-To wszystko wygląda jak jakiś porąbany sen, straciłam mój sens a teraz pojawiasz się ty, przez chwilę o wszystkim zapomniałam- Zwieżam się, gładząc jego czarną grzywę, tak bardzo podobną do grzywy Ruffian. Westchnęłam załamując głos, jednak biorę głęboki wdech i natychmiast się uspakajam- Nie mam pojęcia dlaczego mnie to wszystko spotyka. - Mówiąc to spojrzałam w jego oczy, które emanowały ciepłem w moją stronę. Tęskniłam za tym uczucie. By poczuć go jeszcze lepiej, wtulam się w konia, a ten ku mojemu zaskoczeniu delikatnie ułożył swoją głowę na moim ramieniu. Zamknęłam oczy starając się nie wypuścić łez, które teraz krążyły gdzieś pod moją powieką. To niesamowite ile dał mi ten koń przez jedną chwile, a czego nie potrafią dać mi moi najbliżsi przez cały ten czas. Nie chce niczyjej litości ani współczucia, którym mnie tak ciągle obdarowują. -Ja..... ja .....- czuje jak moje powieki nie są już w stanie dłużej utrzymać potoku łez. - ja chce tylko ....... - wybuchnęłam bezradna na moje uczucia. Ja chciałabym tylko być szczęśliwa, ale jak mogę być, skoro to co było dla mnie najważniejsze zostało mi odebrane! - dlaczego ja? -Jestem już zmęczona, chce się w końcu obudzić z tego koszmaru. Co się dzieje ze mną ?? To nie ja, już nie. Odsunęłam się lekko od ogiera stając tuż przed nim.
- dziękuję- Wyszeptuje, bo mój głos kompletnie się załamał. Choć bardzo bym chciała zostać, jestem świadoma, że nie mogę siedzieć tu w nieskończoność, szczególnie jeśli jestem tu na łasce mojej babci. Wystarczy, że ja mam problem. Nie chce jej martwić. Wzdycham ciężko po czym odwracam się czując nie miłe uderzenie.
- ał-Upadam na ziemie, jednak nogi konia amortyzują mój upadek i sprawiają że boli mnie tylko tyłek. Przecieram oczy i patrzę w górę, by zlokalizować powód mojego upadku. Moje oczy spotkały się z męską umięśnioną klatką piersiową, spojrzałam jeszcze wyżej co sprawiło, że się przestraszyłam jednak nie daje tego po sobie poznać. Jego długie czarne włosy rozwiewa lekki wiatr, to nikt inny jak indian, który teraz podaje mi dłoń. Wacham się, w końcu to jakaś inna cywilizacja skąd mam wiedzieć czy mi czegoś nie zrobi. Przyglądam się jego twarzy i widzę spokój w jego pięknych czarnych oczach. Podaje mu moją dłoń a ten bez wysiłku stawia mnie na nogi. Zaczynam strzepywać piach ze spodni a potem mój wzrok kieruje się na indiana. Od razu nasze spojrzenia się spotykają. Czuje ukłucie w brzuchu pewnie dlatego, że tak przeszywa mnie swoim wzrokiem. Nie wiem co mam zrobić nawet nie mogę nic wydusić z siebie z resztą on i tak chyba nic by nie zrozumiał, więc stoję tuż przed nim i również patrzę co sprawia, że jeszcze bardziej dostrzegam jego piękne rysy, prawdopodobnie jest najprzystojniejszym człowiekiem jakiego kiedykolwiek widziałam w życiu. Jego twarz taka pełna spokoju, opanowania nigdy takiego czegoś nie widziałam to sprawiało, że wcale nie chciałam uciekać hipnotyzował mnie. On chyba nigdy nie przestanie.
- Ann! Ann!- Słyszę, że ktoś mnie woła. Odwracam się w stronę pagórka, z którego przyszłam to stamtąd dochodził głos i chyba nawet wiem czyj, głos wujka Toma. Odwrociłam się w stronę indiana jednak jego już tam nie było zaczęłam rozglądać się więc do okoła jednak nic nie zobaczyłam po prostu się rozpłynął -Ann! -Muszę iść, biegnę więc jak najszybciej mogę. A za pagórkiem spotykam się już z wujkiem - Ann gdzie żeś ty była. Wujek chwyta mnie za ramiona lekko zdenerwowany
- musiałam się przejść.
- ehh, dobrze ale następnym razem uprzedzaj że idziesz gdzieś dalej dobra ??
- jasne -Uśmiecham się sztucznie.
- ok, to teraz choć do domu chce Ci kogoś przedstawić.

CZYTASZ
Navaho Gdzie Ty tam I Ja
RomansaPo złamanym sercu i wielkiej stracie Ann nie może się pozbierać. Rodzice postanawiają wysłać ją w dobre ręce by zapomniała o bólu. Czy po wszystkim zdoła jeszcze żyć normalnie i czy jej życie zmieni się diametralnie?