Rozdział 7."Studenckie Życie".

3.2K 253 83
                                    

To przeznaczenie! 👆
--------------

Abigail przystanęła, wyjmując telefon z kieszeni. Spojrzała na wyświetlacz, sprawdzając, kto dzwoni. Mama. Odebrała połączenie i przyłożyła komórkę do ucha.

- Tak?

- Wiem, że masz sporo nauki- zaczęła.- Ale czy miałabyś czas, aby przyjechać do nas w weekend?

- Coś się stało?- zapytała zaniepokojona i odszukała wzrokiem najbliższą ławkę.

Usiadła na niej, obok siebie kładąc torbę.

- Nic- zapewniła jej matka.- Nic się nie stało! Po prostu miałaś urodziny i, wiem, więc nie zaprzeczaj, spędziłaś je w pokoju. Ciekawe, czy ktokolwiek nawet wiedział, że je masz.

Jedna osoba wiedziała, ale zdecydowanie nie z inicjatywy Abigail.

- Razem z Irene kupiłyśmy ci prezent. Jestem pewna, że ci się spodoba. Wszyscy za tobą tak tęsknimy. Przyjedziesz?

Westchnęła, opierając się plecami o ławkę. Spojrzała w górę na jesienne liście wysokiego drzewa, które w słońcu na sekundę błysnęły złotem. Zaskoczona zamrugała, a dziwnie przywidzenie zniknęło.

Wyprostowała się, uważniej przyglądając drzewu. Ponownie wyglądało jak zwykły, stary klon.

Zmrużyła oczy, marszcząc brwi. Nie było to złudzenie wywołane przez słońce, ponieważ te od rana przysłaniały chmury.

- Abigail?

- Tak, tak- mruknęła, zapominając całkowicie, o czym rozmawiały.

- Tak się cieszę. Czekaj, Irene chce z tobą porozmawiać.

Zaraz, co? Nie potrafiła zrozumieć, co się właśnie stało. Chwila. Zgodziła się przyjechać do domu w weekend? To był zły pomysł. Nie chciała spotykać ojca, nie teraz. Najlepiej już nigdy.

- Cześć, siostra.- Usłyszała uradowany głos w telefonie.- Jak tam studenckie życie?

- Bardzo dobrze- zaśmiała się wymuszenie, czując w sercu lekki ukłucie.

Tęskniła, bardzo tęskniła za mamą i Irene. Przez całe życie były jej najbliższe. To ojciec wszystko psuł w jej rodzinie. Od zawsze był toksyną, zżerającą ich od środka.

- Imprezy do późna, leczenie rano kaca. To się nazywa życie, ah, no tak. Zapomniałam. Ty nie umiesz z tego korzystać!

- Ej- mruknęła, udając urażoną.

Irene roześmiała się głośno do telefonu, w pewnym momencie niechcący chrumkając.

- Dobrze wiesz, że żartuje. Cieszę się, że przyjeżdżasz. Przynajmniej to nasze latanie po sklepach się opłaciło.

- Nie musiałyście- stwierdziła, kolejny raz z zamyśleniem spoglądając na rozpościerającą się nad nią koronę drzewa.

Powinna odwołać swoje słowa. To był bardzo, bardzo zły pomysł. Ale słysząc radość w ich głosach, nie potrafiła tego zrobić.

- Ale chciałyśmy. Ty nawet nie chcesz obchodzić swoich urodzin. Gdyby nie my, sama byś o nich zapomniała.

- Bez przesady- westchnęła, przecierając oczy wolną dłonią.- Bardzo dziękuje. Nie mogę się doczekać, aż dowiem się, co mi kupiłyście- skłamała.

- Pewnie tylko dlatego zgodziłaś się przyjechać- mruknęła żartobliwie Irene.- No, nieważne. Abigail, ja... Wiem, że nie chcesz przyjeżdżać przez tatę- szepnęła, a coś w tle skrzypnęło.- Bardzo się cieszę, że mimo wszystko będziesz. Mama obiecała, że z nim pogada, aby niczego nie odwalił.

Nostalgia LucyferaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz