7

8.6K 665 97
                                    





                                                                                                             7.



"To całkiem proste, całkiem oczywiste: pierwsze wrażenie ludzi na ludziach, jest naprawdę wielkim błędem" - Vincent D'Onofrio



Słodki Jezu!

Nie wiem co myśleć po tym co właśnie usłyszałam.

Gregory Nelson. Kto to w ogóle jest i dlaczego o mnie pytał?!

Czy to możliwe, że to wnuk pani Simmons? Czy to samo imię pojawiło się tuż obok przypadkiem dwa razy w tak krótkim czasie ? Jeśli tak, to dlaczego wnuk mojej sąsiadki ma inne nazwisko niż ona sama? Przecież jest synem jej syna. I czy faktycznie stał pod naszą starą kamienicą? Czyli jego pojawienie się, to prawda?

Czuję pulsujący, od nadmiaru myśli, ból głowy. Muszę ochłonąć i wszystko sobie poukładać.

- Nie wiem dlaczego ten jegomość o mnie pytał - mówię. - Nie wiem kim jest Gregory Nelson.

Szef wzdycha. Jest zmieszany, ale dlaczego?

- Panno Smith, pan Nelson się nie pomylił. Dokładnie wiedział o kogo pyta i, tego mogę się tylko domyślać, dlaczego pyta.

- Ale ja naprawdę nie wiem o co chodzi, ok? - zaczynam się niecierpliwić.

Przecież nie powiem mu o pani Simmons i podejrzeniach wobec jej wnuka. Nie zdążyłabym się odwrócić, a panowie w uniformach i z białym kaftanem, staliby obok mnie.

Jedyne co przychodzi mi teraz do głowy, to wrócić do domu i zapytać sąsiadkę jak nazywa się jej wnuk. Tylko, że wtedy domyśli się, że coś wiem. Z drugiej strony nie mogę tkwić w niepewności.

Nie wiem też czy powinnam się niepokoić, że niejaki Gregory Nelson o mnie pytał.

- Panno Smith - szef wzdycha i splata ponownie ręce na piersi. - Mam nadzieję, że nie ma pani kłopotów, ani, że nie będzie ich pani mieć.

- A jeśli jednak kłopoty mnie znajdą? - pytam cicho.

Cholera, nie chcę i nie mogę stracić tej pracy.

- Nie chcę, żeby coś się pani stało. To wszystko - dodaje szef.

Co mam na to odpowiedzieć? Nie wiem. Dlatego uśmiecham się i dziękuję za rozmowę, po czym odwracam się i wychodzę z biura.

Wtedy przypominam sobie, że jestem umówiona z Ricky'm na kolację. Całkiem o tym  zapomniałam.

Czyli dziś nici ze spotkania z panią Simmons. Trudno. Jutro zapytam sąsiadkę o jej wnuka.


W domu odetchnęłam głęboko, wypuszczając powietrze nosem. Dobrze, że nie ma Jeremy'ego. Gdyby mnie teraz widział, od razu zauważyłby, że coś jest nie tak. Wolę, żeby na razie nie dowiedział się, że ktoś o mnie wypytuje.

I z racji tego, że nie ma mojego brata, laptop jest tylko mój. Szczerząc się jak kot z Cheshire dopadam nasz wysłużony, ledwie trzymający się razem, sprzęt. Ma chyba ze sto lat, podrapaną obudowę, brakuje  dwóch klawiszy i nie nadaje się do hakerskich przekrętów, ani do zdobywania kolejnych leveli w najpopularniejszych grach, ale do hasania po internecie jest jak znalazł.

Król PikOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz