03.

2.3K 196 4
                                    

Ciężko jej było mierzyć upływ czasu. Najprawdopodobniej siedziała w zamknięciu ponad miesiąc. Starała się liczyć ile razy odzyskiwała przytomność, ale często traciła świadomość w środku nocy. Byron początkowo przychodził do niej regularnie. Jednak po pewnym czasie znudził się oglądaniem jak jego ludzie łamią jej kości i wbijają setki różnych przedmiotów w różne części ciała. Zwłaszcza, że wolała przegryźć sobie język niż cokolwiek im powiedzieć. Rosalie leżała skulona na ziemi i wpatrywała się w zakrzepłą plamę krwi, która zajmowała sporą cześć podłoża. Była tak bardzo głodna, że gdyby miała siłę żeby się doczołgać to zaczęłaby zlizywać zaschnięty płyn. Nie sądziła, że jest możliwe doprowadzenie wampira do takiego stanu. Pragnienia tak wielkiego, że był gotowy wypić własną krew.  Jednak Byron nie miał zamiaru doprowadzenia jej do stanu bliskiego mumifikacji. Jego ludzie co jakiś czas przynosili jej naczynie wypełnione po brzegi zimną krwią. Za pierwszym razem wypiła wszystko prawie od razu. Dopiero, kiedy jej gardło i przełyk zaczęły płonąć żywym ogniem zrozumiała co zrobili. Posoka wilkołaków była dla wampirów jak kwas. Miała nawet podobny, ostry zapach. Gdyby nie to, że rzuciła się na posiłek jak desperatka na pewno by to wyczuła. Plując i wymiotując odczołgała się w najdalszy kąt celi. Jednak w końcu musiała się napić. Jej obrażenia były zbyt rozległe żeby mogła rezygnować z posiłku. Nawet jeśli był zatruty.  Z biegiem czasu przyzwyczaiła się do palącego uczucia w przełyku. Teraz leżąc na zimnej posadzce próbowała zebrać myśli. Coś było nie tak. Zawsze gdy się budziła ktoś na nią czekał. Początkowo Byron, potem jeden lub kliku jego ludzi. To, że była sama wcale jej nie uspokoiło. Przewróciła się na bok i głośno jęknęła. Skoro nikogo nie było mogła sobie pozwolić na  chwilę słabości. Gdyby była w stanie to otarła by twarz dłońmi, ale kości w jej rękach jeszcze się nie zrosły. Zmienni nie przychodzili przez bardzo długi czas. Zdołała usiąść i oprzeć się o kamienną ścianę. Co prawda jej plecy przypominały krwawą miazgę, ale miała dość leżenia na podłodze. Czas mijał bardzo powoli, a ona liczyła na to że zmienni zostawią ją tego dnia w spokoju. Jednak się przeliczyła. Po kilku godzinach siedzenia w ciemnościach poczuła, że zbliża się świt. Miała nadzieję, że nie będzie musiała nikogo oglądać tej nocy, ale otworzyły się drzwi. Do środka weszło dwóch zmiennych, a jeden z nich niósł latarnię. Rosalie zamknęła oczy oślepiona jasnym światłem.

 - Mamy dla ciebie coś specjalnego. - Zmusiła się żeby uchylić powieki. Przez noce jakie tu spędziła Byron i jego ludzie torturowali ją na praktycznie wszystkie możliwe sposoby. Dlatego nie spodziewała się, że wilkołak będzie trzymał skórzany bukłak. - Wypij to. - Nie miała wyboru. Gdy przytknęli jej do ust szyjkę naczynia posłusznie rozchyliła wargi. To nie była krew. Zimny płyn smakował ziołami i czymś słodkim. Kiedy wypiła wszystko, poczuła napływ energii. Zmęczenie wywołane zbliżającym się wschodem słońca zniknęło.

- Co mi podaliście? - Zapytała, gdy zaczęli odpinać łańcuchy od ściany. - Mężczyźni spojrzeli po sobie. 

- Zaraz się przekonasz. - Przepieli łańcuch tak, że mogła poruszać nogami, ale jej ręce były skrępowane. Metal owinięto wokół jej torsu. Jeden z nich pociągnął ją w stronę wyjścia. Rosalie na chwiejnych nogach za nim podążyła. Drugi z wilkołaków trzymał się za nią. Jakby mogła uciec. Poprowadzili ją korytarzem, do schodów, a później w górę. Nie opuszczała celi od kilku tygodni, więc kiedy wyszła na zewnątrz zakręciło jej się w głowie od świeżego powietrza. Potknęła się na stopniach i prawie wylądowała na ziemi, ale łańcuch ją powstrzymał. Zmienny musiał się zatrzymać, co dało jej chwilę na rozejrzenie się. Kiedy zobaczyła co znajduje się przed nią, stanęła jak wryta. Rzędy drewnianych pali zajmowały cały ogromy plac przed wielkim domem. Do każdego z nich przywiązany był jeden z jej ludzi, w tym Bruno. Z ust Rosalie wydobył się cichy krzyk. Jej gardło było ściśnięte srebrną obręczą, więc nie mogła zdobyć się na nic więcej. Zmienny pociągnął ją w kierunku ostatniego wolnego słupa. Nie zwracała uwagi na to jak unieruchamiali ją przy palu. Uniosła głowę i spojrzała na Byrona. Stał na balkonie dokładnie na przeciwko niej. Wokół niego kłębiło się mnóstwo innych osób, w tym dwie kobiety. Rosalie skupiła wzrok na twarzy króla wilkołaków. Nigdy nie widziała go tak zadowolonego. Mierzyli się spojrzeniami przez kilka minut. 

- Już czas! Nadszedł czas zapłaty za ich zbrodnie! -Słowa Byrona wywołały poruszenie i radość wśród stojących wokół wilkołaków. Musiały być ich setki. Zmienni zaczęli wyć i krzyczeć. Czekali na wschód słońca. Rosalie czuła jak serce podchodzi jej do gardła. Nie mogła pozwolić na to żeby cały jej oddział został spalony żywcem, ale nie mogła się ruszyć. Była opleciona srebrem jak kokonem, ale strach sprawiał, że nie czuła bólu jaki zadawał jej metal. Niebo zaczęło się różowić, a kilka sekund później usłyszała nieludzkie wrzaski. Słońce zaczynało oświetlać plac na którym ustawiono jej oddział. Dopiero teraz zauważyła, że jej słup znajduje się dalej od innych. Promienie oświetlą ją jako ostatnią. 

- Bruno! Bruno! - Do jej nozdrzy doleciał zapach palonych ciał. A potem poczuła tak silny ból, że  gdyby nie srebrne łańcuchy opadłaby na ziemię. Jakby ktoś wyrwał jej serce. - Bruno... - Była gotowa na śmierć. Przez cały czas spędzony w niewoli się do niej przygotowywała. Wiele razy chciała opuścić ten świat. Jednak dopiero ból i pusta jakie poczuła po tym jak Bruno zginął sprawiły, że nie mogła się doczekać śmierci. Jednak ta nie nastąpiła. Zamiast palących płomieni poczuła jak opadają z niej łańcuchy. Uniosła głowę i zobaczyła jak nieznajomy zrzuca z niej srebro.  

- Zostaw ją! - Mężczyzna nie posłuchał. Wziął ją na ręce i wbiegł do wnętrza domu. Rosalie była tak oszołomiona bólem po starcie syna, że nie zwróciła uwagi na to, że słońce zdążyło ją poparzyć. Wpadało do środka przez ogromne okna. Wilkołak przeklął i wpadł do jednego z pokojów i z rozmachem otworzył stojącą pod ścianą szafę. Skóra wampirzycy już pokrywała się bąblami. Mężczyzna bezceremonialnie wrzucił ją do środka i trzasnął drzwiami. 

- Nie ruszaj się stąd!- Krzyknął do niej. Rosalie i tak nie miała wyboru. Otoczona płaszczami, futrami i smrodem wilkołaków nie miała dokąd uciec. Zwłaszcza, że na zewnątrz był już dzień.

-Anthony, co ty zrobiłeś? 


WybórOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz