9.

3.9K 269 6
                                    

Kiedy zobaczyła księcia musiała zasłonić usta dłonią żeby nie zobaczono jej pełnego niedowierzania uśmiechu. Po Trajanie spodziewała się czegoś więcej. Delfin był średniego wzrostu i delikatnej budowy. Stosunkowo długie, ciemno brązowe włosy miał obcięte, na pewno w modny sposób, tak że grzywka co rusz opadała mu na oczy o podobnej barwie. Do tego zamyślony wyraz twarzy i lekko uniesiony kącik warg. Wszystkie jej towarzyszki rozpromieniły się na widok młodzieńca. Przechodząc obok zgromadzonych kobiet posłał im długie spojrzenie. Jego wzrok najdłużej zatrzymał się na niej. On też nigdy jej nie widział. Rosalie zauważyła to spojrzenie i wysoko uniosła głowę. Książę uśmiechnął się lekko i pospieszył w stronę tronu. Kiedy w końcu cała rodzina królewska stanęła w komplecie ustały szepty. Król pokiwał głową w kierunku żony i cicho odchrząknął. 

- Zapewne zastanawiacie się, dlaczego się tutaj zgromadziliśmy. Niektórzy bardziej niż inni. Podjąłem ważną decyzje, nad którą myślałem już od jakiegoś czasu. Jutro nastąpi moja abdykacja. Zrzekam się tronu na rzecz mojego syna Tristrana. - Szok jaki wywarły te słowa na zgromadzonych były niczym w porównaniu z tym co się działo z Rosalie. Nie słyszała okrzyków wydawanych przez innych obecnych na sali, nie dostrzegała zdezorientowania wymalowanego na ich twarzach. Wyłączyła się całkowicie skupiając na zdaniu wypowiedzianym przez władcę. Nie myślała, że zrobił coś takiego. To oznaczało katastrofę. Nie mógł tego zrobić. Poszukała wzrokiem Philipa. Stał po drugiej stronie sali jako jedyny obojętny na całe zamieszanie. Oczywiście wiedział wcześniej. Nagle krzyki umilkły. Dopiero po chwili Rosalie usłyszała, że król prosi o ciszę.  - Wiem, że dla wszystkich do duży szok. Ale obiecuję, że Tristran jest doskonale przygotowany do swojej roli i wie jakie brzemię przychodzi mu dźwigać. A teraz bawmy się! - Jakby na rozkaz zaczęła grać muzyka. Wszyscy zaczęli pchać się w stronę podwyższenia nie zważając na takty walca. Nie wiedziała jak mógł się spodziewać, że po zrzuceniu takiej bomby wszyscy zaczną tańczyć. Nie czekała ani chwili dłużej przepychając się łokciami szybko znalazła się przy wzniesieniu. 

- Mój królu!- Krzyknęła chcąc zwrócić na siebie jego uwagę. Udało jej się to. Władca pokręcił głową i wstał z tronu. 

- Później Rosalie. - Dwa słowa i ten wyraz twarzy wystarczyły. Zdusiła w sobie warknięcie i wycofała się pod ścianę próbując znaleźć Philipa. Po tym jak tłum zaczął się przemieszczać. Zdenerwowana i nadal w lekkim szoku założyła ręce na piersi i obserwowała jak książę schodzi na parkiet trzymając dłoń jednej z księżniczek. Nie była pewna czy to Teresa Olivarnes czy Nadia Caradja, ale teraz był to jej najmniejszy problem. Musiała skontaktować się z Christopherem. Musiała ostrzec swoich żołnierzy zanim w ich szeregach zapanuje chaos, a wilkołaki to wykorzystają. Chociaż przez moment chciała się łudzić, że relacja z przyjęcia nie jest transmitowana przez telewizje, ale kamery w kątach sali zniszczyły to marzenie. Chciała ruszyć w kierunku schodów, ale kątem oka dostrzegła cień. Wysoki wampir w czarnym garniturze i czerwonym krawacie stał zdecydowanie za blisko. Wciągnęła powietrze próbując wyczuć jego wiek. Oceniła go na ponad czterysta lat, był od niej trochę starszy.  Pozornie zignorowała jego obecność i ruszyła w stronę ojca, którego głowa zamajaczyła jej po drugiej stronie. Ruszyła przeciskając się przez tłum, ale przez cały czas czuła za sobą tego wampira. Sarknęła cicho i w końcu dotarła do swojego celu. Philip odwrócił się w jej kierunku i uśmiechnął się smuto. 

 - Czy to koniec rewelacji czy dostane jeszcze czymś w twarz?  - Powiedziała sięgając po kieliszek z krwią niesiony przez kelnera. Wypiła pół jednym haustem i uniosła wzrok na ojca. 

- Dostaniesz.- Parsknęła śmiechem nie zważając na dziwne spojrzenia ludzi wokół. Philip wykonał gest jakby chciał pogłaskać ją po włosach, ale rozmyślił się w pół ruchu. 

- Świetnie. -Dopiła krew i odeszła od ojca szukając tym razem członków sztabu wojskowego. Oprócz niej wojskami dowodziło dwudziestu generałów, nad nimi stał jeden marszałek. Jednak Rosalie była jedyną, która brała czynny udział w walkach. Pozostali siedzieli na tyłkach w bezpiecznych miejscach co najmniej sto kilometrów od linii walk. Marszałek Sterben i pozostali wojskowi stali w kilka kroków od niej. Wszyscy ubrani w odświętne, białe mundury z rzędami orderów. Przyprawiali ją o mdłości. 

- Panie Marszałku. - Skłoniła się lekko Sterbenowi i powiodła wzrokiem po reszcie zgromadzonych. 

- Wasza książęca mość. - Marszałek i pozostali generałowie skłonili się jej tak samo. Stłumiła wybuch wściekłości. Oczywiście wiedzieli już o jej zawieszeniu. Teraz była tylko dekoracją. 

- Widzieliśmy szok na pani twarzy, kiedy król ogłosił decyzje o abdykacji. Czyżby pani nie poinformował. - Generał Tyler Woods popatrzył na nią z pełnym satysfakcji uśmieszkiem. Oczywiście, że tylko jej zostało odmówione dostąpienie do tej wiadomości. Przecież nie była nikim ważnym. 

- Król postanowił nie wtajemniczać mnie w swoje plany. - W ich oczach widziała mściwą radość. Przez lata była ulubienicą Trajana. Według ich niepohamowanego ego i przekonania o własnej wartości wszystko zdobyła, tylko dlatego że Philip przyjaźnił się z królem. 

- Oczywiście. My tą informacje otrzymaliśmy już dwa tygodnie temu. To ważne dla przebiegu wojny żeby dowództwo wiedziało wcześniej. - Przygryzła język i pokiwała głową. Miała się zachowywać, ale wściekłość krążąca teraz w jej żyłach sprawiała jej coraz większe trudności. 

- Nie zatwierdziłem twojego wyboru w kwestii dowodzenia na froncie. - Poczuła, jakby ktoś uderzył ją pięścią w brzuch Sterben uśmiechnął się lekko. 

- Dlaczego? - Miała ochotę uderzyć go i zetrzeć mu z ust jego zadowolony uśmieszek. 

- Na zebraniu sztabu uznaliśmy, że twój kandydat nie ma wystarczającego doświadczenia w dowodzeniu tak licznymi siłami. Dlatego generał  Feg zajmie pani miejsce. Nie uczestniczyła pani zbyt często w odprawach. Uznaliśmy za stosowne...

- Nie uczestniczyłam w odprawach, bo w przeciwieństwie do was walczyłam. A nie siedziałam a tyłkach żądając od moich żołnierzy tego czego sama bym nie zrobiła. Panie Feg. - Zwróciła się w kierunku wysokiego blondyna o nordyckich rysach, który patrzył na nią jak na szaleńca. Starała się w swoich słowach zawrzeć jak najwięcej pogardy. - Kiedy ostatni raz widział pan wilkołaka? Jak upadała Skandynawia? Prawie dwieście pięćdziesiąt lat temu, prawda? - Nie czekała na odpowiedź. Musiała jak najszybciej stąd wyjść. Ruszyła w kierunku wyjścia ignorując wojskowych. Do oczy cisnęły jej się łzy upokorzenia i wściekłości. Zbliżała się do ogromnych schodów, ale drogę zastąpiła jej drobna kobieta z burzą rudych loków na głowie. Trzymała w niewielkich, szczupłych dłoniach mikrofon. 

-Tina Rizzo Everyday News. Pani generał to wielki zaszczyt czy mogłabym...

 -Zejdź mi z drogi. - Jej oczy musiały wyrazić więcej niż tylko słowa. Kobieta zachłysnęła się powietrzem, a Rosalie ją wyminęła. Kiedy chciała wejść na schody ze wszystkich stron otoczyli ją inni dziennikarze. W tym samym momencie poczuła jak ktoś chwyta ją za rękę. Odwróciła się na pięcie i zobaczyła wampira z czerwonym krawatem. 

 -Puść mnie, albo złamię ci rękę. - Wyszeptała tak cicho, że żaden z ludzi nie był w stanie tego usłyszeć. Jednak wampir z pewnością zrozumiał co powiedziała. Jednak wzmocnił uścisk. 

- Pani nie możesz wyjść z sali. - Posłała mu pełne niedowierzania spojrzenie. 

- Tylko patrz. - Wyszarpała rękę i nie zważając na kłębiących się ludzi, rozpychając się łokciami zaczęła wchodzić po schodach. Prawie czuła na karku oddech tamtego wampira. Kiedy już przekroczyła próg zaczęła szybkim krokiem iść w stronę klatki schodowej. 

WybórOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz