Lekarka opuściła pomieszczenie, zostawiając mnie samą, lecz nie na długo, bo do środka na powrót wrócił Connor.
Nie musiałam nawet otwierać oczu, by wiedzieć, że to on.
Po prostu... zwyczajnie go wyczuwałam.
Tylko na niego moje ciało reagowało w charakterystyczny dla siebie sposób, a serce zdawało się rozrywać moją klatkę, wyrywając się w jego stronę.
Zawsze i wszędzie poznałabym mężczyznę, którego kochałam i którego dzieci nosiłam pod sercem.
- Summer?
Moje wnętrze oblało przyjemne ciepło, niosące swego rodzaju ukojenie, a ja powoli odwróciłam głowę w jego kierunku, unosząc ociężałe powieki ku górze.
- Co ci się stało? - jęknęłam, chwytając między palce materiał jego koszuli.
Brunet spiął się, po czym objął moją dłoń swoją i przyciągnął ją do swoich ust, składając na niej czuły pocałunek.
- Dziękuję. - powiedział cicho, a ja zmarszczyłam brwi.
- Co? Za co? - zapytałam zdezorientowana.
- Dziękuję, że się obudziłaś. Dziękuję, że mnie nie zostawiłaś. - odparł i spojrzał na mnie, a ja momentalnie dostrzegłam łzy w jego oczach. - Przepraszam za to, co się stało. Obiecałem, że zawszę będę cię chronił i nie pozwolę skrzywdzić. Nie zdołałem dotrzymać danego ci słowa i przez to mogłem cię stracić... Nie wiem co bym wtedy zrobił. - dodał z wyraźnie słyszalną udręką w głosie, a moje serce natychmiast boleśnie ścisnęło się w mojej piersi. - Powinienem był o ciebie walczyć. Mogłem się zorientować, że coś było nie tak. Jestem kompletnym kretynem i dupkiem. Zostawiłem cię z tym wszystkim samą. Cholera! - warknął, zaciskając mocno szczękę. - Dlaczego nie powiedziałaś mi prawdy? Dlaczego odcięłaś mnie od siebie i nie pozwoliłaś sobie pomóc?
- Ja... - zaczęłam, a łzy momentalnie stanęły mi w oczach. - Nie chciałam, żeby coś ci się stało. Myślałam, że gdy cię od siebie odsunę, to... będziesz bezpieczny.
- Ja pierdolę, Mer! - warknął i wstał, po czym zaczął nerwowo przechadzać się po sali. - To nie ja potrzebowałem ochrony, lecz ty! Nie rozumiesz tego?! Powinnaś była mi powiedzieć, że ten pierdolony Evans był tym, który cię tak skrzywdził! Nie powinnaś była tego przede mną ukrywać! Co ci w ogóle przyszło do głowy?!
- Nie chciałam sprawiać ci problemów. Wiedziałam, że twoja firma przechodziła kryzys i potrzebowałeś nowego klienta, który pomógłby ci wyjść na prostą. Kiedy Lucy powiedziała, że kogoś znaleźliście, na początku byłam zaskoczona, ale gdy dodała kim jest ten nowy klient... - przerwałam i odwróciłam od niego wzrok, pospiesznie ścierając łzę spływającą po moim policzku. - Wiedziałam, że nie mogłam przeszkodzić w tym przedsięwzięciu, ale... Nie mogłam też być z tobą, wiedząc z kim miałeś się kontaktować i robić interesy. Musiałam cię od siebie odsunąć, dla twojego bezpieczeństwa. Powiedziałam ci te wszystkie okropne rzeczy, bo wiedziałam, że tylko tak mogę cię odtrącić. - dodałam cicho. - Na początku sądziłam, że to, że Carter pojawił się w Los Angeles było tylko i wyłącznie przypadkiem... Dopiero później dowiedziałam się jaka była prawda. - oznajmiłam, a przez moje ciało przeszedł zimny dreszcz. - Kiedy byłam na lunchu z twoją siostrą i ojcem, do restauracji wszedł Mark. Myślałam, że to również był przypadek, ale nie... Cóż, ja... Nigdy nie reagowałam na niego dobrze. Zawsze się go bałam, ale nie chciałam ci o tym mówić, bo... był twoim przyjacielem. - westchnęłam, pocierając dłonią czoło. - Tamtego dnia wyszłam z lokalu i chciałam jak najszybciej wrócić do domu, ale Mark dopadł mnie po drodze i zaczął mi grozić. Znał moją prawdziwą tożsamość i wiedział przez co przeszłam kilka lat temu. To on sprowadził do firmy tego... To on GO sprowadził. Powiedział, że teraz będę jego własnością i jeżeli nie chcę, aby przytrafiło ci się coś złego, to mam wykonywać jego polecenia. Nie mogłam o tym nikomu powiedzieć, bo to było niebezpieczne. Nie wiedziałam już co miałam zrobić, bo wszystko zaczynało mnie przerastać. Najpierw dowiedziałam się, że ten gnojek wrócił, później zerwałam z tobą, mówiąc tak okropne rzeczy, następnie dowiedziałam się, że jestem w ciąży, a na ostatek doszedł Mark i jego groźby.... Nie mogłam sobie poradzić i chciałam to wszystko skończyć. Próbowałam się zabić, ale to także nie wyszło...
Uśmiechnęłam się smutno i przełknęłam nerwowo ślinę, mocno zaciskając dłonie na kołdrze.
- Mer...
- W końcu postanowiłam, że jednak chcę ci o wszystkim powiedzieć. - przerwałam mu, wyrzucając z siebie kolejne słowa. - Nie byłam w stanie dalej tego wszystkiego przed tobą zatajać. Powinieneś był wiedzieć jaka była prawda i kim okazał się twój przyjaciel.
- Więc dlaczego tego nie zrobiłaś, Summer? - zapytał, i zacisnął pięści, zgrzytając zębami.
Wiedziałam, że był wściekły...
Wiedziałam też, że nie było mu łatwo tego wszystkiego słuchać...
On... martwił się o mnie. Czułam to...
Ale... Co z tamtą dziewczyną? Nie mógł być ze mną, będąc z nią...
To... nie było możliwe.
- Summer, proszę cię, odpowiedź. - ponaglił mnie i zbliżył się do mnie, bacznie mnie obserwując.
- Tamtego dnia pojechałam do firmy. Miałam wejść do środka, ale wtedy zobaczyłam ciebie i tą... kobietę. - wydukałam, zduszając w sobie łzy. - Stwierdziłam, że nie będę ponownie wchodzić do twojego życia, skoro zacząłeś sobie wszystko od nowa układać. Nie mogłam być taką egoistką. Wróciłam więc do domu, chcąc się tam zamknąć przed całym światem, ale wtedy pojawił się Mark i mnie zaatakował. Reszta jest już tylko rozmytą plamą...
Przymknęłam powieki, modląc się, by słone krople nie pokonały postawionych przeze mnie barier i mimowolnie się spięłam, kiedy palce Connora objęły moją dłoń.
- Spójrz na mnie, Mer. - poprosił, a ja jęknęłam w duchu i spełniłam jego prośbę, skupiając na nim swoje tęczówki. - Kobieta, którą widziałaś, jest moją siostrą. To była Nicole. Tamtego dnia wpadła do firmy, bo akurat przyjechała do miasta i chciała się ze mną zobaczyć. - wytłumaczył, a ja zamarłam, nie potrafiąc znaleźć języka w gębie.
Od razu posądziłam go o to, że zaczął układać sobie życie na nowo beze mnie.
Myślałam, że przekreślił mnie grubą kreską, a... wcale tak nie było.
Gdybym wtedy postanowiła jednak do niego podejść i porozmawiać, to... może nie doszłoby do tego wszystkiego.
Kretynka!
- Kocham tylko ciebie, rozumiesz? Nigdy nie zrobiłbym ci czegoś takiego. Jesteś jedyną kobietą, której pragnąłem w całym swoim życiu, Mer. Liczysz się tylko ty. - oznajmił pewnie, a po moim policzku spłynęły łzy, które starł kciukiem. - Przepraszam, że nie było mnie przy tobie. Przy was... - dodał smutno, i ułożył dłoń na moim brzuchu. - Nie zostawię was już nigdy więcej. Nie pozbędziesz się już mnie, Summer.
- Ja... Też cię kocham. - szepnęłam i ułożyłam swoją dłoń na jego. - I... Nie pozwalam ci się dłużej obwiniać, rozumiesz? To co się stało, nie jest twoją winą. - dodałam, a on pokręcił głową, ewidentnie nie przyjmując moich słów do wiadomości.
- Nie ujdzie im to wszystko na sucho. - warknął, a ja mocniej zacisnęłam palce na jego dłoni, marszcząc czoło.
- Connor... Nie waż się zrobić niczego głupiego, okej? - wtrąciłam zaniepokojona i zagryzłam policzek od wewnątrz, kiedy jego usta rozciągnęły się w słabym uśmiechu. - Co się stało, kiedy byłam nieprzytomna?
Mężczyzna milczał, a ja zaczęłam się coraz mocniej denerwować, nie potrafiąc nad tym zapanować.
Westchnęłam i przesunęłam się na łóżku, robiąc mu miejsce obok siebie.
Musiałam poczuć go obok siebie...
Potrzebowałam jego bliskości.
Brunet otworzył usta, wyraźnie chcąc zaprotestować, ale zmrużyłam na niego oczy, a on na szczęście zrozumiał moją aluzję.
Położył się obok mnie, a ja natychmiast się w niego wtuliłam, ukrywając głowę w zagłębieniu jego szyi.
Musnęłam ustami jego skórę i złapałam między palce jego koszulę, zaciskając je na zabrudzonym miejscu.
- Connor? Co to jest?

CZYTASZ
Nie pozwól mi odejść ✅
RomanceCzy skrzywdzona dziewczyna może zapomnieć o demonach przeszłości? Czy może rozpocząć życie na nowo bez zbędnego bagażu, który dźwiga od lat? Summer Blase to młoda kobieta, która została brutalnie skrzywdzona przez bliską jej osobę. Kobieta uciekała...