15

32 3 0
                                        

Ogarnięta już wychodzę z domu jednak nie bardzo wiem dlaczego im bardziej zbliżam się do pagórka to mój ból w brzuchu nasila się i nasila. Może to z nerwów? Jakby nie patrzeć on niósł mnie na rękach do domu i nie ukrywam, że mnie to trochę kłopocze. A właśnie, skąd on wie gdzie ja mieszkam?
Zamyślona z nasilającym się bólem brzucha powoli już wchodzę na górę i na szczycie już odrazu zauważyłam Ashite, który głaszcze jednego karego konia ze stada. W tym momencie w mojej głowie nie ma kompletnie żadnych myśli oprócz jednej, że chcę z nim pogadać. Podchodzę bliżej i staje za nim, bo nie za bardzo wiem co mam powiedzieć. Chyba najlepszym rozwiązaniem tego jest po prostu przywitanie się.
- Cześć- Jestem tak zestresowana, że zaraz moje serce razem z żołądkiem wypadnie mi z gardła.
- witaj- Odpowiada mi, jednak ja czuje, że coś jest nie tak.
- Ashita, bo ja chciałam Ci podziękować- Mam wrażenie, że zaczynam się jąkać a przecież wcale tak nie jest. Ashita odwrócił się do mnie z dziwnym wyrazem twarzy, już nie gościł na niej spokój ani opanowanie Ale lekki gniew. Zdezorientowana patrzę na niego pragnąc go rozszyfrować, jednak bez większego skutku, on również nie spuszczał ze mnie wzroku.
- kim jest Ruffian?- Pyta mnie, a w jego głosie czuje jakby oschłość, to mnie przeraża, ale nie chce mu o niej mówić, ona umarła przeze mnie a ja nie chce by on uważał mnie za potwora, nie chce by wiedział, że nim jestem. Posmutniałam- dlaczego kiedy zawsze cię widzę jesteś smutna, zapłakana i nie wyspana, dlaczego kiedy słyszysz imię Ruffian natychmiast stajesz się przygnębiona, powiedz mi kim była ta klacz, przez którą tak bardzo cierpisz!!??-
Przestraszyłam się, Ashita coraz bardziej podnosi na mnie głos, nie wiem co powiedzieć jedyne co w tym momencie wiem to, to, że chce uciec i żałuję, że tu przyszłam.
- Ty nic O niej nie wiesz- Do moich oczu napływają łzy, czuje się okropnie - to nie ona sprawiła mi cierpienie to ja jej go sprawiłam!! -Krzyczę, zawracając w stronę domu, ostatkiem tchu zanim kolejna fala łez wydostała się z moich oczu. Po raz pierwszy przy kimś płacze i jest mi wstyd z mojej żałosności, chce jak najszybciej stąd uciec.
- czekaj! -Słyszę już łagodniejszy głos indianina, jednak ja nie mam zamiaru zawracać. Biegnie za mną i wybiega mi na przeciw łapiąc mnie za ramiona.
- puszczaj mnie! -Jednak ten przytrzymuję mnie mocniej i nachyla się, by z wielką troską w oczach spojrzeć w moje, zmęczone już oczy. Wzdycham z bezsilności, jeśli chce mnie znienawidzieć to proszę bardzo. - To jest wszystko moja wina, gdybym ja wtedy na niej startowała nic by się nie stało, ale ja nie mogłam, musiał pojechać za mnie ktoś inny, złamała nogę podczas biegu pomimo tego biegła dalej, bo przed zawodami powiedziałam jej żeby nie przestawała, widziałam jak łamie nogę, kiedy ją operowali, kiedy złamała drugą nogę. Byłam przy niej kiedy ją usypiali, patrzyłam jej w oczy i widziałam chęć do życia i niezrozumienie a ja ją zabiłam. Przy każdych jej cierpieniach z mojej winy, za każdym razem czułam nienawiść do siebie. Zastanawiam się czy mi przebaczyła, czy kochała Tak bardzo jak ja ją. Niedobrze mi kiedy na siebie patrzę, Ashita ja nie zasługuję na spokój. -Jego oczy robią się pełne żalu i smutku. - Narpiew nie chciałam Ci mówić bo byłeś obcy, teraz nie chciałam Ci mówić, bo bałam się, że ty też mnie znienawidzisz. -Powiedziałam mu, oczekując odepchnięcia mnie z jego strony. Patrzę obojętnie w jego oczy, jednak ten nagle mocno przyciska mnie do siebie. Przez ta chwilę moje serce przestało mnie boleć, a myśli odleciały gdzieś daleko, chce trwać tak już ma wieki.
- Moja Shreya Venya. Usłyszałam jego ciepły, kojący głos.

Navaho Gdzie Ty tam I JaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz