33

8.3K 618 103
                                    





                                                                                               33




"Kiedy ktoś przechodzi przez burzę, twoja cicha obecność jest potężniejsza niż milion pustych słów" - Thema Davis




Wychodzę ze szpitala kilka dni później, z unieruchomioną ręką, która na szczęście okazuje się tylko zwichnięta. I tak boli jak jasna cholera.

Zepchnięcia ze schodów oczywiście nie mogę zgłosić na policję, bo nie mam dowodów na to, że faktycznie ktoś to zrobił. To, że ktoś stał na klatce schodowej w tamtym momencie, to nie znaczy, że zdecydował się mnie zaatakować. Mnie się oczywiście coś mogło wydawać, a poza tym nie widziałam twarzy tamtego człowieka. Nie podoba mi się to, ale nic z tym nie mogę zrobić.

Jeremy nie może sobie wybaczyć, że przez niego trafiłam do szpitala i nie pomagają żadne zapewnienia, że to nie jego wina. Przeklina się i swoje idiotyczne wybuchy złości, a najbardziej ucieczkę na bulwar. Stał się jeszcze bardziej zamknięty w sobie, niż był.

Greg również jest bardziej milczący. Kiedy pytam o co chodzi, tylko potrząsa głową i przytula mnie, przez co oczywiście jestem w siódmym niebie. Ale tylko przez chwilę. Czuję, że coś przede mną ukrywa, ale nie wiem co i nie wiem czy mam zacząć się martwić.

Jeszcze będąc w szpitalu pytałam tatę czy Jeremy poszedł przeprosić panią Simmons. Poszedł, pukał, ale nie otworzyła. Greg mnie uspokajał, że wszystko jest w jak najlepszym porządku, ale i tak poważnie się niepokoję.


Dlatego dzień po wyjściu ze szpitala stoję przed mieszkaniem Rachel i pukam. Czekam, przykładam ucho do drzwi, ale ze środka nie dochodzą żadne dźwięki. Szybko wyciągam telefon i od razu do niej dzwonię. Robiąc się coraz bardziej nerwowa, tracę nadzieję na to, że odbierze.

Wreszcie jednak słyszę delikatny szmer po drugiej stronie słuchawki i entuzjastyczny głos sąsiadki.

- Ava, kochanie! Jak się czujesz? Przepraszam, że nie odwiedziłam cię w szpitalu, ale musiałam nagle wyjechać.

- Nic nie szkodzi, Rachel - odpowiadam powoli.

Jestem zaskoczona tym, że tak nagle "musiała wyjechać". Mieszkam tu dwa lata i jedyne wycieczki jakie sobie do tej pory urządzała, to wyjście do sklepu albo na spacer. Może wcześniej gdzieś wyjeżdżała, nie wiem. Od ponad dwóch lat siedziała w domu i to jest fakt. Co takiego się wydarzyło lu co się dzieje, że nagle decyduje się na wojaże?

- Jak się czujesz? - pyta ponownie, łagodniej, głosem jaki doskonale znam.

- Dobrze. Mam tylko zwichnięty nadgarstek - mówię. - Poza tym ok.

- Bardzo się cieszę, Ava, naprawdę - głos pani Simmons trochę się załamuje. - Wrócę za kilka dni, wtedy porozmawiamy. Teraz muszę lecieć. Pa! - dodaje, już śpiewnie, sztucznie, po czym szybko się rozłącza.

Przed kilkoma chwilami byłam podejrzliwa, ale teraz jestem zaniepokojona. Po pierwsze Rachel wyjechała nagle i do tego na kilka dni, po drugie przed chwilą brzmiała zbyt entuzjastycznie, po trzecie zdawkowo zapytała mnie o samopoczucie, a to do niej niepodobne, bo zawsze bardzo się troszczy o bliskie jej osoby i interesuje ich emocjami.

Król PikOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz