38

1.6K 194 13
                                    

Lance'a rozłożyła choroba kilka dni po finale zawodów. Jeszcze nigdy tak nie umierał.

Mimo świadomości, że może to być zwykłe przeziębienie, gdzieś w głębi żył nadzieją, że jego czas właśnie nadchodzi. Czuł się fatalnie, od dwóch dni męczyła go gorączka, która wcale spadała, a jedynie wydawała się rosnąć i rosnąć, jakby chciała wyniszczyć mężczyznę fizycznie.

Allura wiedziała, że to nie przelewki, a z jej przyjacielem może być naprawdę źle. W końcu zawsze podczas przeziębienia był w stanie tańczyć, śmiać się i żartować jak zwykle i nikt inny.

Co prawda zdawała sobie sprawę, że tańczenie z gipsem na jednej nodze byłoby kłopotliwe. Jednak nie mogła uwierzyć, że Lance mógł się tak pochorować.

Brzmiał, jak zdarta opona, kaszlał, jakby miał gruźlicę, nie mógł nawet podnieść ręki do góry. Ktoś tak silny, jak on, nie mógł ot tak stąd odejść.

– Lance, zabieramy cię natychmiast do szpitala. – Zarządziła, pomagając wstać młodszemu z łóżka.

– Dopiero co stamtąd wyszedłem – wychrypiał przez maskę, którą podarował mu Keith.

– Trudno, nie dam ci umierać.

||••••••••••••••••||

Jakieś pomysły?

Chyba znalazłam przyczynę... Przyczyny tak niskiej częstotliwości rozdziałów. Po pro ciężko mi się z nimi żegnać, jak zwykle.

Upadły || KlanceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz