Poprawiła pasek w czarnej sukni i z westchnieniem spojrzała na zegarek. Za dziesięć minut mieli wyjechać do królewskiego pałacu. Dziwiło ją to zwłaszcza, że znajdował się on na końcu ulicy, ale Philip mówił, że nie wypada iść. Machnęła na to ręką skupiając się na mniej kuriozalnych rzeczach. Takich jak jej strój. Musiała przyznać ojcu, że się postarał. Zabudowana góra ukrywała część blizn jakie pozostawiła na niej wojna. Do tego czarny materiał był przyjemny w dotyku i w porównaniu z ostatnią sukienką jaką miała na sobie odsłaniał kostki. Z przodu sięgał jej do połowy łydki żeby z tyłu opadać na ziemię. W tali przewiązany był cienkim paskiem, a co najważniejsze sukienka miała kieszeń. Rosalie z wielkim zadowoleniem przyjęła ten drobny szczegół. Kieszeń zamaskowana była warstwą materiału na przodzie i była dosyć głęboka. Świetnie nadawała się do schowania sztyletu. Nie miała zamiaru go używać, ale sam dotyk rękojeści ją uspokajał. Na szyi zawiesiła rubin na złotym łańcuszku. Położyła rękę na mahoniowym stoliku i spojrzała na leżącą na nią tiarę. Rubiny do niej nie pasowały, więc tiara zdobiona była ametystami. Rosalie zastanawiała się jak ją ubierze skoro jej włosy nie miały może pięć centymetrów długości. Nigdy nie przykładała dużej wagi do fryzury. Musiała być tylko krótka, więc dodatkowo fryzjerka wyrównała jej dziś nierówno obcięte kosmyki próbując zrobić coś z jej głową. Nie uzyskała zbyt spektakularnego efektu. Po chwili chwyciła ażurową konstrukcję z białego złota i nałożyła ją na głowę. Potem jeszcze raz obejrzała w lustrze swoją twarz. Pierwszy raz w życiu miała na sobie makijażu w takiej ilości. Marzyła żeby już było po wszystkim. Usłyszała pukanie do drzwi i do nich podeszła. Kiedy jej otworzyła Roger uśmiechnął się do niej radośnie. Miał na sobie czarny, dobrze skrojony garnitur. Czarne włosy zaczesał do tyłu i mogła przysiąc, że miał lekki makijaż. Zawsze się zastanawiała, dlaczego Philip go przemienił, ale nie miała odwagi zapytać.Odkąd wstąpiła do wojska i zaczęła zdobywać kolejne jego stosunek do niej znów się zmienił. Im rzadziej ją widywał tym bardziej braterskie uczucia do niej żywił.
- Możemy już iść. Samochód czeka za domem. - Nie miała pojęcia po co ma przyjechać z nimi skoro mieszkał na królewskim dworze, ale nie wnikała w szczegóły. Przez lata etykieta i zwyczaje arystokracji całkowicie wyleciały jej z głowy. Miała ważniejsze problemy niż to w jakiej kolejności kto siada za stołem. Nie przyjęła jego wyciągniętej ręki i sama ruszyła w kierunku schodów. Nabyta po przemianie zręczność pozwalały jej utrzymać równowagę na wysokich obcasach. Powoli zeszła po schodach i udała się do tylnego wyjścia. Na podjeździe za rezydencją stała czarna limuzyna.
- To nie przesada? - Powiedziała do stojącego przy samochodzie księcia.
- Nie, uwierz mi. - Wzruszyła ramionami i wsiadła do środka. Czekaja ją upojne trzy minuty jazdy. Zaczęła bawić się łańcuszkiem czekając na resztę swojej rodziny. Chwilę później obaj mężczyźni zajęli miejsca i Philip dał kierowcy znak żeby ruszył.
- Na zewnątrz będzie wielu dziennikarzy. Rosalie dasz sobie radę? - Od wczoraj nie mówił jej o niczym innym. Sama prawie nie miała z pismakami do czynienia. Nie oglądała telewizji ani nie słuchała radia. Od dawna dziennikarze próbowali się z nią kontaktować, ale odsyłała ich z kwitkiem. Miała ludzi, którzy zajmowali się takimi natrętami.
- Przypilnuje ją. Obiecuję. - Roger położył jej dłoń na ramieniu.
- Nie będę robić problemów. Nie mam trzech lat. - Mruknęła, kiedy ruszyli. Całe miasto tonęło w tysiącach światełek. Ulice były oświetlone i udekorowane kwiatami. Brindisi świętowało razem z królem. Ludzie i wampiry w barwny korowodzie zmierzali w stronę pałacu. Z okazji balu dwór otworzył zewnętrzne ogrody dla zwiedzających. Pałac otaczały dwa pierścienie ogrodów oddzielone od siebie żywopłotem, oraz w pewnych miejscach kutą balustradą. Krąg wewnętrzny był dostępny tylko dla rodziny królewskiej. Z zewnętrznego pozostali dworzanie. Rosalie nigdy w żadnym nie była. Poprzednio w Brindisi była sto lat temu i to na krótko. Po krótkiej chwili zatrzymali się przed wejściem. Szofer wysiadł i otworzył im drzwi. Pierwszy wysiadł Philip. Za nim Roger, który podał jej dłoń. Ujęła ją i wyszła na zewnątrz. Od razu oślepiły ją błyski fleszy fotografów oddzielonych od nich grubą taśmą. Ujęła brata pod rękę i zaczęła wchodzić po schodach nie zważając na okrzyki. Wszyscy, jak jeden mąż, zaczęli domagać się od niej kilku słów. Rosalie ignorowała ich z wystudiowanym znudzeniem na twarzy.
-Nie mieli nawet twojego aktualnego zdjęcia. Ostatnie było z czasów Kanady. Dobrze zaszyłaś się na tym odludziu. - Wzruszyła tylko ramionami i jak automat pokonywała kolejne stopnie. Nie znosiła takich szopek i unikała ich jak ognia. Kiedy podeszli do drzwi dwóch lokajów je otworzyło. Weszli do rozległego holu. W całości wyłożony był białym marmurem. Posadzka lśniła i w intensywnym świetle kryształowego żyrandola. Mimo pozornej surowości z wystroju przełamanego tylko jednym malowidłem na ścianie po lewej, biła dostojność. Podobno królowa miała świetny gust. W głębi długiego korytarza majaczyły schody. Czerwony, mięsisty dywan prowadził ich w kierunku sali balowej. Gdy weszli do środka wszyscy zgromadzeni lekko się skłonili. Rosalie zauważyła, że większość z nich to ludzie. Nie zwróciła na nich uwagi, ale czuła ich wzrok. Sama skupiła się na swoich stopach. Mijali kolejne drzwi, a hałas stawał się coraz bardziej donośny. Weszli do sali.
- Książę Philip Atlee z córką Rosalie i synem Rogerem. -Stanęli na szczycie ogromnych, dwubiegowych schodów. Po przeciwnej stronie znajdowało się podwyższenie z trzema tronami, na których siedział król. Królowa i delfin jeszcze nie zeszli. Czekali aż wszyscy goście przybędą. Poniżej rozciągała się sala balowa długa na co najmniej sto metrów. Sklepienie pokrywały freski przedstawiające historie wampirów. Ściany pokrywały ogromne tafle luster. Na dole kłębiły się setki osób. Rosalie cicho westchnęła i zaczęła schodzić kolejnymi schodami. Te również były z białego marmuru, ale balustrada była bogato rzeźbiona. Kiedy w końcu stanęli na posadce zobaczyła, że kamień był tak gładki iż można było się w nim przejrzeć. Najdalej od tronu znajdowały się najmniej ważne osoby. Dziennikarze, którym pozwolono wejść do środka, mało ważne wampiry. Im bardziej zbliżali się do króla tym więcej nadętych bufonów i oderwanych od rzeczywistości kobiet widziała. Gdy w końcu zatrzymali się przed podwyższeniem wszyscy skłonili się nisko.
-Wasza Wysokość. - Philip jako pierwszy się wyprostował.
- Wasza miłość. - Roger położył rękę na sercu i uśmiechnął się lekko.
- Mój panie. - Spojrzała prosto w oczy władcy. Chciała z nim porozmawiać już teraz. Trajan odczytał jej niemą prośbę, ale prawie niedostrzegalnie pokręcił głową. Nie odpowiedział na pozdrowienia tylko gestem wskazał należne im miejsce. Ruszyli w tym kierunku. Chciała iść za nimi, ale Roger pokręcił głową.
- Nie stoisz z nami tylko z innymi księżniczkami. - Posłała mu spojrzenie pełne niedowierzania, ale nie miała zamiaru robić awantury. Została odprowadzona do przeciwnego kąta sali tuż obok podwyższenia. Jak najszybciej zajęła miejsce jak najbliżej ściany i popatrzyła na swoje towarzyszki. Nie znała ich w ogóle. Ostatni raz widziała dziewięć z nich na swoim debiucie. Wszystkie rzucały jej zaciekawione spojrzenia, które najczęściej dłużej zatrzymywały się na jej głowie. Stojąca najbliżej kobieta cicho parsknęła. Rosalie uśmiechnęła się pod nosem i zaczęła odliczać czas do dziesiątej. O tej porze miała rozpocząć się uroczystość. Po kilkunastu długich minutach na schodach pojawiła się królowa i książę. Pobłogosławiła w myślach ten moment i stanęła prosto. Władczyni sunęła w stronę podwyższenia w bladoróżowej sukni uśmiechając się szeroko. Wyglądała jak delikatny kwiat. Za nią szedł młodzieniec, którego Trajan przemienił prawie półtora wieku wcześniej.
CZYTASZ
Wybór
ParanormalRok 2017, ale nie taki jaki znamy. Ponad trzysta lat temu istoty paranormalne zawładnęły światem. Od tamtej pory ziemia podzielona została na królestwa wampirów i wilkołaków jako najsilniejszych ras. Przez cały ten czas granica stała się miejscem n...