05.

2.4K 194 3
                                    

Nie zachowywała się tak jakby się tego spodziewał. Choć musiał się przyznać, że nie do końca wiedział czego oczekiwać. Była inna niż wszystkie kobiety jakie znał. Patrzyła mu prosto w oczy i odpowiadała na jego pytania z dziwną mieszaniną irytacji i nonszalancji. 

- Od razu mnie rozpoznałaś. - Tylko pokiwała głową. Doskonale wiedziała kim był. Rodzina królewska miała bardzo obfite akta. Anthony Bouchard, młodszy syn poprzedniego króla wilkołaków Eliasa Boucharda i jego żony Geraldine. Trzydziestoletni brat Byrona, który był alfą jednej z watach. Zmienni mieli swój własny sposób podziału wojsk i w niczym nie przypominał on tego, którego używały wampiry. Gromadzili się w stada, które nie funkcjonowały jak oddziały, raczej jak rodziny. Z tego co wiedziała Anthony dowodził około dwudziestoma ludźmi i nie posiadał nawet połowy talentów swojego brata. Po spędzeniu z nim tych kilku godzin mogła zauważyć, że albo jest niezbyt bystry, albo na prawdę uważał, że jest jej bratnią duszą. Przez większość czasu kłamała jak z nut, a on się nie zorientował. Tylko spoglądał na nią tymi wielkimi niebieskimi oczami z wyrazem całkowitego oddania.  Widocznie inteligencja i spostrzegawczość również przypadły  w spadku Byronowi. Jednak musiała przyznać, że Anthony był o wiele przystojniejszy od swojego starszego brata, chociaż i tak nie w jej typie.  - Ja też wiedziałem kim jesteś. W końcu niewiele jest wampirzyc. - Rosalie znów przytaknęła patrząc bardziej na swoje dłonie niż na niego. Były straszliwie brudne, zresztą cała była brudna. Anthony obiecał jej kąpiel i nowe ubrania, ale do zachodu słońca nie mogli wyjść z salonu. - Ile właściwie masz lat? - Oderwała wzrok od połamanych paznokci i cicho westchnęła. 

- Sto siedemdziesiąt sześć. - Wilkołak wyglądał na lekko zdumionego. Co prawda wiedział, że Rosalie jest od niego starsza o co najmniej kilkadziesiąt lat. Kiedy był dzieckiem słyszał opowieści o wampirzej księżniczce, która zabijała jego pobratymców. Bardziej okrutna i nieustępliwa niż pozostali żołnierze. Jednak nie wyglądała na bestię w ludzkiej skórze. W podartym, zakrwawionym ubraniu z włosami obciętymi prawie przy skórze i umorusaną twarzą nie sprawiała wrażenia niebezpiecznej. 

- To dużo. - Powiedział po chwili. Udało mu się wywołać na jej twarzy niewielki uśmiech. 

- Znam takich którzy żyją już od kilku tysięcy lat. Ledwo przekroczone sto siedemdziesiąt nie jest niczym szczególnym. - Po raz kolejny zapadła niezręczna cisza. 

- Byłaś szczęśliwa? - Po raz kolejny ją zaskoczył. Zbliżało się południe i rozmawiali już klika godzin, ale nadal potrafił wymyślić pytania nad którymi musiała się zastanawiać. Oczywiście nie mówiła wyłącznie prawdy. Jednak w kwestiach, które bezpośrednio dotyczyły jej a nie armii odpowiadała szczerze. Bała się, że może coś pomieszać, gdy powie zbyt wiele kłamstw. 

- W pewnym momencie. 

- Chciałbym żebyś była ze mną szczęśliwa. - Rosalie udała, że nie śmieszy jej przejęty ton z jakim  to oznajmił. 

- A co jeśli twój brat każe mnie zabić? 

- Nie pozwolę mu na to. Z resztą nie zabiłby mojej bratniej duszy. - Znała setki wilkołaków, ale nadal ją dziwiło to z jaką szybkością zmienni potrafią się zakochać. Ona nadal nie była pewna czy Anthony jej nie okłamuje. Nie czuła kompletnie nic, żadnego mrowienia gdy ich skóra się stykała. Serce też nie biło jej szybciej, ale akurat to  wynikało  z faktu że przestało bić w noc, w którą Philip ją przemienił. A fakt, że zmienny na prawdę przyjemnie pachniał goździkami niczego nie przesądzał.  - Będzie musiał zmienić o tobie zdanie, w końcu jesteś częścią rodziny. 

                                                                                       ***

Z rozkoszą oparła głowę na brzegu wanny. Po zachodzie słońca wilkołak zaprowadził ją do swojego apartamentu. Pokoje zajmowały połowę drugiego piętra. Salon sypialnia i coś co miało pełnić funkcje łaźni. Tam właśnie ustawiono miedzianą wannę, którą wypełniono prawie wrzącą wodą i kwiatami suszonej lawendy. Była w niebie. Wyszorowała dokładnie całe ciało i w końcu była czysta. Woda nadal była bardzo ciepła. Rosalie uwielbiała leżeć we wrzątku. Po wyjściu z takiej kąpieli jej skóra przez jakiś czas była ciepła i zaróżowiona. Jak u normalnego człowieka. Jednak teraz chciała już wyjść z wanny. Woda była jasnobrązowa od brudu, którego z siebie zmyła. Z westchnieniem wstała i sięgnęła po stojący obok porcelanowy dzbanek. Wylała na siebie zawartość, opłukując się czystą wodą. Wytarła się do sucha i popatrzyła na leżące na krześle ubrania. Służba przyniosła jej jeden zestaw. Rosalie bez wahania włożyła bieliznę, ale nie miała zamiaru ubierać gorsetu. Suknia była z grubego, czarnego atłasu i musiała należeć do zmiennej, bo cała przesiąknęła jej zapachem. Obstawiała matkę Anthonego lub jego bratową. Inne kobiety raczej nie mogłyby sobie pozwolić na tak drogi materiał. Poprawiając sukienkę wyszła z łaźni. Anthony siedział na łóżku, ale kiedy ją zobaczył wstał i uważnie otaksował ją spojrzeniem.

WybórOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz