Odetchnęła, spoglądając w niebo. Czuła na sobie nieruchome spojrzenie Lucjana. Starała się odrzucić wszystkie dezorientujące uczucia, lecz nie było to proste. Nie mogła ich już zamknąć na strychu swojego umysłu i czekać aż osiądzie na nich kurz.
- Czarna dusza?- Spojrzała na Lucjana.
Żadne z nich nie odwróciło wzroku. Po prostu patrzyli na siebie w milczeniu. Jakby walczyli o tą jedną odpowiedź.
- Bardzo trudno to wytłumaczyć, Abigail.
Znowu to robił. Starał się zmywać ją ogólnikami.
- Jesteś w tym najlepszy. Umiesz dobierać słowa jak nikt inny- zaprzeczyła, przekrzywiając lekko głowę.
- Na pewne rzeczy nie ma odpowiednich słów.
Zacisnęła dłonie, a irytacja powróciła ze zdwojoną siłą, lecz Lucjan w tym samym czasie zaczął wyjaśniać zamyślony.
- Każdy z was ma dusze. Niektóre świecą tak jasnym blaskiem, że mnie oślepiają, a niektóre są czarne. Gniją od środka. Właśnie taką duszę wyczułem. Wściekłą niczym furia, która uciekła z podziemia.
- Z was?- mruknęła. Brzmiało to tak, jakby tyczyło się wszystkich, oprócz niego.
- Ja nie mam duszy, Abigail.
Pokręciła głową, uśmiechając się do niego smutno.
- Oczywiście, że masz Lucjanie. Mówiłeś, że niektóre dusze świecą. Jeśli tak, to twoja świeci najjaśniej.
- Chciałbym, aby tak było- odpowiedział tylko, lecz czuła, że chodziło o coś więcej.
Nie tylko o to, że się z nią nie zgadza. Dużo więcej. Coś, czego nawet nie próbował tłumaczyć.
- Czy ta dusza odeszła?- zapytała, zamiast drążyć.
- Tak- zapewnił i podszedł bliżej o ten krok, o który się cofnęła.- Nie mogę znieść, że sprowadziłem na ciebie niebezpieczeństwo.
- Sprowadziłam je na siebie sama- zaprzeczyła kolejny raz.
Nie żałowała tego jednak. Nie czuła nawet strachu. Może dlatego, że to wciąż wydawało się tak nierealne?
Lucjan splótł ich palce i delikatnie przejechał kciukiem po wnętrzu jej dłoni.
- Błagam cię, Abigail. Bądź ostrożna. Bądź wśród ludzi. W tłumie ci nic nie grozi. Obiecaj mi to.
- Obiecuję- zgodziła się.
- Chodźmy.- Wziął ją ponownie pod ramię.- Odprowadzę cię pod same drzwi.
Kiwnęła głową i wolnym krokiem ruszyli ku kampusowi. Abigail straciła poczucie czasu. Nie wiedziała, czy minęło wiele godzin, czy zaledwie niedawno odeszli od budki z hot- dogami. Wyjęła telefon, spoglądając na zegarek. Trzydzieści minut po północy. Odetchnęła z ulgą. Na szczęście nie było aż tak późno.
Kątem oka zerknęła na Lucjana, niemal zbyt mocno czując dotyk jego ręki na swojej skórze. Jakby ktoś zdwoił jej czułość na bodźce.
Milczeli aż znaleźli się przed kampusem. Lucjan otworzył drzwi przed Abigail, przepuszczając ją pierwszą. Okazało się, że gdy mówił, iż odprowadzi ją pod same drzwi, robił to dosłownie. Stanęli przed jej pokojem, a Lucjan pocałował ją w czoło na pożegnanie.
Serce znowu rzuciło się do walki. Jak za każdym razem przegrało.
- Mimo że powinienem żałować, iż cię w to wszystko wciągnąłem...- Przejechał palcami po jej policzku, doszczętnie niszcząc wszystkie mury, które zbudowała.- To tego nie robię. Jestem zbyt wielkim egoistą, aby nie cieszyć się z tego, że zyskałem choć trochę więcej czasu w twej obecności.
CZYTASZ
Nostalgia Lucyfera
FantasyAbigail jest studentką drugiego roku na akademii muzycznej w Arlington. Podczas swojego pierwszego koncertu poznaje niezwykle pięknego mężczyznę, który od samego początku budzi w niej niepokój. W końcu idealni ludzie nie istnieją. Lucjan jednak jest...