Rozdział XIV. "Zacznie się rewolucja, jakiej Niebo do tej pory nie widziało."

819 105 24
                                    

Lucyfer wyczuł, kiedy tylko Auruma pojawiła się na ziemi. Świeciła niczym latarnia morska pośród zamglonych wód, niczym złoto w kopalni węgla, lecz on musiał czekać, czekać, aż to ona go znajdzie. Powinna sądzić, że o niczym nie wiedział, utwierdzić się w przekonaniu, że nie jest manipulowana, że sama nad wszystkim panuje, mimo że było inaczej, mimo że ważył każde swoje słowo, każdy swój gest, aby otrzymać to, czego chciał.

Po prostu czekał, ponieważ wiedział, że po wszystkim, co stało się w Arlington, znalezienie go nie było trudne. Kiedy zawitała do miasta, siedział w barze jazzowym, w którym spotkali się z Abigail. Wtedy za każdym razem, gdy ją widział powtarzał sobie, że to ostatni raz, lecz żaden z nich nie był ostatnim. Ostatnim był ten, kiedy już sobie tego nie obiecywał.

Wczesna noc już dawno objęła miasto, a ciepłe światła w barze odbijały jego podobiznę na ogromnej szybie. Saksofon, trąbka oraz klarnet grały improwizowany, świeży rytm pozbawiony refrenu, pozbawiony tego ładu, którego tak nienawidził.

Siedział z zamkniętymi oczami i wsłuchiwał się w muzykę, jednocześnie śledząc drogę Aurumy. Była naprzeciwko klubu, stała walcząc sama ze sobą, zapewne przekonana, że jak tylko wejdzie, to zginie. W końcu jednak przeszła przez drzwi, lecz Lucyfer nie otworzył oczu. Wziął kolejny łyk whisky, czekając, aż podejdzie, czując jej wzrok na sobie.

Zrobiła kilka kroków i znowu zamarła, oczekiwała zapewne rogów, siarki i morza krwi, nie zbyt pięknego mężczyzny w garniturze. Była młodym aniołem, nie pamiętała epoki, kiedy to wszystko się wydarzyło, poddawała się niuansom oraz sugestiom, nie mającym nic wspólnego z prawdą.

–  Nim mnie zabijesz, po prostu posłuchaj – powiedziała, kiedy stanęła obok stolika.

Dopiero wtedy otworzył oczy, spojrzał na nią beznamiętnym, pustym wzrokiem. Jego twarz niczego nie wyrażała, bił od niej marmurowy chłód prawdziwej rzeźby.

  – Czemu miałbym słuchać?– zapytał i wziął kolejny łyk whisky.

– Bo wiem o wszystkim– oznajmiła, przełykając ślinę.– Wiem, że to co mi zawsze mówiono, nie jest prawdą, a chcę ją poznać... Proszę...– Jej głos załamał się.

  – Prosisz?– Odstawił pustą już szklankę.– Wiesz, o co ja prosiłem? Nie prosiłem, błagałem, aby Michael nie zabijał kobiety, którą kochałem, aby nie obdzierał mnie ze skrzydeł, a zrobił to, ponieważ tego chciał. Ja teraz pragnę zabić was wszystkich, czemu miałbym się powstrzymywać?

  Auruma otworzyła szeroko oczy i cofnęła się o krok, jakby oczekując ciosu, lecz Lucyfer jedynie odwrócił głowę, łapiąc z rudowłosą kelnerką kontakt wzrokowy. Kobieta podeszła do niego, ignorując zupełnie Aurumę i pytając z lekkim uśmiechem.

  – Podać rachunek?

– Nie. Poproszę jeszcze raz whisky.

Kelnerka pokiwała głową i wzięła szklankę. Ruszyła w kierunku baru, zerkając za siebie jeszcze kilka razy.

  – Nie wiem, czemu miałbyś – przyznała Auruma, biorąc głęboki wdech. – Ale błagam, nie rób tego. On... on ma moją przyjaciółkę...

– Więc o to chodzi. Mam ją uratować, tak?

– Tak – przyznała płaczliwie – Zrobię wszystko, abyś mi pomógł.

Lucyfer udał, że się zastanawia. Wszystkie jego słowa były grą, miały na celu zapędzić Aurumę w kozi róg, sprawić, że będzie zdesperowana, lecz nagle poczuł, że nie powinien tego rozgrywać w ten sposób. Odetchnął głęboko, a jego twarz przybrała inny, nostalgiczny wyraz, oczy stały się smutne, płakały, mimo że nie pojawiły się w nich żadne łzy.

Nostalgia LucyferaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz