Rozdział 58

14.9K 437 24
                                    

- Mer, musisz coś zjeść. Słyszałaś co mówiła lekarka. - westchnął Connor, usilnie próbując namówić mnie do spożycia posiłku.

- Kiedy ja nie chcę. To nie jest wcale dobre. -  jęknęłam, krzywiąc się na widok szpitalnego jedzenia i wydęłam dolną wargę.

Connor parsknął śmiechem, a ja zmarszczyłam brwi i założyłam ręce na piersi.

- Przestań, to nie jest śmieszne! - wymamrotałam, i uśmiechnęłam się do niego słodko. - Nie możesz przemycić mi jakiś ciasteczek? Proszę... Tak ładnie proszę.

- Ech, no dobrze. - poddał się, a ja ucieszyłam się jak małe dziecko. - Zaraz wrócę. - obiecał i pocałował mnie, po czym wyszedł z sali.

Dzięki Bogu, że przystał na moją prośbę.

Przynajmniej mój żołądek przestanie się buntować na widok tych papek, które były mi serwowane.

Westchnęłam i opadłam plecami na łóżko, przymykając na moment powieki.

Minęła kolejna doba odkąd znalazłam się w szpitalu, a mój organizm stawał się coraz silniejszy.

Zagrożenie życia mojego, jak i maluchów póki co zostało zniwelowane, a rokowania były dobre.

Lekarze wykonali naprawdę kawał dobrej roboty i wciąż przy mnie skakali, co rusz sprawdzając mój stan.

Nie protestowałam, ani nie marudziłam, bo wiedziałam, że bezpieczniej było tego nie robić przy Connorze.

Zresztą, podejrzewałam, że to za jego zasługą, miałam zapewnioną taką, a nie inną opiekę.

Cóż... najwidoczniej nikt nie chciał podpaść Harrisowi.

Moje przyjaciółki wpadły do mnie dzisiaj w odwiedziny i mocno mnie zaskoczyły, przyprowadzając ze sobą swoich mężczyzn, ale... ucieszyłam się, gdy ich wszystkich zobaczyłam.

Lucy, dzięki Bogu, posłuchała mnie i nie przełożyła uroczystości, a ja odetchnęłam z nieskrywaną ulgą.

Nie chciałam, by czekała ze ślubem, zwłaszcza, że tak bardzo pragnęła już zostać panią Thompson...

Uśmiechnęłam się pod nosem i pogładziłam dłońmi brzuch, a fala szczęścia momentalnie zalała moje wnętrze.

- Dobry wieczór. - wtrąciła pielęgniarka, wchodząc do pomieszczenia.

- Dobry wieczór. - odpowiedziałam, obserwując ją, gdy zaczęła przygotowywać mi wszystkie witaminy i tabletki, które miałam przyjąć.

- Proszę. - odparła i podała mi pigułki, a ja odebrałam je od niej.

- Dziękuję. - skwitowałam i połknęłam leki, pospiesznie popijając je wodą.

Kobieta posłała mi dziwne spojrzenie i  wzruszyła ramionami, po czym w trymiga opuściła pomieszczenie, zapominając przy okazji o tacy na której pozostały leki.

Otworzyłam usta, by ją zatrzymać, ale nim zdążyłam się odezwać, jej już nie było.

Westchnęłam ciężko i podniosłam się z łóżka, rozcierając ramiona dłońmi.

Zapewne zaraz sobie o tym przypomni i wróci...

Czując parcie na swój pęcherz, ruszyłam w stronę łazienki, mamrocząc pod nosem słowa o zaletach ciąży.

Załatwiłam swoją potrzebę, po czym opłukałam dłonie w umywalce i na powrót skierowałam się w stronę swojej sali.

Jęknęłam i oparłam się plecami o ścianę, czując nagle napływająca falę potężnego zmęczenia, które zaczęło przejmować kontrolę nad moim ciałem.

Nie pozwól mi odejść ✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz