu pełnego niedowierzania.
- To jakiś żart, prawda? Nie odwołałeś mnie z frontu panie żebym musiała brać udział w jakiejś szopce. Moi ludzie...
- Sobie poradzą. Nie zawiesiłbym cię gdyby było inaczej. Teraz zejdź na dół i się zabaw. Uczcij mój ostatni dzień na stanowisku. To rozkaz.
CZYTASZ
Wybór
ParanormalRok 2017, ale nie taki jaki znamy. Ponad trzysta lat temu istoty paranormalne zawładnęły światem. Od tamtej pory ziemia podzielona została na królestwa wampirów i wilkołaków jako najsilniejszych ras. Przez cały ten czas granica stała się miejscem n...