3.

10.5K 707 165
                                    




                                                                                                     3.


"Ignorowanie to jedno z zachowań, które najbardziej dotyka człowieka, szczególnie, gdy ten przed pustką ucieka" - Autor nn



Nie tak to sobie wyobrażałam, kiedy dziś, mniej więcej od czwartej trzydzieści, zaczęłam przygotowywać się do mojej randki z Ricky'm.

Sądziłam, że przyjdzie, pozna Jeremy'ego, skoro tak bardzo mój brat na to nalegał, i wyjdziemy.

Tymczasem ja i Ricky siedzimy na podwójnej kanapie, ustawionej w naszym mikroskopijnym saloniku, a Jeremy naprzeciwko, na stoliku do kawy.

Rick nerwowo zaciera ręce, udając, że przenikliwy wzrok mojego brata wcale go nie rusza. Ale na pewno czuje tę kroplę potu, która uformowała się na jego skroni i lada chwila miała skapnąć na koszulę.

Cholera, nawet ja nie spodziewałam się, że Jeremy potrafi tak na kogoś patrzeć! W ogóle to nie wiem kim jest ten mężczyzna siedzący na meblu, na którym nie powinien siedzieć. Ale w tej chwili nie mam odwagi powiedzieć mu, żeby wziął stamtąd swoje cztery litery.

Nasz tata wyglądał podobnie jak teraz Jeremy, kiedy przyłapał mnie na całowaniu się z moim pierwszym chłopakiem. Nawet łagodne prośby mamy, żeby dał nam spokój, nie pomogły. Ojciec, cały w trybie macho, zdecydował się torturować milczeniem dwójkę trzynastolatków, aż mój ówczesny chłopak rozpłakał się i uciekł. Następnego dnia byłam singielką.

- Jakie masz zamiary wobec mojej siostry? - słyszę nagle i nie mogłam w to uwierzyć.

- Jeremy! - cedzę przez zaciśnięte zęby.

- Jak długo się znacie? - pyta mój brat, kompletnie mnie ignorując.

Znów parzę na Rick'a. Mam nadzieję, że nie bierze tego na serio. Ma przecież jakieś trzydzieści lat, Jeremy szesnaście.

Jednak Rick siedzi blady jak na przesłuchaniu na posterunku policji.

- Kilka... Kilka miesięcy - jąka wreszcie i chrząka.

- Jak często się widujecie? Ava wcześniej o tobie nie wspominiała.

- Jeremy! - wołam.

Tego już za wiele. Zrywam się z kanapy i klepię Rick'a w ramię.

- Idziemy - dodaję stanowczo.

- Ale o co ci chodzi? - Jeremy również wstaje. - Chcę poznać człowieka. A jak się później okaże, że zaginiesz, a po jakimś czasie znajdą twoje zwłoki pływające gdzieś w morzu?

- Zaraz, zaraz - Rick podnosi się. - Nie jestem mordercą.

Jeremy patrzy na niego z góry. W tym przypadku wzrost koszykarza działa na jego korzyść. Rick nie należy do liliputów, jednak do mojego brata i tak brakuje mu kilku centymetrów.

- Mam nadzieję, że nie - mruczy Jeremy groźnie, co może zbija Rick'a z tropu, ale mnie nagle zaczyna bawić.

Jeremy nie skrzywdziłby muchy, a co dopiero Rick'a. Nawet jeśli ten złamałby mi serce.

- Nie wiem o której wrócę - mówię do brata, idąc do drzwi.

Rick podąża za mną.

Świetny początek wieczoru.

Król PikOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz