Nie mam pomysłu na tytuł, więc rozdział 21

3.6K 248 47
                                    

Zerwałem się na równe nogi słysząc pukanie ojca. Poczułem jak bicie mojego serca przyspiesza i miałem wrażenie, że moja krew wrze. 

- Otworzę - powiedziała z uśmiechem Wanda. Zanim zdążyła dojść do drzwi złapałem ją mocno za ramię i przyciągnąłem ją do siebie. Chciała coś powiedzieć, lecz zasłoniłem jej usta dłonią. W jej oczach widziałem oburzenie i zaskoczenie. Po chwili, gdy miałem już pewność, że nie zacznie na mnie krzyczeć odsłoniłem jej usta.

- Słuchaj, mój ojciec nie może się dowiedzieć o tym kim dla mnie jesteś, rozumiesz? - mówiłem szybko, byłem zestresowany. Dziewczyna spojrzała na mnie zaskoczona. Wiedziałem, że nie rozumie o co chodzi ale nie miałem czasu jej tego tłumaczyć, nie w tym momencie. Ruszyłem w stronę drzwi z sercem na ramieniu. Ostatni raz przejechałem dłonią po mundurze i otworzyłem. Pierwszą rzeczą, którą zobaczyłem były chłodne, niebieskie oczy mojego ojca. Niemal czułem jak uważnym wzrokiem bada całą moją osobę. Zebrałem się na odwagę i odezwałem się pierwszy.

- Witaj ojcze, dobrze Cię widzieć.

- Tak, z pewnością - powiedział jakby od niechcenia. Widziałem, że się niecierpliwił mimo tego iż dopiero co otworzyłem. Jego zachowanie odbierało mi moją pewność siebie. Sam jego widok był dla mnie czymś strasznym. Nie widziałem w nim kogoś kogo mógłbym nazwać tatą, tatusiem. Patrząc na niego jedyne słowo, którym mogłem go określić to ojciec. Przypominał mi trochę golema, postać o której mama zwykła opowiadać mi bajki w dzieciństwie. Golem, istota zrobiona z gliny bądź metalu. Całkowicie pozbawiona duszy. Była jednak jedna różnica pomiędzy moim ojcem, a takim właśnie golemem. Była to mianowicie umiejętność mowy. Golem jej nie posiadał, natomiast mój ojciec traktował ją jaką swoją najlepszą broń. Potrafił dobrać słowa w taki sposób by zranić człowieka dogłębnie, trafić w jego najczulszy punkt. Był również zdolny do manipulacji. Tworzył piękne zdania, które sprawiały, że kojarzył się ludziom z idealnym przywódcą za którym można podążać. Prawda była jednak inna. Mój ojciec był człowiekiem kompletnie pozbawionym uczuć, empatii. Nie był zdolny do współczucia. Jedyne co potrafił to krzywdzenie innych. 

Bez słowa odsunąłem się wpuszczając ojca do środka. W momencie, w którym mnie minął poczułem silny zapach wody kolońskiej i papierosów. Lekko się skrzywiłem i wziąłem walizkę ojca, którą zostawił w drzwiach. Zamknąłem mieszkanie i ruszyłem za ojcem do salonu. Gdy wszedłem do pokoju zobaczyłem Wandę siedzącą na kanapie. Dłonie trzymała na kolanach, siedziała wyprostowana i widziałem, że jest zestresowana. Mój ojciec zbadał ją uważnym, oczekującym spojrzeniem. Wanda nagle zdała sobie sprawę, że mężczyzna na nią patrzy i natychmiast wstała. Podeszła do mojego ojca i podała mu rękę ze spiętym uśmiechem na ustach.

- Dzień dobry, jestem Wanda. Wanda Starska. Bardzo miło mi pana poznać, panie Engel - mówiła bardzo szybko. Ton jej głosu i tempo w jakim mówiła przypomniało mi nasze pierwsze spotkanie. 

- Dzień dobry. Powiedz mi kochana, co robisz w domu mojego syna? - w głosie mojego ojca usłyszałem tą znajomą nutkę pogardy, z którą zwykł odnosić się do Polaków. Wanda również musiała to wyczuć, bo zawstydzona opuściła wzrok i zaczęła nerwowo bawić się guzikiem swetra. 

- Ja... - nie dałem jej dokończyć bojąc się iż powie coś co mogłoby zasugerować mojemu ojcu to, że jesteśmy razem. 

- To sprzątaczka. Sprząta tu - powiedziałem szybko. Ojciec spojrzał na mnie podejrzliwie, lecz na szczęście nie zadawał więcej pytań. Ominął Wandę i stanął naprzeciw mnie.

- Pójdę rozpakować bagaż. Sprzątaczka czy nie, to Polka i nie chcę żeby dotykała moich rzeczy. Bez obrazy, złotko - powiedział w jej stronę. Jego ton był przesiąknięty sarkazmem i pogardą. Widziałem, że Wanda nie do końca wie jak się zachować, więc postanowiłem szybko pozbyć się ojca. 

- Twój pokój jest na końcu korytarza - powiedziałem w nadziei iż sobie pójdzie. Poskutkowało. Po chwili nie było go już w salonie. Wanda wciąż stała w tym samym miejscu i patrzyła w podłogę. Podszedłem do niej i położyłem dłoń na jej ramieniu, lecz ona odsunęła się ode mnie gwałtownie. 

- Sprzątaczka? Thomas, możesz mi to wytłumaczyć? - spytała, a w jej głosie słyszałem gniew i zdezorientowanie. Nie do końca wiedziałem co mam jej powiedzieć. Z jednej strony chciałem powiedzieć jej prawdę, ale z drugiej musiałbym wtedy powiedzieć jej o wielu prywatnych rzeczach, o których nie wie nikt oprócz mnie, ojca i matki. I Klara. Była przy mnie prawie zawsze gdy rodzice się kłócili, a ja nie mogłem wytrzymać w domu. Pomagała mi oderwać się od ciężkiej codzienności za co będę jej dozgonnie wdzięczny. 

- Wando, jeszcze nie teraz. Zaufaj mi i po prostu poudawaj przez parę dni, proszę cię - próbowałem ją jakoś uspokoić, lecz ona wciąż była bardzo poirytowana. Nie miałem jej tego za złe. 

- Jestem z tobą w związku czy w sztuce teatralnej? - spytała oburzonym głosem. Jej oczy wręcz błyszczały z gniewu, a jej policzki były zaczerwienione. Nie miałem pojęcia jak ją uspokoić. Co gorsze, stres wywołany pojawieniem się ojca sprawił, że stałem się podenerwowany. Powoli czułem, że tracę kontrolę nad tym co mówię, a wypity wcześniej alkohol nie pomagał mi w samokontroli.

- Naprawdę musisz się ze mną bawić w rodzinę akurat teraz? To nie może poczekać do wyjazdu mojego ojca? - starałem się nie podnosić głosu. Nie chciałem, żeby ojciec przypadkiem usłyszał naszą rozmowę. Oznaczałoby to koniec mojego planu, mimo tego, że nawet do końca się nie zaczął. Słysząc moje słowa Wanda spojrzała na mnie oburzona.

- Czy ty jesteś poważny? - spytała cicho. Widziałem jej gniew. Sprawiał on, że ja jeszcze bardziej się nakręcałem i ledwo powstrzymywałem się od wybuchu. 

- Nie, pytanie brzmi czy ty jesteś poważna. Jest wojna, Wando. Jestem Niemcem, ty Polką. Jak myślisz, możemy stworzyć normalną rodzinę? - spytałem i spojrzałem jej w oczy próbując się uspokoić. Wanda patrzyła mi w oczy twardo lekko zaciskając wargi. Widziałem w jej spojrzeniu upór.

- Gdybyś tego chciał to byśmy mogli. Ale oczywiście ciebie to nie interesuje. Uważasz, że jestem niepoważna - wyrzucała z siebie słowa z zawrotną szybkością. Widziałem, że nie odpuści. 

- Oczywiście, że tego chcę - powiedziałem biorąc jej twarz w dłonie i patrząc jej głęboko w oczy. - Musisz po prostu zrozumieć, że nie jest to możliwe dopóki trwa wojna. Może kiedyś, kiedy to wszystko się skończy.

- Czyli kiedy? Za rok? Dwa lata? A może dziesięć? - złość Wandy zmieniła się w smutek. Patrzyła na mnie z żalem, a ja poczułem jak i mnie gniew opuszcza. 

- Nie wiem. Ale jestem gotowy na ciebie poczekać. Musisz tylko mi zaufać, to jedyne o co proszę - powiedziałem. Pogładziłem jej policzek kciukiem i przyciągnąłem ją do siebie. Nie zaprotestowała. Objąłem ją rękami w pasie, a ona przylgnęła do mnie z cichym westchnieniem. Staliśmy tak w ciszy, nie wypowiadając ani słowa. Zatraciliśmy się w sobie na tyle, że nie usłyszeliśmy Jasia wchodzącego do pokoju, w którym zatrzymał się mój ojciec. Zdaliśmy sobie z tego sprawę dopiero wtedy, gdy do naszych uszu doszedł krzyk mężczyzny.

- Thomasie, kim do cholery jest to dziecko?!

Die Order [zakończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz