Deana stanęła przed lekko zakurzoną szybą i przesunęła wzrokiem po wszystkich parach butów na wystawie. Westchnęła cicho, zakładając ramiona na piersi. Jeszcze raz im się przyjrzała i zatrzymała spojrzenie na ciemnozielonych, sznurowanych butach na wysokim, gumowym obcasie. Nie zachwyciły jej, lecz były najlepszym, co do tej pory znalazła. Zaczęła zastanawiać się, do czego mogłaby je założyć. Nie posiadała zielonych bądź szarych ubrań, więc mogłaby je ubierać jedynie wtedy, gdyby ubrana była cała na czarno.
Spojrzała z zamyśleniem w głąb holu i nagle dostrzegła wysoką, umięśnioną sylwetkę w czarnym garniturze. Para niezwykle jasnych, szmaragdowych oczu spoglądała prosto na nią. Wydawała jej się niepokojąca znajoma, jakby już gdzieś widziała te oczy...
Wszystkie myśli wyparowały z jej głowy, gdy tylko pamięć zaczęła się budzić. Nogi powoli ruszyły ku Lucyferowi, a twarz przybrała pokerowy wyraz. Kiedy znalazła się wystarczająco blisko, z jej ust wylał się obojętny, mechaniczny potok słów.
- Samael jest wściekły. Wysłał Azazela, aby odnalazł Gadriela. Też miałam go szukać, ale mam dość robienia za niańkę tego aniołeczka...
- Samael został z Asmodeuszem?- przerwał jej.
- Tak. Na początku chciał kogoś ściągnąć, ale zrezygnował.
- Jak jeszcze się zabezpieczył?
- Ludzki alarm, ten cały czujnik ruchu czy jak to się nazywa. Przy wszystkich wejściach. Na podwórku są psy...
- Psy?- Lucyfer spojrzał na nią uważniej.
- Tak. Psy.
- Czy to wszystko?- zapytał.
Nie mógł uwierzyć, że to mogło być tak proste. Psy oraz Asmodeusz. Tylko tyle go dzieliło od Samaela?
- Jest z nim jeszcze kilku ludzi, z którymi podpisał pakt, nie wiem, po co ich ściągnął.
Lucyfer pokiwał głową i nagle chwycił Deanę za rękę. Jej oczy rozszerzyły się w przerażeniu, wszystkie wspomnienia wróciły, w głowie wystrzelił okropny ból. Z jej ust wyrwał się zdławiony jęk, którego jednak nie usłyszał nikt. Lucyfer objął Deanę w pozornie pocieszającym geście, a w jego dłoni pojawił się miecz. Przebił jej brzuch jednym ruchem, mocniej dociskając ją do siebie. Ludzie przechodzili obok i nic nie widzieli, nie widzieli przerażenia ani krwi spływającej na skrawek podłogi między butami Lucyfera, który poklepał Deanę po plecach. Odwrócił się i oparł ją o ścianę. Złapała się z niedowierzaniem za brzuch, a jej wzrok zamarł na kałuży krwi na podłodze. Zaczęła ona przybierać zielony, jasny kolor i uniosła się ku górze, niczym woda parująca w upale. Już po chwili zniknęła, a Deana ześlizgnęła się plecami po ścianie.
Lucyfer ruszył do wyjścia. Krzyk rozległ się dopiero półgodziny później, gdy już dawno było po wszystkim.
Apartament numer szesnaście był pięknym, starym, białym domem o ogromnym podwórzu, kamiennych schodach i dużym balkonie nad drzwiami z rzeźbionymi kolumnami. Dach był ostry, wyłożony czarnymi dachówkami tak samo jak małe zadaszenie nad wejściem, ochraniające ganek przed deszczem. Okna były ogromne, z łukami u góry, jakby dom powstał w epoce gotyku, mimo że było widać, iż jest młodszy. Przed całą posesją rozciągała się wysoka, zakończona ostrymi prętami brama. Lucyfer podszedł do niej i już po chwili trzy mokre nosy wystawały spomiędzy krat bramy. Psy patrzyły na Lucyfera z uwielbieniem, które chwyciło go za serce. Tyle setek tysięcy lat, a one wciąż go wyczuwały, wiedziały kim jest. Naparł na bramę, która mimo że była zamknięta, ustąpiła. Psy chciały podbiec do niego, lecz on powiedział.
- Uciekajcie.
Zerknęły na niego smutno, lecz posłuchały. Trzy ogromne owczarki uciekły ulicą, wywołując wiele telefonów na policję. Lucyfer zamknął oczy i jedną myślą sprawił, że ze wszystkich czujników ruchu zaczął unosić się dym. Skierował się prosto do drzwi, wyczuwając zgniłą obecność Samaela, jego jad zatruwał nawet powietrze, którym oddychał.
CZYTASZ
Nostalgia Lucyfera
FantasyAbigail jest studentką drugiego roku na akademii muzycznej w Arlington. Podczas swojego pierwszego koncertu poznaje niezwykle pięknego mężczyznę, który od samego początku budzi w niej niepokój. W końcu idealni ludzie nie istnieją. Lucjan jednak jest...