,,Du gehst zu Frauen? Vergiss die Peitsche nicht!''

7.2K 380 150
                                    

Wieczorem, chwilę przed położeniem się do łóżka usłyszałem pukanie do drzwi. Wstając modliłem się, by nie był to oficer Schneider. Pojawienie się oficera Schneidera gdziekolwiek, oznaczało wypicie z nim paru butelek wódki. Podniosłem się i ruszyłem w stronę drzwi.

- Oficerze Schneider, ja... - zacząłem mówić otwierając drzwi. Nie dokończyłem jednak, ponieważ stała przede mną osobą, która z pewnością nie była Schneiderem. W moich drzwiach stała Wanda. W ręce trzymała opakowanie czekolady, a na jej twarzy widniał dobrze znany mi uśmiech. - Witaj Wando.

- Dobry wieczór - uśmiech nie schodził jej z twarzy, wręcz robił się coraz większy. - Mogę wejść?

Bez słowa wpuściłem ją do środka. Nim zdążyłem zaproponować by usiadła usłyszałem jej głos dobiegający z salonu.

- Thomas, chodź tu, szybko. Mam ci coś do powiedzenia.

Wszedłem do dużego pokoju. Zastałem w nim Wandę siedzącą na kanapie z otwartą czekoladą na kolanach. Usiadłem zaraz obok niej i z uśmiechem wziąłem kawałek czekolady.

- Panie oficerze, nie powiedziałam, że może się pan poczęstować - powiedziała ze śmiechem dziewczyna.

- Pani Starska, bardzo przepraszam za mój brak dobrych manier - odpowiedziałem uśmiechając się do niej szczerze. Wesołe iskierki w jej oczach sprawiały, że nie mogłem przestać się w nie wpatrywać.

- Możesz już połknąć tą czekoladę? - westchnęła zniecierpliwiona dziewczyna.

- Że co? - spytałem lekko zaskoczony. Chciałem powiedzieć coś jeszcze, lecz nie zdążyłem. W momencie, gdy miałem otworzyć usta coś mnie powstrzymało. Były to mianowicie usta Wandy, które znalazły się tuż na moich. Przez chwilę nie wiedziałem co się dzieje, lecz już po chwili oddałem pocałunek. Był on trochę niezgrabny, niezręczny. Nie myślałem w tym momencie, po prostu chciałem być blisko niej. Położyłem dłoń na jej policzku i lekko się przybliżyłem. Już chciałem ją przyciągnąć bliżej, gdy usłyszałem walenie w drzwi i znajomy głos.

- Engel! Przyprowadziłem Freitaga! Mamy wódeczkę! Otwieraj chłopie, na miłość boską - świetnie, tylko Schneidera mi tu brakowało. Wanda odsunęła się ode mnie i zmierzyła mnie przestraszonym spojrzeniem.

- Co mam robić? - spytała zmieszana.

- Siedź tu. Nie masz jak wyjść niezauważona... Ja się wszystkim zajmę, nie przejmuj się - powiedziałem i dotknąłem jej ramienia próbując ją uspokoić. Dziewczyna kiwnęła głową, a ja ruszyłem w kierunku drzwi. Otworzyłem je i nie zdążyłem nic powiedzieć bo wielki jak dąb Schneider już wszedł do środka. Za nim szedł powlekając nogami Freitag. Z jego miny mogłem wywnioskować, że nie miał zbytniej ochoty na alkoholowe libacje Schneidera.

- Hej, Freitag! Nasz Thomas przygruchał sobie jakąś kobietkę! - usłyszałem dobiegający z pokoju krzyk Schneidera, którego sposób mówienia wskazywał na to, że zanim tu przyszedł wypił już coś.

'Verflucht' pomyślałem i popędziłem do salonu. Wanda siedziała zawstydzona na kanapie. W momencie, w którym stanąłem w drzwiach spojrzała na mnie z niemym błaganiem o ratunek.

- Ale ładna, powiem ci Engel. Czytałaś Nietzschego mein Schatz? - spytał z pijackim uśmiechem Schneider. Wanda pokręciła przecząco głową.

- ,, Du gehst zu Frauen? Vergiss die Peitsche nicht! '' - zacytował Nietzschego Schneider zanosząc się śmiechem. - Gdybym wiedział, że tu będziesz, piękna, zastosowałbym się.

- Schneider, starczy - podszedłem do niego i położyłem dłoń na jego plecach. - Powinniście już iść...

- Czyli nie napijemy się wódeczki? - spytał zawiedziony mężczyzna.

- Nie dzisiaj, Schneider. Freitag, odprowadzisz go do domu? Nie chciałbym, żeby po drodze zasnął gdzieś na ulicy. Jeszcze by go te pasożyty zaatakowały - zwróciłem się do Friedricha stojącego tuż za mną. Ten tylko kiwnął głową i wyprowadził Schneidera śpiewającego niemieckie piosenki na cały głos.

- Kogo nazywasz pasożytami? - spytała mnie Wanda krzyżując ręce na piersi.

- Żydów oczywiście - odpowiedziałem. Brunetka westchnęła poirytowana.

- Co ci ludzie wam robią? - spytała patrząc mi głęboko w oczy.

- Żartujesz sobie? Kontrolują wszystko. Przemysł filmowy, rynek... - chciałem wymienić więcej powodów, lecz już przy pierwszym Wanda przerwała mi wstając gwałtownie z kanapy.

- O czym ty mówisz? Ci ludzie są nieszkodliwi!

- ,, Żydzi są pasożytami, wszędzie tam gdzie się zagnieżdżą giną ludzie '' - zacytowałem.

- Słucham? Co ty mówisz Thomas? - Wanda patrzyła na mnie z przerażeniem.

- Tak zaczyna się szkolenie do SS - odpowiedziałem spokojnie. Nie widziałem w tym zdaniu niczego nieprawdziwego.

- Thomas, ja cię nie poznaję... - powiedziała Wanda cicho.

- Jestem taki jak zawsze - zmarszczyłem brwi. - Wandziu, jesteś dla mnie ważna. Ale ważny jest dla mnie także mój kraj. Robię to wszystko dla mojego kraju.

Wanda stała i patrzyła na mnie z niedowierzaniem.

- Thomas, Żydzi nie zagrażają twojemu krajowi - dziewczyna patrzyła na mnie z delikatnym zaniepokojeniem.

- To twoje zdanie - odpowiedziałem odwracając wzrok. Nie mogłem patrzeć na nią i jednocześnie być na nią zły.

- Ufasz mi? - spytała brunetka podchodząc bliżej mnie. Spojrzałem jej w oczy i odpowiedziałem prawie natychmiast.

- Chyba tak.

- Więc uwierz mi, oni nie chcą wam zaszkodzić - wciąż przeszywała mnie spojrzeniem swoich pięknych oczu.

- Dobrze, skoro tak mówisz... - powiedziałem cicho i przytuliłem ją do siebie. Staliśmy tak do momentu, w którym Wanda zdecydowała, że powinna już iść. Pocałowała mnie na pożegnanie i wyszła zostawiając mnie z mnóstwem myśli. Ufałem jej i bardzo mi na niej zależało, lecz jako Niemiec wiedziałem jedno. Żydzi są zagrożeniem. Wanda mogła tego jeszcze nie pojmować, lecz szczerze wierzyłem w to, że kiedyś sama to zauważy. 

Die Order [zakończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz