34

1.7K 193 63
                                    

Wszyscy wiedzieli, że Lance uwielbia taniec wszelkiego rodzaju. Nawet łyżwiarstwo figurowe nie było mu straszne.

Wykonywał toeloopy, salchovy i inne skoki na lodzie bez żadnej obawy, poza tą, że upadnie podczas występu. Szło mu to idealnie. Dlatego był pewny, że gdy spróbuje wykonać potrójnego toeloopa, wyjdzie mu to perfekcyjnie.

Keith patrzył uważnie ma przyjaciela, śledząc każdy poślizg łyżwą. Chociaż czy miał mówić mu "przyjaciel" po kilku randkach? Nie był tego pewny, w końcu żaden z nich nie pisnął słowa, a nadal zachowywali się jak przyjaciele.

McClain wykonał salchova, klnąc cicho pod nosem, gdy zachwiał się na bok. Poczuł lekki ból w nodze, w chwili wyskoku w toeloopie. Nie zdążył się wtedy zatrzymać.

Było za późno.

Upadł niefortunnie, a Keith bez chwili namysłu podjechał do niego, po drodze słysząc wydobywający się z gardła starszego krzyk.

Szatyn kulił się na ziemi, mając okropnie wygiętą nogę.

– Lance! Co to było?! Co ci jest?! – Uklęknął obok niego, nachylając się. Dał chłopakowi chwilę.

Tancerz podniósł się po kilkunastu sekundach, ze łzami w oczach, które czyniły jego tęczówki bardziej świecącymi.

– Chyba złamałem nogę...

||••••••••••••••||

Przepraszam za brak rozdziału wczoraj, ale byłam cały dzień w podróży, a ciocia Cooki nie umie w pisanie w czymś trzęsącym nią.

I przepraszam, że musieliście czekać, żeby dowiedzieć się takich okropnych rzeczy...

Cóż, jak wrócę od fryzjera, napiszę dalej.

Nie płakać proszę...

💕💕💕

Upadły || KlanceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz