Epilog.

460 34 39
                                    

(Pov Jade)

Wygładziłam czarną sukienkę i
spojrzałam w stronę grobu, który był już zamknięty. Nie mogłam ujrzeć jej twarzy po raz ostatni. Nie mogłam ujrzeć tego niebieskiego oceanu, który wprost stworzony był do wpatrywania się w niego. Nie mogłam już ujrzeć jej pięknego uśmiechu, który rozjaśniał każdy mój dzień. Nie mogłam dotknąć, posmakować czy chociaż spojrzeć na jej pełne usta, który zawsze mnie tak rozpraszały. Nie mogłam poczochrać ani pogłaskać już jej włosów, którymi zawsze tak się zachwycałam. Nie mogłam dotknąć jej ciała. Nie mogłam poczuć jak smakuje jej skóra. Nie mogłam poczuć jak drży pod moim dotykiem. Te myśli zapewne nie były zbyt odpowiednie jak na takie miejsce jak kościół. Kiedy jednak tracisz wszystko - wewnątrz ciebie panuję całkowita pustka, a w uszach słyszysz jedynie szum. Mogłam skupić sie jedynie na niej ponieważ to ona była wszystkim co wypełniało moje ciało, myśli i serce, a teraz tak po prostu odeszło wraz z nią. Zostało mi wspominać. Nie potrafisz zapanować nad niczym, nad sama sobą ani nawet nad najzwyklejszymi czynnościami.

- Jade - słyszę znajomy głos, który tak bardzo przypomina mi ją.

Odwracam wolno głowę w kierunku, z którym pochodzi dźwięk aż natrafiam na ocean. Nie mój ocean. Nie ten sam świecący radością i miłością, ale jednak ocean.

- Czas na twoją przemowę - szepcze kobieta ze smutnym uśmiechem, a ja kiwam z ledwością głową.

Przeciskam się przed nią i chwiejnym krokiem docieram przed pulpit. Ludzie patrzą na mnie spokojnym wzrokiem, tylko piątka z nich ma na twarzach wymalowaną jakąś emocję - choć i tak przeważa smutek. Spoglądam w dół na swoje kartki, które teraz nie mają większego znaczenia. Moje wargi drgają delikatnie gdy decyduje się improwizować. Unoszę swój wzrok by chwilę później skierować go na zapłakaną Ady, która najbardziej przypomina mi jej córkę.

- Mary - wypowiadam cicho jej imię jak gdybym mówiła do niej samej - Mam tu kartki, mnóstwo kartek, które mówią o wszystkim tylko nie o niej. Po prostu zbyt trudno mówić o kimś kto znaczy dla ciebie wszystko. Tak, znaczy. Nie powiem o niej w czasie przeszłym bo to, że ona odeszła nie znaczy, że moja miłość odeszła. Nie jestem w stanie przestać jej kochać.

Przerywam czując narastającą gulę w moim gardle. Zaciskam wargi i przymykam oczy, a wtedy znowu przed oczami pojawia mi się ona.

- Kiedy po raz pierwszy ją zobaczyłam nie mogę powiedzieć, że się zakochałam - kontynuuje cicho - Nie mogę powiedzieć, że poczułam tysiące motyli w brzuchu. Było by to duże niedomówienie z mojej strony - śmieję się przez łzy bólu, który wypełniają moje oczy - Mogę powiedzieć, że byłam pod wrażeniem jej urody. Że jej uśmiech sprawiał, że ja się uśmiechałam. Że byłam zdumiona tym z jaką łatwością się uczyła i jak zawsze przygotowana była choć nie raz jej się nie chciało. Mogę też powiedzieć, że była jedną z najbardziej szczerych osób i to mnie w niej urzekło. Nie potrafiła kłamać mimo, że czasem próbowała to całkowicie jej to nie wychodziło.

Kiwam głową, a wspomnienia tak bolesne, a zarazem piękne napływają do mojego umysłu.

- Kiedy po raz pierwszy podarowała mi bransoletkę z gwiazdką poczułam coś wspaniałego - szepcze i czuję jak coś mokrego płynie po moim policzku - Jej niepewność i uśmiech, który jakby specjalnie podarowany był dla mnie. W tamtym momencie nie potrzebowałam już tego prezentu w postaci bransoletki tylko właśnie jej uśmiechu. Stało się to moją jedyną myślą aż w końcu mogłam powiedzieć, że jest on skierowany do mnie. Nie będę was zanudzać historią naszej miłości chociaż Mary teraz pewnie płakałaby razem ze mną i miała w dupie was wszystkich. Przepraszam, ale tak właśnie by było. Była by szczęśliwa i miała wszystko gdzieś ponieważ ja jestem szczęśliwa mogąc powiedzieć wam to wszystko. To całkowicie niedorzeczne, że cieszę się z tego, ale może ktoś oprócz mnie zapamięta jeszcze naszą miłość i czasem o niej pomyśli.

Biorę uspokajający wdech i dopiero wtedy słyszę cichy płacz, a zarazem tak przerażająca ciszę.

- Z tego co wiem to nie tylko ja miałam do powiedzenia parę słów - uśmiecham się nieznacznie w stronę zapłakanej Libby, która staje obok mnie.

Przytulam dziewczynę i czuję jak drży. Choć może to ja drżę?

- Jestem niby dobra w pisaniu i podobno umiem się opanować nawet w najgorszej sytuacji - zaczyna drżącym głosem dziewczyna kiedy ja siadam na swoim miejscu - Tak naprawdę gówno prawda.

Widzę jak wznosi oczu ku górze, a jej wargi drżą zreszta tak jak ona cała. Bierze wdech i jeszcze jeden, a potem znów zwraca swój wzrok na nas.

- Wie ktoś może z was kiedy umrze? - pyta nagle drżącym głosem dziewczyna, a kiedy nie uzyskuje żadnej odpowiedzi od milczącego tłumu kontynuuje - Nie wiemy. Nikt z nas nie wie kiedy umrze. Nie wiemy kiedy zostanie nam odebrana ta druga osoba. Nie wiemy co będzie za rok, tydzień czy nawet godzinę. Nie wiemy też jak bardzo możemy cierpieć bo nie jesteśmy w stanie sobie wyobrazić bólu tak ogromnego. Nie jesteśmy nawet go w stanie załatać w żaden sposób ani odsunąć od siebie czy przyspieszyć czas gojenia ran. Zostaje nam płacz, rzucanie się na ściany z pięściami i błaganie tak żałosne iż pragniemy by nikt nas nie usłyszał, ale mimo tego pragniemy by ktoś nam pomógł. Zostało odebrane nam coś co sprawiało nam bezgraniczne szczęście. Coś co dawało nam radość i sprawiało, że się uśmiechaliśmy. Ta osoba nas kochała. Dawała nam poczucie bezpieczeństwa i spokoju. Dzieliła z nami wszystko. Dzieliła z nami całe swoje i nasze życie. Jak żyć bez części siebie?

Widzę jak jej warga drga, a po policzku zaczynaja spływać łzy. Poruszam ustami szepcząc to co powinna powiedzieć dziewczyna, która całkowicie rozpada się przed tłumem ludzi.

- Pamiętajcie by doceniać wszystko w porę. Pamiętajcie cieszyć się z obecności drugiej osoby nawet jeżeli teraz was wkurza. Bo pomyśleliście kiedyś co będziecie czuć gdy odejdzie? Nawet nie jesteście sobie w stanie wyobrazić. Dlatego pamiętajcie, żeby odstawić wszystkie złości i konflikty na bok i teraz kochać. Nie będzie później. Macie teraz i bądźcie za to wdzięczni.

Zamykam oczy na chwile, a gdy je otwieram obraz przede mną jest zamazany. Cisza jaka mnie otacza i głośny szloch sprawia iż drżę, a fakt iż jej nie ma obok powoduje skurcze mojego żołądka.

- Jestem cholernie wdzięczna za każdą minutę i sekundę z tobą Mary. Ty nadałaś sens mojemu życiu. Ty pokazałaś co to jest prawdziwa miłość i jak to jest być kochanym bezgranicznie pomimo każdego mojego cholernego błędu. Ty wtargnęłaś tak nagle i dałaś nam wszystko.

- Kocham cię - szepcze z ledwością, a następnie szybko wstaje z ławki i opuszczam kościół płacząc.

Is this love?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz