Przez szare rolety sączyły się chłodne promienie zimowego słońca, oświetlając zmęczoną twarz Dariusa, skierowaną ku sufitowi. Długie nogi w luźnych dżinsach miał założone na jasnym, drewnianym biurku, które skrzypiało przy najdrobniejszym ruchu. Oddychał regularnie, powoli, jakby we śnie, lecz jego oczy były szeroko otwarte, wpatrywały się bez mrugnięcia w brudną, powoli opadającą biel. Ręce miał założone na piersi i mimo grzejących, starych kaloryferów rozciągających się pod oknami nie zdjął kurtki. Z któregoś z biur dochodziły trzeszczące odgłosy radia, które przypominały natrętną muchę latającą obok ucha. Ktoś co chwilę krzyczał, aby to wyłączyć, jednak niczego to nie dawało. Radio trzeszczało dalej w rytm przebojów Shakiry.
Nagle rozległo się dzwonienie, sprawiając, że Darius zamrugał gwałtownie, wybudzając się z dziwnego transu. Sięgnął na oślep ręką po telefon na swoim biurku i przyłożył słuchawkę do ucha, mrucząc.
– Detektyw Darius Goodman.
Przez kilka sekund panowała trzeszcząca niczym te cholerne radio cisza, nim niepewnie odezwał się dziewczęcy głos.
– Mówi Irene Reed.
Między brwiami Dariusa pojawiła się pionowa zmarszczka, gdy usiłował skojarzyć to nazwisko z odpowiednią twarzą. Dopiero po chwili uświadomił sobie, że jest to nazwisko Abigail. Musiała dzwonić jej siostra.
Zdjął nogi z biurka i wyprostował się na krześle.
– Oczywiście. Pamiętam. W czym mogę pomóc?
– Nie chcę przeszkadzać, jednak mam pytanie. Na pogrzebie... Abigail spotkałam mężczyznę, powiedział mi, że się spotykali, a pan mówił, że się do kogoś wyprowadziła... Czy mogłaby pan podać mi... jego adres?
Darius złapał się palcami za nasadę nosa i westchnął na tyle głośno, że Iris mogła usłyszeć to po drugiej stronie słuchawki. Coś wiedziała, zrozumiał to od razu, lecz nie mógł pozwolić, aby ktokolwiek więcej mieszał się w to przez swój upór, nie tak jak on.
– Przykro mi, nie mogę udzielać takich informacji – oznajmił.
– Rozumiem – powiedziała cicho i zawahała się, jakby chciała dodać coś więcej, jednak powiedziała tylko.– Do widzenia.
– Do widzenia – odpowiedział, odkładając słuchawkę.
– Goodman! – rozległ się krzyk za jego plecami.
Odwrócił się wraz z krzesłem, spoglądając w kierunku niskiego, lecz szerokiego mężczyzny o gęstych, czarnych brwiach.
– Co?
– Jest wezwanie na Heights Park. Znaleźli zwłoki. Jedziesz i zabierz Blacka.
Darius jedynie kiwnął głową i machając w kierunku młodego chłopaka o krzywych ustach i bliźnie na brodzie, wyszedł z posterunku.
Nad ich głowami, wyżej niż kosmos i wszystkie wszechświaty Auruma spoglądała niepewnie w twarz Mauchnda, jakby był naprawionym przez nią przedmiotem, na którego działanie wciąż czekała.
– Oszalałaś – szepnął, odsuwając się od niej.– Coś ty zrobiła?!
– Zrobiłam co musiałam – oznajmiła, posuwając się krok do przodu.– Myślisz, że Michael jest od niego lepszy? To co ci zrobił... Co zrobił Richidzie! – Uniosła i szybko opuściła ręce, jakby chciała chwycić w nie powietrze. – Trzeba go powstrzymać i potrzebujemy kogoś więcej, nie tylko zwykłych aniołów. My sami nie damy rady niczego zmienić!
– Ale Lucyfer? Ten, który rozpoczął całe zło na świecie?– Mauchnd znowu się cofnął.
– Ten, który po prostu wyjechał z miasta, kiedy się pojawiłeś – przypomniała mu – Ten, o którym Richida powiedziała mi, cała we krwi pośrodku niczego, że mówił prawdę... – zawahała się, przypominając słowa Lucyfera "Nie uwierzą ci". Wzięła głęboki wdech i kontynuowała. – Bo to nie on wszczął tę wojnę. Wszystko wymyślił Michael, aby zostać pierwszym i ukochanym synem. – Nie chciała wdawać się w szczegóły, które były tak szalone i poplątane, że zasiałyby tylko więcej zwątpienia. – Doskonale wiesz, że jest do tego zdolny.
CZYTASZ
Nostalgia Lucyfera
FantasyAbigail jest studentką drugiego roku na akademii muzycznej w Arlington. Podczas swojego pierwszego koncertu poznaje niezwykle pięknego mężczyznę, który od samego początku budzi w niej niepokój. W końcu idealni ludzie nie istnieją. Lucjan jednak jest...