Was it hell or high water that broke our hearts?

3.3K 229 36
                                    

Prawie wybiegłam z mieszkania Thomasa. Ściskając w dłoni rączkę Jasia wypadłam na warszawską ulicę. Spodziewałam się, że wyglądam strasznie. Rozczochrane włosy, zaczerwienione oczy i policzki, ciężki oddech. Ludzie dookoła wpatrywali się we mnie z niepokojem, lecz mnie to nie obchodziło. Chciałam po prostu znaleźć się jak najdalej od wszystkiego, jak najszybciej. Ruszyłam ulicą trzymając Jasia za rękę. Szłam szybko z opuszczoną głową. Czułam, że coraz więcej łez zbiera mi się pod powiekami. Wciąż nie do końca zdawałam sobie sprawę z tego co się stało. Zacisnęłam pięści.

- Ciociu, to boli - wymamrotał Jasiu. Opamiętałam się i zwolniłam uścisk. Spojrzałam na niego z troską i uśmiechnęłam się.

- Przepraszam kochanie.

Znów zaczęłam wpatrywać się w ziemię. Nie chciałam by ludzie zobaczyli łzy w moich oczach. Idąc z wzrokiem wbitym w ziemię nie zauważyłam człowieka stojącego na drodze przede mną. Z pełną szybkością wpadłam na jakiegoś mężczyznę. Praktycznie odbiłam się od jego pleców i mało brakowało, a znalazłabym się na ziemi. Z trudem złapałam równowagę i otrzepałam sukienkę z niewidzialnego pyłu. Podniosłam wzrok by zobaczyć na kogo wpadłam i oniemiałam. Stał przede mną nie kto inny jak Heinrich. Dawno go nie widziałam, a od czasu naszego ostatniego spotkania bardzo się zmienił. Jego włosy były trochę dłuższe, lecz nadal ułożone w tą samą, staranną fryzurę. Lewą brew przecinała mu blizna, której historii nie znałam. Zmienił się także wyraz jego twarzy. Pamiętam, że gdy spotkałam go pierwszy raz był uśmiechnięty, wesoły, może nawet trochę nieśmiały. Teraz jego oczy miały surowy wyraz, wyglądał  jak typowy gestapowiec; z sadystyczną iskierką w oku. Nie potrafiłam uwierzyć jak bardzo się zmienił. Mimo to nadal był niesamowicie przystojny

Mężczyzna spojrzał na mnie i jego wyraz twarzy gwałtownie się zmienił. Na zaciśnięte usta wstąpił promienny uśmiech, okrutny błysk w oku zniknął i ustąpił miejsca wesołym iskierkom.

- Wanda! I... Dziecko - miał trochę zmieszaną minę patrząc na Jasia. Chłopczyk opuścił wzrok unikając spojrzenia mężczyzny. - To... Wasze? Twoje i Thomasa?

Poczułam nieprzyjemne ukłucie w klatce piersiowej słysząc imię Thomasa. Mimo to przywołałam na usta uśmiech.

- Nie, mały ma pięć lat, opiekuję się nim.

- Aha, rozumiem. Wszystko w porządku? Jesteś trochę roztrzęsiona - powiedział mierząc mnie uważnym wzrokiem. Zarumieniłam się. Nie wyglądałam najlepiej i nie chciałam by oglądał mnie w takim stanie. 

- Ja... - nie wiedziałam co mam powiedzieć, więc po prostu opuściłam wzrok. Heinrich zauważył, że coś jest nie tak i spojrzał na mnie zmartwionym wzrokiem. 

- Chodź, odprowadzę cię do domu - powiedział i wziął mnie pod rękę. 

- Nie trzeba, naprawdę - chciałam go jakoś spławić, lecz nie było to łatwe. Heinrich uśmiechnął się pod nosem i zaczął prowadzić mnie w stronę mojej kamienicy bez słowa. Poddałam się i ruszyłam za nim. Jasiu dreptał u mojego boku co chwila spoglądając nieśmiało na Heinricha. Na myśl nasunął mi się pewien obraz. Mój tata trzymający pod ramię moją mamę i ja trzymająca dłoń mojej mamy. Byliśmy wtedy na wycieczce w Krakowie. Pamiętam to jak dziś. Tata zabrał nas chyba w każde miejsce w tym mieście. 

Całą drogę przeszliśmy w milczeniu. Gdy dotarliśmy do moich drzwi Jasiu bardzo się ożywił. Spojrzał na mnie szczenięcymi oczami i cichutko spytał:

- Ciociu, mogę iść do Madzi?

Spojrzałam na niego lekko zaskoczona.

- Do Madzi? Kto to?

- Wczoraj widziałem taką dziewczynkę na korytarzu. Powiedziała, że mieszka na przeciwko i mogę do niej dziś przyjść - wytłumaczył chłopiec. Domyśliłam się, że chodzi o wnuczkę mojej sąsiadki. Chciałam mieć trochę spokoju, więc się zgodziłam. Jasiu w sekundę znalazł się pod drzwiami owej dziewczynki i już po chwili zniknął w środku. Spojrzałam na Heinricha.

- Eee... Chciałbyś może... Wejść? - spytałam nieśmiało. Mężczyzna uśmiechnął się lekko pod nosem i przytaknął. Weszliśmy do środka. Chciałam zamknąć drzwi, lecz wszystko potoczyło się za szybko. Heinrich momentalnie znalazł się przy mnie. Naparał na mnie swoim ciałem przez co oparłam się o drzwi, w rezultacie zamykając je. Gestapowiec nachylił się i pocałował mnie w usta. Nie zdawałam sobie sprawy z tego co robię. Oddałam pocałunek i przyciągnęłam żołnierza jeszcze bliżej. Mężczyzna dotknął mojego mokrego od łez policzka. Gdy zdał sobie z tego sprawę natychmiast się odsunął i spojrzał na mnie przerażony. Po mojej twarzy spływały duże ilości łez, a całe moje ciało zaczęło drżeć. Czułam tak potworny smutek i złość. Na siebie, na Thomasa. To co przed chwilą się wydarzyło miało wyciszyć mój ból, lecz nie zadziałało co wprawiło mnie w jeszcze większą rozpacz. Miałam ochotę zwinąć się w kłębek i płakać tak do końca dnia. Heinrich stał przede mną z zaskoczonym i przestraszonym wyrazem twarzy. 

- Ja... Przepraszam. Boże, przepraszam, czy to moja wina? Nie powinienem był tego robić, przepraszam Wandziu - powiedział jąkając się. Nie chciałam, żeby się tak czuł. Zebrałam w sobie wszystkie swoje siły i podeszłam do niego kładąc mu dłoń na policzku.

- To nie twoja wina - wyszeptałam patrząc mu w oczy. Może jednak nie zmienił się tak bardzo i wciąż jest tym Heinrichiem, którego kiedyś znałam. Mężczyzna westchnął i objął mnie w talii. Przyciągnął mnie do siebie i mocno przytulił. Na początku miałam wrażenie, że robi to za mocno, ale po chwili zorientowałam się, że taki mocny uścisk rzeczywiście pomaga. Położyłam głowę na jego klatce piersiowej i zamknęłam oczy. Mój oddech zaczął się wyrównywać i spowalniać. Po chwili całkowicie się uspokoiłam i odsunęłam się od żołnierza. 

- Dziękuję - powiedziałam cicho. Mężczyzna położył dłoń na moim policzku i lekko się uśmiechnął.

- Chyba musimy porozmawiać, co? - spytał z troską w głosie. Delikatnie uniosłam kąciki ust.

- Chyba tak.

Die Order [zakończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz