Oczy Lucyfera zbladły, a ostrze rozpłynęło w powietrzu. Ciało Gadriela drgnęło, nie przytrzymywane dłużej mieczem. Lucyfer spojrzał na cienką, poziomą ramę, ziejącą na środku jego brzucha i odetchnął, unosząc dłonie do głowy. Chwycił się za skronie, a przez jego umysł przebiegała tylko jedna myśl: To niemożliwe. Aniołowie byli nieśmiertelni, ich ciała były duszami, a dusz nie można zabić. One są czymś trwałym, równie trwałym jak sam wszechświat. Lucyfer gwałtownie podszedł do Gadriela i upadł obok niego na kolana. Przyłożył dłonie do jego policzków, kierując jedno, całe zalane krwią oko na swoją twarz. Czekał aż zacznie się ono leczyć, aż znowu zobaczy te znajome, brązowe tęczówki. Jednak nic takiego się nie działo, Gadriel wciąż leżał na panelach bez życia. Lucyfer potrząsnął jego głową, po czym znowu na niego uważnie spojrzał, jak gdyby sądził, że go ocuci. Gdy nic się nie działo, znowu potrząsnął jego głową i znowu, i znowu.- Gadriel- wyszeptał zszokowany.- Gadriel...
Nie powinien móc go zabić. Nie powinien. Aniołowie, archaniołowie, serafinowie wszyscy byli nieśmiertelni, więc czemu Gadriel umarł? Nie mógł, nie powinien. Lucyfer puścił gwałtownie jego głowę, która upadła z cichym puknięciem. Przyłożył dwa palce do jego szyi, szukając pulsu.
Raz, dwa, trzy, cztery, pięć...
Nic.
Jedenaście, dwanaście, trzynaście...
Nic.
Dwadzieścia cztery, dwadzieścia pięć, dwadzieścia sześć...
Nic.
Pięćdziesiąt osiem, pięćdziesiąt dziewięć... sześćdziesiąt.
I nic.
***
- Wy nie możecie umrzeć- powiedział Bóg.- Wasze ciała są duszami, a duszę są nieśmiertelne.
- Nic nas nie może zabić?- zdziwił się Lucyfer.
- Nie. Tylko ludzie umierają, nie aniołowie.
***
Lucyfer gwałtownie wstał z kolan, nie mogąc oderwać wzroku od martwego anioła. Jego ranne oko niemal się wyleczyło, lecz wciąż było blade, niewidzące. Krew na twarzy skrzepła, a spod skóry prześwitywało zielone światło. Lucyfer czuł, jak mur w jego umyśle się wali, jak wściekłość, niedowierzanie i ból go atakują. Jedna jego cześć pragnęła wyć niczym ranne zwierzę, druga, ta głęboko ukryta, uśmiechała się z satysfakcją. Gadriel przyczynił się do śmierci Abigail, wytropił ją, pozwolił zabić. Był jednym z tych, których chciał zabić, lecz był też jego rodziną, niemalże synem.
Lucyfer cofnął się o krok, potem kolejny i jeszcze jeden, aż dotarł do drzwi. Chwycił za klamkę i odwracając wzrok wyszedł. Ruszył przed siebie, niemal zbiegł po schodach. Jego wzrok był niewidzący, pusty, emocje wciąż walczyły o miejsce w jego umyśle. Znalazł się na parkingu, po czym skręcił w lewo, w mniejszą uliczkę biegnącą między blokami. Z klatki jednego z nich wyszła młoda dziewczyna. Nawet na niego nie spojrzała, wlepiając wzrok w telefon. Nie dostrzegła mężczyzny, spod którego świeciło światło, którego oko było żywym szmaragdem, twarz oblepiała krew, to pozwoliło jej być wciąż nieświadomą prawdy o tym świecie.
Lucyfer szedł dalej, minął ojca z małym chłopczykiem, który przerażony skręcił w drugim kierunku, dwie nastolatki, które wrzasnęły, starszego mężczyznę, który zamarł zszokowany. Zatrzymał się dopiero, kiedy dotarł pod duży, prostokątny budynek o szaro- niebieskich ścianach. Podszedł do drewnianych ciężkich drzwi zamkniętych na łańcuch, przyłożył rękę do kłódki i stopił ją, przemieniając w małą kałuże metalu pod nogami. Zdjął łańcuch i otworzył drzwi. Jego kroki odbijały się echem po przestronnej, ogromnej sali powolne, stanowcze. Zamarły dopiero na małej, lekko podwyższonej scenie. Odnalazł ręką kontakt na ścianie. Lampy zabuczały, po czym jedna z nich rozbłysła, oświetlając stojące na środku sceny, brązowe krzesło. Lucyfer podszedł do niego i przesunął delikatnie palcami po krawędzi oparcia.
CZYTASZ
Nostalgia Lucyfera
FantasyAbigail jest studentką drugiego roku na akademii muzycznej w Arlington. Podczas swojego pierwszego koncertu poznaje niezwykle pięknego mężczyznę, który od samego początku budzi w niej niepokój. W końcu idealni ludzie nie istnieją. Lucjan jednak jest...