Auruma wylądowała obok Drzewa Życia, rozglądając się z niepokojem. Oczekiwała, że gdy tylko wróci, pojawi się Michael, wskazując ją oskarżycielsko palcem, lecz nikogo nie było, zupełnie nikt nie odnotował jej nieobecności. Złożyła skrzydła i powoli ruszyła przed siebie. Zmusiła się, aby kilka razy odetchnąć głęboko. Wiedziała, że jeśli będzie wciąż się tak zachowywać, to wszyscy od razu zorientują się, że coś jest nie tak. Skręciła w kierunku głównych ogrodów i kiwnęła głową, przechodzącemu aniołowi. Stanęła przed ogromną fontanną, do której prowadziły wszystkie cztery główne ścieżki nieba. Woda strzelała ogromnym strumieniem ku górze, po czym opadała, zataczając łuk do kamiennego zbiornika, który zdobiły różne motywy biblijne: Archanioł Gabriel objawiający się Maryi, pozbawiony wszystkiego Abraham bądź Szatan i Hiob. Przyjrzała się ostatniej płaskorzeźbie, po czym nachyliła nad nią. Przejechała palcami po wizerunku Baphometa. Właśnie tak wyobrażała sobie Szatana, jako siewce zła, jako jego materialne wcielenie, kiedy prawdziwy mrok zatruwał ich od środka. Przed oczami pojawiła się jej zmaltretowana sylwetka Richidy. Zacisnęły zęby i wyprostowała się. Musiała zacząć działać, od razu.
Wtedy usłyszała dochodzący z tyłu znajomy głos.
– Dziękuje. Tak... ja też...
Auruma odwróciła się gwałtownie i ujrzała anielicę, stojącą obok Judny. Jej szeroki, biały uśmiech dosłownie odbijał światło sączące się spomiędzy szumiących liści drzew. Każdy gest targał jej złotymi, kręconymi włosami, każde przekrzywienie głowy sprawiało, że kosmyki opadały na jej szczupłe ramiona, na delikatną skórę, przypominającą swoim odcieniem promienie słońca. Auruma jednak znowu usłyszała w swojej głowie ten desperacki krzyk.
Idź!
Możesz! Idź!
Richida nie powinna tu stać tak, jakby to wszystko się nie wydarzyło. Jeszcze niedawno była zamknięta w lochu, gdzieś pośrodku niczego, niemal rozszarpana na strzępy, przerażona i wściekła, torturowana przez Michaela.
A jednak tu była, niczym jej zmaterializowane marzenie. Rozglądała się z tym swoim szczęśliwym, lecz mającym w sobie coś kpiącego uśmiechem. Nagle napotkała jej wzrok, zamrugała kilkakrotnie i ruszyła niemal biegiem w jej kierunku.
– Tak się cieszę, że cię widzę – wyszeptała i objęła ją gwałtownie.
Auruma zamarła w jej uścisku, patrząc zszokowana prosto w brązowe, ciepłe oczy Judny, który zmarszczył zdziwiony brwi na jej reakcję.
– Co...? – urwała, oczekując wyjaśnień ze strony Richidy, kilku wyszeptanych w tajemnicy słów do ucha, które rozjaśnią tę sytuację, lecz nic takiego nie nastąpiło.
Jakby wszystko do tej pory było tylko złym snem, a ona w końcu się obudziła. Niemal chciała temu ulec, tej niewiedzy i temu co znała do tej pory, udawać, że nic się nie stało, lecz nie mogła, nie po tym co zobaczyła, po tym co usłyszała od samej Richidy.
– Co, nie cieszysz się, że mnie widzisz?
Auruma potrząsnęła głową i natychmiast odwzajemniła desperacko uścisk, przekonana, że jak to zrobi, to jej przyjaciółka zniknie, lecz ona tam była żywa i zdrowa tuż obok niej. Schowała twarz w jej szyi, mimo przerażającego przeczucia, które zaczęło wspinać się po jej kręgosłupie. Nie mogła pokazać po sobie, że cokolwiek jest nie tak. Nadal czuła na sobie czujne spojrzenie Judny.
Gdy odsunęła się od Richidy, szepnęła.
– Myślałam, że cię straciłam.
– Też tak myślałam – przyznała, kręcąc głową. – Ale jestem tu! – roześmiała się.
CZYTASZ
Nostalgia Lucyfera
FantasyAbigail jest studentką drugiego roku na akademii muzycznej w Arlington. Podczas swojego pierwszego koncertu poznaje niezwykle pięknego mężczyznę, który od samego początku budzi w niej niepokój. W końcu idealni ludzie nie istnieją. Lucjan jednak jest...