Lucyfer uniósł rękę, a cienka, młoda gałązka oplotła się dookoła jego palców w pocieszającym, przyjaznym uścisku. Liście zabłysły srebrem oraz złotem w bezkresnym mroku nocy, który zaledwie godzinę temu ogarnął opustoszały kampus.
- Mogę być coraz potężniejszy, zaskakiwać samego siebie, lecz jak zdołam pokonać Niebo? Tysiące aniołów gotowych nawet zginąć za to, w co wierzą?- szepnął i oddał delikatnie uścisk gałązki.- Przysięgałem ci, że cię obronię, lecz nie mogę tego dłużej robić. Nie mogę dłużej pozwalać im niszczyć tego świata, niszczyć mnie. Muszę ich zabić, za wszelką cenę, we wszelaki sposób.
Nagle gałązka wbiła się w palce Lucyfera, krew trysnęła, z jego ust uciekł zaskoczony syk bólu, a potem w jego myślach pojawiła się twarz, twarz, której nienawidził, twarz Michaela.
Michael stał na gęstej, zbyt zielonej, soczystej trawie. Dłonie trzymał wplątane w blond włosy, a brązowe oczy spoglądały przed siebie. Burzyło się w nich za dużo emocji, aby można było cokolwiek odczytać, jak gdy podczas wichury deszcz rozmywa cały obraz świata. Nagle obok niego wylądowała wysoka, młoda anielica o długich, złocistorudych włosach i bladej, niemal białej cerze, która przypominała czystą, niczym nieskalaną porcelanę. Spojrzała ze zmartwieniem złotym, metalicznym wzrokiem na Michaela i oznajmiła.
- Akrana wciąż nie wraca.
Michael po prostu odwzajemnił jej spojrzenie, nic nie powiedział, lecz to wystarczyło. Anielica uniosła dłoń do twarzy i przetarła nią oczy, które gwałtownie zaszły łzami. Wbiła wzrok w trawę i zaczęła kręcić powoli głową. Jej oddech przyśpieszył, stał się niemal świszczący, gdy mówiła.
- Musimy ją odbić. On jest jeden, nas są tysiące, pewnie trzyma ją w...
Michael nagle przerwał jej, prostując się i opuszczając dłonie.
- Akrana nie żyje.
Anielica wydała z siebie ptasi, piskliwy krzyk. Odskoczyła do tyłu, a jej skrzydła dmuchnęły powietrzem w ziemię, rozwiewając suchy piach, który zakurzył powietrze dookoła nich.
- My nie możemy umrzeć!
Michael nagle zrobił krok do przodu, a jego oczy zabłysły piorunującym, białym blaskiem, który sprawił, że anielica zachwiała się, omal nie upadając na ziemię.
- Teraz najwyraźniej możemy, ponieważ twoja przyjaciółka jest martwa.- Postąpił kolejny krok do przodu, a anielica cofnęła się.- I ty też będziesz, jeśli nie weźmiesz się w garść!
Lucyfer oderwał od nich wzrok i rozejrzał się uważnie. Po swojej lewej stronie dostrzegł znajomy blask. Drzewo Życia stało pośrodku pustej, nieskończonej polany, dłużej już nie dumne, lecz zmęczone. Jej gałęzie opadały ku ziemi, niemal połowa zmieniła swój kolor na niezdrową, ciemną zieleń, niektóre z nich co chwilę zabierał ze sobą wiatr, roznosił po całym Niebie.
Drzewo Życia umierało.
- Przepraszam, ja.... ale .... Musimy coś zrobić- wyszeptała anielica znowu zwracając na siebie uwagę Lucyfera.
Michael odetchnął, uspokajając się i powiedział.
- Rozumiem, że była tobie bliska, lecz nie będę tolerował takiego zachowania. Jeszcze raz podniesiesz na mnie głos, a źle się to dla ciebie skończy. Mogę obiecać, że go zniszczymy, już zbyt długo roznosi swoje zło.
- Oczywiście.- Anielica pokiwała szybko głową, po czym ją pochyliła.- Proszę o wybaczenie dla mojego niegodnego zachowania.
Michael podszedł do niej i położył dłonie na jej potylicy.
CZYTASZ
Nostalgia Lucyfera
FantasyAbigail jest studentką drugiego roku na akademii muzycznej w Arlington. Podczas swojego pierwszego koncertu poznaje niezwykle pięknego mężczyznę, który od samego początku budzi w niej niepokój. W końcu idealni ludzie nie istnieją. Lucjan jednak jest...