4

3.6K 289 14
                                    

Zmęczony brunet siedział na ławce, obserwując swój odwieczny obiekt westchnień. Nie sądził, że ktoś może tak bardzo poświęcać się tańczeniu.
Odkąd pamiętał, szatyn nie robił przerw. Tańczył, dopóki podłoga nie zaczynała się zapadać pod jego zmęczonymi stopami, a on sam ledwo stawiał kroki.

Pociągnął duży łyk z butelki, oczywiście gazowanej wody. Odstawił ją, kiedy zauważył zbliżającą się sylwetkę tancerza.

- Kogane, mówiłem ci, że picie gazowanych napojów po ćwiczeniach i przed jest zabronione. Nie będę cię reanimował.

Szarooki jak zaczarowany wpatrywał się w ciemnoniebieskie spojrzenie wyższego.

- Przepraszam...

Stojący przed nim chłopak westchnął, słysząc jego cichy ton i rozkojarzenie w głosie. Po to przerwał ćwiczenia... Aby upomnieć jakiegoś młodziaka o zasadach.

- Nie przepraszaj. Po prostu na przyszłość pamiętaj, jeśli nie chcesz swojej krzywdy. - Uśmiechnął się i, odchodząc, puścił do niego oczko.

Serce czarnowłosego na chwilę się zatrzymało.

Przez kolejne minuty wpatrywał się w ruchy McClaina.

Wiedział, czego pragnął od tak długiego czasu.

Dorównać swojej sympatii.

||••••••••••••••••••••••||

Sądzę, że wraca mi wena.

Upadły || KlanceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz