Rozdział 5. "Spadające gwiazdy."

4.1K 304 69
                                    

Abigail weszła do dużej, przestronnej sali i odszukała wzrokiem bibliotekarkę. Przywitała się, na co ta odpowiedziała cichym burknięciem. Zignorowała z westchnięciem zachowanie kobiety. Zawsze starała się być kulturalna, uprzejma. Chamstwa nic nie usprawiedliwiało, lecz już dawno zauważyła, że dla wielu ludzi nawet "Dzień dobry" jest problemem.

Skręciła w kierunku wysokich, metalowych regałów, zwalniając kroku. Zaczęła powoli rozglądać się po tytułach książek. Niektóre kojarzyła, a inne już dawno przeczytała. Reszta była jedynie kiczowatymi opowiadaniami, od których przeczytania opisu, aż atakowały ją ciarki. 

Nagle jej telefon zawibrował w kieszeni. Wyjęła go, odczytując wiadomość wysłaną z numeru mamy. "Wszystkiego najlepszego! Dużo zdrowia, świetnych ocen i wszystkiego, czego tylko zapragniesz! Życzą: Mama, Irene  i tata. Żałujemy, że nie możesz być z nami."

Ona nie żałowała. Już nigdy nie chciała wracać do domu, nie chciała wracać do ojca. Wiedziała jednak, że gdy tylko nadejdą święta, nie będzie miała wyboru. Przecież nie odmówi mamie, która będzie pragnęła, aby wszyscy razem usiedli do stołu wigilijnego.

Odpisała im błahe podziękowania i schowała komórkę. Znowu ruszyła między regałami, obrzucając wszystkie książki przelotnym spojrzeniem. Zatrzymała się dopiero na tytule "Tam, Gdzie Nie Ma Nikogo". Jedynym, co mówił opis, były dwa zdania "Tam, gdzie nie ma nikogo. Tam, gdzie koszmary nie są snami."  Każdą książkę, jaką otwierała, już po chwili odkładała na półkę, lecz mimo to, postanowiła ją wypożyczyć. Spojrzała na okładkę, przedstawiającą łóżko, wokół którego przemykały niewyraźnie cienie.

Abigail przeszła się jeszcze raz między półkami, jednak nie znalazła nic interesującego. Podeszła do jasnego, drewnianego biurka, na którym piętrzyły się, prawdopodobnie oddane, książki. Podała tom oraz swoją kartę przeraźliwie chudej kobiecie o bordowych, ciemnych włosach.

- Cztery tygodnie na oddanie- poinformowała, po czym przyłożyła do czytnika najpierw zieloną kartę, a za nią książkę.

Wpisała coś w komputerze i podała kartę oraz tom Abigail. Odebrała je, mrucząc ciche "Do widzenia". Gdy nie otrzymała odpowiedzi, wyszła z budynku prosto na zatłoczoną, pochłoniętą wieczornym mrokiem ulicę.

Wmieszała się w tłum, płynąc z jego nurtem. Odłączyła się dopiero, skręcając w kierunku akademika, lecz na samą myśl, że do końca dnia ma siedzieć zamknięta w pokoju, skrzywiła się. Zmieniła kierunek marszu, prosto ku oświetlonemu wieczornymi latarniami parkowi. Usiadła na czarnej, zdobionej wijącymi się, metalowymi wstęgami ławce. Wyjęła książkę i otworzyła na pierwszej stronie, pomijając dedykację i odautorski wstęp. Stron było tylko sto dziewięćdziesiąt osiem, lecz czcionka była niezwykle drobna, w porównaniu do książek, które zwykle czytała.

Wytężyła wzrok, nachylając się nad tomem, a włosy zasłoniły jej pomarańczową w świetle latarni twarz.

"Pierwszy koszmar.

Po ścianach chodziły cienie, szepcząc między sobą. A ona je słyszała. Wiem, że je słyszała. Mówiły o tym jej ogromne, zielone oczy, w których widać było niepłynące łzy. Nie ruszała się, mimo że widziałem, jak tego pragnie. Ich macki dotykały jej nóg, kpiąc z jej bezsilności, kpiąc z mojej bezsilności."

Na Abigail padł cień, uniemożliwiając jej dalsze czytanie. Uniosła głowę, aby grzecznie poprosić, żeby osoba przed nią się przesunęła, gdy ujrzała uśmiechniętą Claire.

- Cześć- przywitała się powoli.

-  Hej, właśnie wracałam do akademika, idziesz?- zapytała Claire, przeczesując roztrzepane włosy.

Nostalgia LucyferaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz