Czy skrzywdzona dziewczyna może zapomnieć o demonach przeszłości?
Czy może rozpocząć życie na nowo bez zbędnego bagażu, który dźwiga od lat?
Summer Blase to młoda kobieta, która została brutalnie skrzywdzona przez bliską jej osobę.
Kobieta uciekała...
Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
W lokalu spędziliśmy jeszcze godzinę, po czym pożegnaliśmy się z obecnymi na przyjęciu ludźmi, zbierając się do wyjścia.
Podałam nawet dłoń Markowi, bo obejmujący mnie Connor, dodawał mi sił, których do tej pory tak bardzo mi brakowało...
Ruszyliśmy do limuzyny, i wsiedliśmy do środka, a ja momentalnie poczułam ogarniające mnie szczęście i... totalne wycieńczenie.
Dosłownie padałam na twarz...
Powieki same zaczęły mi opadać i choć walczyłam, nie chcąc poddać się senności, to poległam. Oparłam głowę na ramieniu Connora i uśmiechnęłam się, kiedy złączył nasze palce.
Spokój... Ogarnął mnie błogi spokój, i zwyczajnie odleciałam...
- Connor? - wyszeptałam, czując jak ktoś bierze mnie w ramiona.
- Tak. Śpij, Mer. - powiedział, a ja wtuliłam się w jego silne, męskie ciało, na powrót zasypiając.
***
- Przestań, proszę! To boli! Dlaczego mi to robisz? - krzyczałam, a po mojej twarzy strumieniami płynęły łzy.
Czułam ogromny ból, ale także i... strach.
Nie, proszę. Niech on mi tego nie robi! Dlaczego?
Wyrywałam się i krzyczałam,ale to nic nie dało, bo momentalnie zostałam uciszona, uderzeniem w policzek...
- Mer, skarbie. Obudź się. - usłyszałam znajomy głos i chwyciłam się go, pragnąc wyrwać się z odmętów sennego piekła.
Otworzyłam oczy, a po moich policzkach popłynęły słone krople. Całym moim ciałem wstrząsały gwałtowne dreszcze, a zimno, które mnie ogarniało, przenikało mnie na wskroś.
Connor wciągnął mnie na swoje kolana i otoczył mnie ramionami, a ja wtuliłam się w niego, oplatając go niczym bluszcz.
- Spokojnie, Summer. To był tylko sen, nic ci nie grozi. - wyszeptał brunet, całując mnie w czubek głowy.
Próbowałam się uspokoić, ale przed oczami wciąż stawał mi obraz Cartera i jego kumpli, którzy po kolei mnie gwałcili, nie zwracając uwagi na to, jak bardzo mnie krzywdzili.
- Proszę, nie rób mi krzywdy. - załkałam żałośnie, tracąc wszelkie pokłady siły.
- Skarbie... - zaczął, po czym uniósł mój podbródek i odnalazł moje usta, nakrywając je swoimi.
Zaczęłam się wyrywać, bo miałam wrażenie, że mężczyzną, który mnie całuje jest któryś z tych potworów i momentalnie ogarnął mnie paniczny strach.
Connor mocniej mnie do siebie przytulił, czule gładząc moje plecy i delikatnie przygryzł moją wargę, a ja... Ja mimowolnie rozchyliłam usta, przypominając sobie wreszcie, w czyich objęciach właśnie trwałam.