Przez kolejny tydzień zbierała pełne nienawiści spojrzenia od innych wampirzyc. Szczególnie Bianca i Henriette starały się ją zabić wzrokiem. Okazało się, że jej wyjście z królem wyrosło na wielką sensacje. Inne wyjścia księżniczek nie były tak emocjonujące. W poniedziałek miały wziąć udział w wizycie ludzkiego poselstwa. Złożona ze stu osób delegacja miała pozostać w pałacu przez tydzień. Każdy z reprezentantów był przedstawicielem jednego z okręgów znajdujących się we władzy wampirów. Na corocznym spotkaniu referowali królowi problemy z jakimi napotkali się przez ostatnie dwanaście miesięcy. Królowa uczestniczyła tylko w tych mniej istotnych. I oczywiście w balu. Rosalie razem z innymi księżniczkami miała zaplanować tą uroczystość. Kiedy zobaczyła koszt samych dekoracji na głos powiedziała, że to przesada. Została obrzucona pogardliwym wzrokiem przez wszystkie wampirzyce jakie znajdowały się wtedy w pokoju. Wzruszyła ramionami i nie udzielała się w dalszej dyskusji. Ograniczyła się do zapoznania z programem obrad. Co prawda królowa mogła uczestniczyć w posiedzeniach dotyczących kultury, edukacji i sportu. Ewentualnie jeżeli była bardzo zainteresowana rozdzielaniem pieniędzy, dla poszczególnych okręgów mogła przyjść na posiedzenie dotyczące finansów. Jednak Rosalie miała zamiar wziąć udział w posiedzeniu komisji wojennej. Co roku wysyłała tam jednego ze swoich ludzi, który raportował o postępach. I walczył o każdy grosz. Dlatego Rosalie nie mogła spokojnie patrzeć na sumy przeznaczane na bzdurne zabawy. Opuściła pomieszczenie bez żalu i zaszyła się w swoim pokoju. Na szczęście nikt jej nie przeszkadzał. Przez kolejne dni tak wyglądały jej noce. Najpierw brała udział w przygotowawczych spotkaniach, a kiedy wampirzyce kończyły prace i zaczynały rozmawiać wychodziła. Właśnie skończyły jedną z dyskusji na temat braku dokładnej listy gości, kiedy Rosalie kątem oka zauważyła, że jedna z wampirzyc stanęła obok niej i cicho chrząknęła. Uniosła wzrok i spojrzała na księżniczkę. Uniosła jedną brew, a wampirzyca wyglądała jakby zapomniała co miała powiedzieć. Jednak szybko wróciła do siebie.
- Przepraszam, że dopiero teraz. Nazywam się Nadia, Nadia Caradja. - Ciemnobrązowe włosy spływały jej na ramiona kaskadami. Rosalie nie przekroczyła metra siedemdziesięciu, a wampirzyca była od niej o wiele niższa. Do tego Nadia miała pucułowate policzki i dołeczki, które pojawiały się gdy się uśmiechała. A z tego co widziała Rosalie robiła to dosyć często.
- Chciałam przeprosić. - Szarozielone oczy wpatrywały się w nią z obawą. -Zachowywałam się okropnie i niekulturalnie. Mamy nadzieję, że nie masz mi tego za złe.- Generał wstała i uśmiechnęła się do Nadii.
- Oczywiście, że nie. Wina też leży trochę po mojej stronie. Jednak mam nadzieję, że zaczniemy od nowa.- Starała się żeby jej ton brzmiał szczerze. Tak na prawdę nie miała najmniejszej chęci na zdobywanie nowych przyjaciółek, ale nie mogła odtrącać wyciągniętej ręki.
- Ja też mam taką nadzieję. - Usiadła i ze zdziwieniem zauważyła, że Nadia zajęła wolne krzesło obok niej. Rosalie zebrała swoje papiery. Zbliżała się pora posiłku. Do pomieszczenia weszli liktorzy. Henry ze zdziwieniem zauważył, że ktoś siedzi obok niej. Puściła mu oczko i spojrzała na Nadię, która wyglądała jakby chciała o coś zapytać. W końcu wzięła głęboki oddech.
- Mogłabyś mnie nauczyć? - Wampirzyca odwróciła głowę w jej kierunku i ponownie uniosła brew.
- Czego chciałabyś się nauczyć? - Bez trudu mogła usłyszeć jak wszyscy obecni w pokoju przysłuchują się ich rozmowie. Nadia też zdawała sobie z tego sprawę. Gdyby była człowiekiem z normalnie bijącym sercem i krwią płynącą w żyłach pewnie by się zarumieniła.
- Pić tak jak ty. - Rosalie mruknęła pod nosem coś niezrozumiałego i odwróciła się do swojego liktora.
- Najlepsze do nauki byłoby ramię żywego człowieka. Na to nie mam szansy, prawda?- Henry popatrzył na nią z maskowanym zirytowaniem. Kiedy byli sami to, że zwracała się do niego bezpośrednio aż tak mu nie przeszkadzało. Oczywiście miało to wiele wspólnego z tym, że Tristran rozkazał mu luźniejsze traktowanie przepisów. Jednak, gdy w pomieszczeniu znajdowały się inne wampiry całkowicie ją ignorował. Pytanie zadane bezpośrednio zmuszało go do reakcji. Spuścił wzrok i zdobył się na usłużny uśmiech.
- Niestety nie, moja pani. - Pokiwała ze zrozumieniem głową i zwróciła się w kierunku Nadii.
- Więc będziemy musiały zadowolić się kieliszkami. - Wampirzyca oblizała usta i popatrzyła na nią szeroko otwartymi oczami. Już wcześniej zauważyła, że Nadia była ciekawska. I to nie w sposób, który ją mierził. Po prostu chciała wiedzieć o wszystkim jak najwięcej. Rosalie żałowała, że była księżniczką. Jej pozycja wprowadzała liczne ograniczenia do jej życia.
- Jak to robisz? - Zdążyła zapytać zanim do środka wjechał wózek z kieliszkami. Generał zaciągnęła się zapachem krwi i chwyciła dłoń Nadii.
- Po pierwsze oddychanie. - Liktor Nadii patrzył na nią z dziwnym wyrazem twarzy. Teraz dzierżył w dłoni wysmukły, wypełniony czerwoną cieczą kieliszek. Wyglądał jakby zobaczył coś niesamowicie dziwnego. A nie wampirzycę uczącą się opanowywać najbardziej pierwotne instynkty. - Możesz podać mi jej krew? - Liktor popatrzył najpierw na Henrego, a potem z wahaniem przekazał jej kieliszek. Rosalie wstała z krzesła i stanęła na przeciwko Nadii. Ręce wampirzycy drżały, a oczy błyszczały czerwonym blaskiem. - Weź głęboki oddech. Poczuj zapach. - Patrzyła jak księżniczka z opóźnieniem wykonuje jej polecenie. - Dobrze, jeszcze kilka razy. Aż będziesz w stanie schować kły. - Uważała, że o wiele łatwiej jest uczyć się bezpośrednio od żywiciela. Odgłosy bicia serca pozwalały uzyskać lepszą kontrolę. Oczywiście wypadki się zdarzały. Nadia nadal siedziała jak kołek głośno inhalując się głębokim aromatem krwi.
- Nie mogę...pachnie zbyt ładnie. A ja jestem taka głodna. - Rosalie głęboko westchnęła.
- Wypiję twoją porcję jeżeli nie schowasz kłów. -To zadziało na wampirzycę jak płachta na byka. Zerwała się na równe nogi próbując wyrwać Rosalie kieliszek. Generał z gracją ominęła pędzącą wampirzycę. - Nadio. Oddychaj.- Księżniczka ruszyła do drugiego ataku, ale chwycił ją jej liktor. Miał na pewno ponad sto dziewięćdziesiąt centymetrów wzrostu, więc bez problemu trzymał jej nadgarstki w jednej dłoni.
- Wasza wysokość, nalegam na skończenie tej zabawy. - Wampirzyca zmarszczyła czoło.
- Zabawy?- Sarknęła, podchodząc do nich. - Zabawą nazywasz uczenie prawie pięciuset letniego wampira kontroli? To nie jest jakaś głupia rozrywka. Czy one wiedzą jak kończą ci z nas, którzy nie nauczyli się pić bez zabijania ludzi po dziesięciu latach? - Machnęła ręką w kierunku zgromadzonych w pokoju księżniczek. - Wbija się im kołki w serca, bo stanowią zagrożenie. A to, że wampir nie potrafi pić sam po pięciu wiekach...- Weszła w tryb zawstydzania mężczyzn zdecydowanie od niej większych. - To wstyd. Nie tylko dla nich, ale też dla was. - Obrzuciła pozostałych liktorów wściekłym spojrzeniem. Kilku spuściło wzrok. - Skoro macie je chronić to powinniście je nauczyć. - Stanęła przed Nadią i uniosła jej kieliszek do ust. - Pij powoli. - Powiedziała, kiedy wampirzyca szarpnęła się w jej kierunku. Rosalie odsunęła naczynie. - Jeszcze raz. Powoli.- Księżniczka sapnęła głośno, ale rozchyliła wargi. Generał wlewała jej krew do ust powolnym strumieniem. Chciała żeby poczuła coś więcej niż zaspokojenie głodu. Smak i aromat pożywienia. Kiedy kieliszek był już pusty, oczy Nadii zaczęły wracać do normalnego szarozielonego koloru. Rosalie ostawiła naczynie na wózek i rozejrzała się po pomieszczeniu. Wszyscy, księżniczki i liktorzy, patrzyli na nią. W oczach niektórych kryła się wrogość. Inni byli po prostu zdziwieni. Generał pogłaskała Nadię po głowie i bez słowa wyszła na korytarz.
CZYTASZ
Wybór
ParanormalRok 2017, ale nie taki jaki znamy. Ponad trzysta lat temu istoty paranormalne zawładnęły światem. Od tamtej pory ziemia podzielona została na królestwa wampirów i wilkołaków jako najsilniejszych ras. Przez cały ten czas granica stała się miejscem n...